niedziela, 30 grudnia 2018

Na skrzydłach Rocranon: dinozaury, mantykora i masło w pancerzu

MG: tsar
Postacie:
Błazen Feste (Mijau) - czarnoskóry młodzieniec z zamorskich krain, o pomalowanej bielidłem twarzy i lepkich rączkach. Lubi warzyć różne podejrzane mikstury, pakować drużynę w tarapaty i płatać figle (szczególnie Montcortowi).
Łowca Keffar zwany Twardzielem (Parasit) - dzielny, muskularny i waleczny Ostrojczyk (aka wiking). Niektórzy zwą go też Brunatnym, ale poza najbliższymi towarzyszami nikt nie wie, skąd wzięło się to mrożące krew w żyłach przezwisko...
Lord Montcort, sokolnik (smartf0x) - świeżo upieczony szlachcic, za plecami zwany pieszczotliwie przez towarzyszy "hrabianką". Dowódca części wojsk, które mają za zadanie bronić Sotham przed atakiem ryboludzi z głębin. Najnowszymi nabytkami podnoszącymi obronność miasta są dwa słonie, Maniek i Dolores, oraz maskotka oddziału - Sir Burgess, dzielny buldog.
Dziki łowca Nuadu (Żuk) - nieustraszony wojownik, który sieje grozę w sercach wrogów, gdy wyciąga swe dwa miecze. W lesie czuje się jak w domu. Lubi wiewiórki, szczególnie gdy nikt nie widzi...
Alchemik Simeon (Robson) - wielce mądry, a na dodatek lekko draśnięty zębem czasu uczony z zamiłowaniem do przeprowadzania eksperymentów z udziałem ognia i wybuchów.
Szamanka Mabon (MidMad) - wstydliwe, młode i niezwykle żarłoczne dziewczę z Paezurii, lubujące się w pląsaniu wśród drzew, oswajaniu zwierzątek i pieczonych kurczakach.
Eorhtweard Allilson (Ungrim) - nowy i z dawna wytęskniony nabytek drużyny - giermek Lorda Montcorta o niewymawialnym imieniu, zwany przez towarzyszy pieszczotliwie Yrtfyrtem ("Eorthweard, panie!"). 


W nowym sezonie statek bohaterów, "Kalmar", zbliża się do wybrzeży Paezurii, domu kuglarza Festego. Ten martwi się nieco swoją obecną sytuacją, która lekko się skomplikowała. Część towarzyszy nie wie, o co chodzi, ale z pomocą nadchodzi Keffar, tłumacząc w krótkich wojskowych słowach:
– Festego wyrzucili z gildii pajaców.
– Kuglarzy! – rzuca Feste z wyrzutem.

Nowy członek drużyny, giermek Lorda Montcorta, niejaki Eorhtweard Allilson, wolą dziadka ma zostać rycerzem, sam jednak ma wiele ciągot naukowych. Lord Montcort stara się przekonywać młodego wychowanka, za przykład dając drużynowego alchemika.
– Popatrz. Kiedy ponad rok temu poznałem pana Simeona, był dwumentrowym siłaczem, herosem. A potem zaczął czytać książki i patrz teraz na niego. 


Na pokładzie "Kalmara" zebrała się niezwykła grupa indywiduów. Kiedy kuglarz Feste przebiera się w swoje profesjonalne ubranie (kolorowy kombinezon i czapka z dzwoneczkami), Eorhtweard ze zrozumieniem zwraca się do Montcorta:
– Już się nie dziwię, panie, że mówiłeś, że będzie niezły cyrk.

Jeden z graczy, Ungrim/Eorthweard, liczy skład osobowy wyprawy. Wychodzi mu, że liczba nie jest okrągła, brakuje jednej osoby. Tymczasem część załogi korzysta z postoju w Porcie Nuora (a'la arabskie miasto), do zwiedzania ruin dawnego zamku. Niespodziewanie na jednym ze zrujnowanych krużganków znajdują zapłakane dziecko. Drapią się w głowę, co by tu zrobić.
– Bierzcie! – rzuca szczęśliwy Eorthweard – Będzie 40 osób! Dobierzemy małego Alibabę i będzie w pytkę!

MG tłumaczy, że większość ludzi w tych słonecznych stronach ma ciemniejszą karnację niż w krainach, z których pochodzą gracze.
– Wiecie, ludzie nawet jeśli nie są czarnoskórzy, to są wręcz mocno opaleni.
– Dużo osób hobbystycznie tu w dodatku zbiera bawełnę, od tego się ciemnieje zazwyczaj – rzuca niewinnie Nuadu.

Eohtweard nieśmiało zgłasza chęć udania się do słynnej biblioteki w Porcie Nuora. Lord Montcort, martwiąc się o jego bezpieczeństwo, natychmiast przydziela mu eskortę czterech wojowników. Simeon proponuje nieśmiało:
– Może ja bym z nim poszedł?
– Nie! – wzbrania się lord Bo ty przerobisz go na alchemika!

Lord Montcort nagle zorientował się, że wszyscy jego towarzysze uderzyli w miasto, a on został sam z załogą na statku. Widząc jego samotność, podchodzi do niego pani bosman.
– Podchodzi do ciebie bosman statku, kobieta o imieniu Eadburh. – zaczyna MG.
Mabon uczynnie podpowiada koledze, widząc jego zdziwiony wyraz twarzy:
– Eadburh to ta bosman, co była jeszcze pod poprzednim kapitanem Masymem Roge.
– Słyszałem, że nawet nie raz... – dodaje uczynnie Eorthweard.

W dziwnej świątyni czterech ostrojskich wojowników, zostało zatrudnionych do pilnowania ciała zmarłego "brata", po którego w nocy przyjść mają demony z podziemnego świata. Nikt nie tłumaczy wojownikom, że częścią rytuału jest pojawienie się przebranych za potwory kastratów. Nim postaci graczy orientują się co jest grane, jeden z kastratów już leży nieprzytomny na posadzce, a drugi, niestety, pada martwy. Montcort pogrąża się w nagłym smutku nad ciałem młodego chłopaka.
– Młody, początkujący, paezurski aktor. Już nigdy nie będzie Englertem.
Kolejnego trafia swym toporem Keffar:
– Nigdy nie lubiłem Adamczyka...
Pozostali "napastnicy" uciekają z przerażeniem. Nuadu krzyczy:
– Łap Karolaka!

Drużyna dziwi się, jak można być tak głupim, żeby nie ostrzec Ostrojczyków o przebiegu rytuału pożegnania. Eorthweard ma własną teorię.
W tym wszystkim chodzi po prostu o zachowanie odpowiedniej fluktuacji kastratów w kulcie.

Kapitan Hel, dowodzący "Kalmarem", patrzy na listę zaopatrzenia:
Nie nie, to bez sensu tyle jedzenia, dokupimy po drodze...
A on wie, ile Mabon je dziennie? – rzuca niewinnie Feste.

Giermek Eorthweard podsumowuje tradycje religijne innych nacji:
Naolejowany bóg niesie kaganek oświaty... To brzmi jak koszmar pana od BHP!

Drużyna wyruszyła zwiedzać bibliotekę. MG zaczyna:
– Dajcie mi proszę mała chwilkę, tylko na coś sobie rzucę...Wszyscy są pełni złych przeczuć.
Eorthweard rzuca scenicznym szeptem:
A w bibliotece za regałem... Mantykoooora! 

Kolejna sesja kampanii dzieje się w gorącym klimacie, na tropikalnej wyspie. Rozmowa schodzi na niezwykle ważki temat: jak to jest ze zbrojami i nagrzewaniem się – zwłaszcza u Lorda Montcorta, który niedawno nabył wspaniałą, rycerską zbroję kolczą. Montcort rzecze ze znawstwem: 
– Jasne, nie noszę mojej kolczugi na co dzień, ale chciałbym mieć informację ile czasu potrzebuję żeby ją założyć.
– No właśnie, ile się zakłada taką zbroję...? – MG zadaje sobie pytanie na głos.
Montcort bardzo szybko dorzuca, zanim MG powie coś więcej: 
– 5 sekund! Ja mam ją nasmarowaną masłem od środka i się wślizguję w nią!


Drużyna obserwuje żerującego na brzegu olbrzymiego brachiozaura. Montcort jest wyraźnie zaintrygowany.
– A jakiej długości jest ten zwierz?
– No jakbyś nie liczył ogona... – zaczyna MG.
Montcort wchodzi mu w słowo: 
– Nie liczę ogona, bo się złoży.
– ... nie liczył ogona to jakieś 30 metrów – kończy MG.
Montcort rachuje w głowie: 
– 30 metrów. 30 metrów... a mógłbyś nas przerzucić na mapkę statku, chciałem sprawdzić wymiary ładowni...
MG wykonuje mentalnego facepalma, a Montcort nadal się tłumaczy:
– Mamy słonie, ale jak byśmy mieli kawalerię na tym czymś...!
Mabon zaśpiewuje popularną od czasów nabycia słoni przez drużynę melodię "Dolores": 
– Bom bom bom bom bom! dinożarł!


Już drugi gracz dopytuje się o bestię, widocznie nie wiedząc, gdzie dokładnie widziano brachiozaura.
Keffar uprzejmie wskazuje: 
– Tu był, w zatoce.
Feste nagle olśniony rzuca: 
– Tam był! Acha!
– Wy wogóle nie słuchacie co mówi nasz umiłowany Mistrz Gry! - podlizuje się bezwstydnie Nuadu.
– Poza mną! – dorzuca wazeliny do ognia Mabon – Bo ja każde słowo z jego warg spijam właśnie!
– To tak jak ja właśnie! – szybko dodaje Nuadu.
MG lekko zmieszany przerywa pokaz podlizywania się: 
– No, no! Dość tego, gramy!
– Patrz! – Mabon szepce teatralnie do Nuadu – Zarumienił się!



Gracze planują lądowanie na małej wysepce. W ruch idzie kilkuosobowa szalupa, trzeba podzielić załogę statku na grupy do zejścia na ląd.
– Jak przystało, najpierw my. Jak w StarTreku. Cała wierchuszka, jak ktoś zginie, to nikt nie ocaleje na okręcie.
– Ja nawet oznaczyłem kilka miejsc do lądowania. –  giermek Eorthweard usłużnie zwraca się do swojego rycerza – Jedno nazwałem Utah, drugie Omaha, jedno Sword, Juno i Gold.
– To ja proszę Omaha nie! Nie będę się wspinał na żadne klify! – protestuje Montcort.
– Rzeczywiście są na jednej klify, ale nie wyglądają groźnie. – wyjaśnia giermek.
 To zwykła plaża – uśmiecha się przebiegle MG  wysoki brzeg, ale krótka plaża.
– Tak, tak! Zwykła, krótka plaża. – w Montcorcie odzywa się paranoja – Smocze zęby, bunkry i 98-ka na wprost Kalmara!



Ciągłe żarty na temat pary zakochanych, Mabon i Folkego, prowadzą do kolejnych wyjaśnień MG. Tym razem kontra rozbawionych graczy zahaczyła o zwierzęcego towarzysza Keffara, rosomaka Lumipallo.
 Jak zobaczycie w czasie rejsu, parka jest bardzo grzeczna, nawet w kajucie... – zaczyna niewinnie MG.
Eorhtweard dorzuca: 
 Bo rosomak na nich patrzy.
 Keffar specjalnie wstawił go im do kajuty – dodaje Montcort.


Folke schodząc do szalupy z okrętu o mało co nie zaliczył wpadki, zawisł na burcie, a wciągnięty do środka przez innych bohaterów rozkołysał całą szalupę, która o mało nie przewróciła się, uderzając w Kalmara. Po chwili zebrał się w sobie i uspokojony podziękował za pomoc. Montcort spojrzał na niego i lekko ironicznie rzucił.
– Zaatakowałeś jak piechota morska.
 Prawda? – mówi Mabon z zachwytem, wzdychając. – Widać, że wojskowy.
– On nawet jak się wypierdoli, to Mabon się będzie cieszyć – dodaje Eorthweard.



Gracze wylądowali na niewielkiej wysepce, szalupa wróciła na okręt po kolejnych załogantów. MG dopytuje.
 Chciecie już jakiś zwiad robić, czy czekacie na resztę?
 Poczekajmy – proponuje Montcort.
– Nie no trzeba się rozejrzeć - oponuje Keffar.
 Ja bym zrobiła tak. Najpierw zabezpieczyć perymetr. – zaczyna Mabon.
– Skąd takie mądre słowa znasz? – pyta Keffar zaciekawiony.
– Miała szkolenie w wywiadzie – podsumowuje bezlitośnie lord, nadal mając ciągle żal za zdradę Mabon z ostatniego sezonu. [Hej! To nie była żadna zdrada! Ja tylko brata szukałam i mnie oszukano! Jestem niewinna! – przyp. Mabon]


Drużyna znajduje resztki jakiegoś ludzkiego obozowiska. Mabon poszukuje zaginionego brata, więc gdy grzebiąc w ziemi coś znajduje, chce dokładnie obejrzeć znalezisko:
– Wyciągam i badam narzędzie.
– Rzuć sobie na tężec – podsumowuje Keffar, widząc, żę MG nagle wertuje jakiś podręcznik.


Na wyspie żyją wielkie łasice, Nuadu ostrzega pozostałych, aby mieli się na baczności i nie oddalali się sami. Folke trochę powątpiewa w zagrożenie.
 Po prostu – tlumaczy Nuadu  żyją tu wielkie drapieżniki, nie oddalajcie się.
Montcort idzie z pomocą: 
– Pomyślcie, jeśli łasica jest tu wielkości wilka, to jakiej wielkości jest wilk?
– Licząc prostą proporcjonalną to trochę większy od dużego konia, panie – dodaje usłużnie Eorthweard.
 Dziękuję. – Montcort chwali giermka – Tak sobie myślę, oprócz tego, że wykształcony, to jeszcze asperger.


Feste poszedł siku, o czym gracz poinformował w away-tekście na komunikatorze gry.
Montcort dopytuje się: 
– Feste poszedł siku?
 On był sprytny, nie poszedł siku do lasu bo tam łasice, tylko do morza. – wyjaśnia Eorthweard.
 Rekin mu upierdoli końcówkę – rozmarza się Keffar.
– Przecież nie wchodzi po siusiara! – oponuje MG.
A tam – prostuje Nuadu – po siusiara dla niego to trzy kroki do wody.
– Pamiętaj że, jest czarny – dodaje Montcort.


MG nagle niby bezinteresownie rzuca dobrą radą:
– Jeśli podzielicie się na kilka grup, to szybciej przeszukacie całą wyspę…
Simeon, dowodząc swojego instynktu samozachowawczego, scenicznym szeptem szybko dodaje: 
– NIE SŁUCHAJCIE GO!!!


Montcort stracił cierpliwość w czasie rozmowy z Folkem i zaordynował swojemu giermkowi wyjście na siku, gdyż dla minimalizowania niebezpieczeństwa drużyna postanowiła tę czynność wykonywać zawsze w grupkach. Eorhtweard opisuje scenkę rodzajową: 
– Stoimy w krzakach, cisza, słychać tylko, że coś kapie. Odzywam się: "Lordzie Montcort, niech się pan zastanowi. Możliwe, że od dziesiątków dni, nikt nawet nie postawił ludzkiej stopy, a tu w krzakach leje dwóch lordów. Hihihi."


Terror, orzeł lorda Montcorta polował, nażarł się i po powrocie do właściciela niechętnie reaguje na nowe zachęty do lotu zwiadowczego. Montcort z wyrzutem mówi do ptaka: 
– Wpierdalasz ciągle! Jaki ty jesteś leniuch! Wielki i nieruchawy!
 Może jest w ciąży? – pyta zatroskany Eorthweard.
 Boże. Jest w ciąży? Jest samcem! I jest ptakiem! Nie wiem co jest ważniejsze, że nie może być w ciąży! – piekli się Montcort.
 Na statku było dużo wyposzczonych marynarzy, nigdy nic nie wiadomo? – dodaje z namysłem Keffar.
– Może ma tak zwane zaparcie jaja? – wyjaśnia Nuadu.


Rozmowa o tym, czy Feste ma coś wspólnego z wrogą drużynie organizacją Kościołem Ostatecznego Porządku. MG rozwiewa wątpliwości:
– Nie, raczej nie.
 To chaotyczna bestia. – mói Montcort.
 Przez moment był taki uporządkowany, razem z alchemikiem Simeonem, bo się podotykali i się im odmieniło na moment. – wyjaśnia Nuadu, chcąc nawiązać do pewnej przygody, podczas której charakter postaci uległ zmianie pod wpływem magicznego przedmiotu.
 Bo macali kamień – tłumaczy się Simeon.
– Prawilne chłopaki – dorzuca Feste.
– Świadomy siebie mężczyzna jeśli ma ochotę na przygodę gejowską, to ma pełne prawo do niej – rzecze MG z przekonaniem.
 Ja uważam, że nie ma bardziej męskiego seksu niż seks gejowski, w końcu bierze w nim udział dwóch mężczyzn – podsumowuje Nuadu.


Drużyna szybko wycofuje się z lasu, gdzie spotkała małe, cieniste istoty, które napędziły postaciom stracha. W obozie nad morzem drużyna jest szybciej, niż można by się spodziewać. Nuadu podsumowuje: 
– A jak ktoś teraz nas zapyta w obozie "I co? Znaleźliście tam coś?" To odpowiadam: "A spierdalaj!".

środa, 28 listopada 2018

Warhammer: Granice (cierpliwości MG)

System: Warhammer 2 ed. (sandbox)

Wszechwiedzący MG: Parasit

Zagubieni w świecie gracze:

Erhardt (smartfox) - zubożały, waleczny wojak-hulaka szlacheckiego pochodzenia, co z niejednego pieca chleb jadł. Noce spędza w ramionach przygodnych niewiast, a dnie – na leczeniu kaca. Mistrz ciętej riposty.

Grundi (Jarek) - nieustraszony wojownik krasnoludzki (obecnie na posadzie gońca) z wrodzoną nienawiścią do orków i miłością do spirytusu krasnoludzkiego. W wolnych chwilach lubi porównywać halabardy z kolegami.

Heinz (Varden) - tajemniczy, na czarno odziany zabijaka, handlarz żywym towarem, typ spod ciemnej gwiazdy. Przez towarzyszy pieszczotliwe zwany "Keczupem". Nie rozstaje się ze swoją kuszą. Za złoto sprzedałby rodzoną matkę. I wujka. I pradziadka. Módlmy się, żeby tylko nie sprzedał drużyny.

Wacław (Łukasz) - wieśniak pełną gębą. Brzydki jak noc. Wychowywany na zabitej dechami wsi przez samotną matkę, która podobno miała krótki acz owocny romans z ogrem. Po domniemanym tatusiu odziedziczył maniery i inteligencję. Obecnie młody żonkoś mimo woli z potomstwem (czy aby na pewno swoim?) w drodze.

Waldemar z Wurdbadu (tsar) - bezrobotny ekonom, zasadniczy jegomość, którego na szlak wypędziła konieczność znalezienia nowego zatrudnienia. Obecnie na posadzie wojskowego skryby. Zwolennik ekspansji gatunku ludzkiego i zaciekły wróg „tych cholernych niziołków”. Nie przepada za urzędnikami miejskimi.

Vivandrel Larolindanen (MidMad) - uczona elfka (czyt. kujon i mól książkowy), która wzięła urlop dziekański na Uniwersytecie Altdorfskim akurat w momencie inwazji sił Chaosu (przypadek...?). Nie przeszkadza jej to jednak w badaniach naukowych i niekończącym się pouczaniu towarzyszy.


Waldemar rozmawia z Grundim. Okazuje się, że kontrefekt Grundiego łudząco przypomina Thorina Dębową Tarczę. Waldemar zagaja:
- E, a tą tarczę to dębową masz?
- No oczywiście! Jak każdy krasnolud! A gdzie twoja tarcza? Każdy prawdziwy krasnolud ma tarczę!
Waldemar zastanawia się, co wojowniczy towarzysz miał na myśli, ale w końcu gryzie się w język, obawiając się temperamentu krasnoluda:
- Ech.
- Chciałeś coś powiedzieć?
- A nie, już nic.
- Z tobą to zupełnie jak z babą krasnoludzką, pytasz co się stało, ona mówi, że nic, a potem budzisz się na podłodze bez dwójki na przedzie.


MG przygotowuje scenę walki. Pojawia się mapka taktyczna. Gracze jakoś nie kwapią się do stawienia czoła przeciwnikowi.
- Ustawcie się na środku mapy.
Tokeny graczy pozostają na krawędzi mapy, bez ruchu.
- No ustawcie się na środku mapy! - MG przesuwa tokeny. W tle słychać jęki "bohaterskich" graczy.
- A nie możemy ustawić się na krawędzi mapy, żeby wrogowie nie mogli nas otoczyć?
- NIE! - rzuca MG.
- *chóralny wzdych*


W trakcie potyczki: wszyscy walczą z pojawiającymi się jakby znikąd szkieletami, nagle wieśniak Wacław rzuca filozoficzne pytanie:
- A w zasadzie to dlaczego mamy z nimi walczyć?

Smartfox się spóźnia. Przychodzi akurat wtedy, gdy Grundi opisuje scenkę rodzajową:
- Podchodzę ze swoją halabardą do halabardzisty i sobie porównujemy… Muszę wiedzieć, która jest większa!
Smartfox się oburza:
- Dlaczego jak przychodzę na sesje to pierwsza scena to porównywanie halabard?!
- Przypadek? Nie sądzę!

Vivandrel martwi się o niezaliczone kursy na studiach wobec inwazji chaosu. Erhardt mówi, że są jeszcze uniwersytety w Estalii. Przystojny NPC z dalekich stron - Esteban - potwierdza:
- Tak, są w Estalii, owszem!
- Zaliczył pan tam jakieś kursy? - zaciekawiona elfka drąży temat.
- A owszem!
- A ty, Grundi - pyta zaciekawiony Erhardt - też tam zaliczałeś jakieś kur... ekhem...y?
Chcąc zaimponować elfce swoją kulturą, Grundi odpowiada:
- Nie, my drób zostawiamy w spokoju!


Eckharda obudził jego niespokojny koń.
- Uspokajam konia…
Grundi krzyczy z przestrachem:
- Tylko go nie bij!!!

Calhoun, gadatliwy NPC odratowany przez drużynę gada jak najęty, gęba mu się nie zamyka.
Eckhardt szepcze, mając już dość paplaniny:
- Wacławie, czy masz coś, co można wsadzić do uszu?
Wacław odpowiada:
- Jemu? Dwie strzały!

Grundi do Eckharda, strapionego swoją dolą, w podróży:
- Jak byś chciał na ten temat tak po krasnoludzku porozmawiać…
- NAJEBAĆ SIĘ?! Tutaj? A w sumie…

Drużyna spotkała czarnoskórego przybysza z papugą. Zaściankowy Erhard popisuje się niewybrednymi żarcikami:
- Patrz, ma system naprowadzania na plantacje bawełny!

Vivandrel zachwyca się ptakiem - papugą nowego przybysza. Heinz rzuca półgębkiem:
- A zauważyłeś, ze jak elfka spotyka faceta, to od razu na ptaka patrzy?

Drużyna wyjeżdża w dalszą drogę. Daleka podróż, trzeba prowiant zgromadzić, żeby głód nie zajrzał w oczy już i tak wychudłym śmiałkom, którzy dawno się nie najedli. Waldemar pyta mieszkańców faktorii górskiej:
- A kurę jakąś macie? Albo inne jakieś zwierzę gospodarskie?
Grundi się oblizuje.
- A po co ci?
- W celach religijnych...
Grundi robi facepalma. Jego żołądek też. A Waldemar, jak gdyby nigdy nic, składa ofiarę z ptaka Taalowi.



MG przygotował piękną mapkę, nie wiedział jednak, 
że pojawi się na niej plemię dzikich kutaczanów!


Drużyna ciągle śmieje się, że Wacław jest półogrem, a jego mama miała "przygodę" z ogrem, bo wyszedł taki brzydki. Następuje walka z orkami. Okazuje się, że Erhardt walczy z postawną ogrzycą. Wacław zwraca się do niego, przekrzykując zgiełk bitewny:

- Ej, weź jej numer telefonu!


Rozmowa z lokalnym magiem schodzi na temat tego, który uniwersytet jest najlepszy. Vivandrel dumnie stwierdza:
- Ja jestem z uniwersytetu w Altdorfie!
- Całkiem dobry… - zaczyna mag Landolf - … ale jak mi wiadomo, w Nuln jest lepszy.
Elfka robi smutną minę i chce protestować, ale Erhardt podsumowuje, przypominając, w jakich czasach żyje drużyna:
- Na razie to jałowa dyskusja, bo obecnie przoduje Lotny Chaosycki Uniwersytet Wpierdolu!

Vivandrel wybiera karczmę na podstawie oferowanego menu:
- Ale czy podają tam kurczęcinę z kurczat hodowanych ekologicznie?
- … i kurwy? - dopytuje rozmarzony Erhardt.


Waldemar próbuje zmusić do działania miejskiego skrybę, który aktualnie ma przerwę obiadową.
- Mam “Przemawianie”, jak mówię, to się mnie słucha!
- Ale wiesz - sprowadza go na ziemię MG - że on ma umiejętność specjalną “Urzędnik”?


Legendarne miasto krasnoludzkie, z którego, jak wieść niesie, pochodzi Grundi.



Grundi z Waclawem mają ciche dni, ponieważ ten pierwszy bardzo pragnął pewnej kolczugi, którą podstępnie zwinął mu Wacław. Jakiś czas później Grundi znajduje tarczę, która przypada mu do gustu... Wacław znów chce jednak zagrabić kolejny łup:
- O! Znalazłem tarczę!

Heinz znalazł dwa pistolety. Eckhard, któremu marzy się bycie rajtarem, robi maślane oczy do kolegi:
- Pane, deeej, mam hore imperjum!

Grundi kolejny raz ma pecha w rzucie na leczenie, gdy trzeba opatrzyć pewnego złodzieja. Wacław stwierdza:
- Grundi, sprawdź, może ty nie masz leczenia tylko gotowanie?
- Faktycznie ten ranny złodziej jakiś taki kościsty...

Wacław ożenił się z babą, która mu wmawia dziecko. Nasz śmiałek musiał jednak skapitulować wobec presji społecznej i urzędników miejskich, grożących mu tymi, no, alu... amu...limentami i więzieniem. Małżonka to duża, silna baba na schwał. Dzień po ślubie wyciągnęła go pijanego z knajpy brutalnie do domu, że aż stracił przytomność. MG opisuje noc:
- Budzisz się. I czujesz, że coś ci gmera w spodniach.
Wacław przez sen rzuca z przerażeniem:
- Co robisz, przecież wystarczyło poprosić...

Elfka pyta o zaginione dziecko - niejakiego Jontka - w karczmie. Podejrzewa handlarzy niewolników o porwanie go. MG odpowiada:
- Nie, o Jontku nie ma żadnych informacji.
- A czy w ogóle coś nowego wiedzą? - elfka nie daje za wygraną.
- Zadajesz zbyt ogólne pytania...
Elfka wyrzuca z siebie słowotok: 
- Czy ktoś coś mówił o dzieciach, czy pojawiło się dziecko, a może ktoś przyprowadził? Czy mówili o jakimś porwaniu dziecka, albo czy ktoś chce sprzedać lub kupić dziecko…?
MG wzdycha, na skraju cierpliwości.
- NIE.

Tymczasem wieczorem w knajpie trwa dyskusja o wadach i zaletach różnych ras. Waldemar odsłania swoje niepokojąco rasistowskie poglądy:
- Niziołki zabierają nam pracę. A elfy skupują nasze dzieci!
… na lembasy! - dorzuca ochoczo Eckardt.

Nie jest tajemnicą, że Wacław nieco obawia się swojej dorodnej małżonki i ciągle jej unika. Natomiast Heinz robi maślane oczy na jej widok i stara się z nią jak najczęściej widzieć. Elfka podsumowuje:
- Za każdym razem kiedy pojawia się żona Wacława, policzki Heinza różowieją...
- A spodnie takie sztywne! - dorzuca Grundi, rechocząc.

MG pyta, czy na czas świętych obrzędów w lesie ku czci Taala drużyna bierze ze sobą broń i cały ekwipunek.
- Oczywiście - odpowiada pewny siebie Grundi.
- Cały ekwipunek? I tak będziesz biegał po lesie?
- A co jest złego w bieganiu po lesie z halabarda, dębową tarczą na plecach, dwoma toporami, sztyletem i w kolczudze? Acha, i z włócznią?

W lesie podczas obrzędów ku czci Taala drużyna spotyka orków, również zajmujących się swoimi rytuałami. Następuje zawieszenie broni w święty czas równonocy wiosennej. Grundi jednak pała nienawiścią do zielonoskórych i wyrywa się do walki z nimi:
- Ale ja muszę! Gdzie moja broń?
Vivandrel stara się uspokoić towarzysza:
- Grundi! Nie czas teraz na przelewanie krwi!
- Chodźmy napierdalać zielonych!
- Grundi! - strofuje go elfka, podnosząc ostrzegawczo palec do góry - Bo się nadąsam!

Jednak walka z orkami jest nieuchronna. Dochodzi do starcia. Wacław entuzjastycznie wkracza do boju, atakując orka z całych sił:
- Dźgam go ile wlezie... - zerka na kartę postaci i liczbę swoich ataków - ... czyli raz!

piątek, 7 września 2018

Mauzer i woda brzozowa w świecie postapokalipsy


Dziś w programie zapiski z czterech sesji autorskiego systemu szanownego kolegi Żuka, zwanego roboczo PostApocalyptum, świata w dużej mierze fantasy, jaki rozwinął się długo po zagładzie wysoko technologicznie zaawansowanej cywilizacji. Każda z sesji rozgrywała się w innej porze roku, innej krainie i z innym zestawem postaci.
Oczywiście graliśmy na poważnie.


Robson: „Czemu ten dziadek trzyma mauzera?”
Pod tym zielonym malunkiem widnieje podpis: „Dupka kotka z ogonkiem”


Z moczarów wysuwa się wielki wąż. Drużyna strzela i tylko mała dziewczynka, Myszka (Mid), nie trafia oszczepem. 
- No tak - wzdycha Fox - ty to zawsze masz problemy z trafianiem w węża - przypomina pewne niefortunne spotkania z podobnym potworem Mid w Obietnicy. Pozostali gracze, nie wiedzieć czemu, chichoczą. Zero współczucia.


W nocy bardzo zimno. Myszka próbuje się przytulać do towarzyszy, żeby zdobyć trochę ciepła. Próbuje wtulić się w łowczynię Witkę, ale ta ogania się od hałaśliwego dzieciaka, więc mała idzie do Tonia, przytulając się do niego, licząc na trochę ciepła. Borsuk (Fox) podsumowuje:
- Toń to wybrany, w sumie taki ksiądz. On to na pewno chętnie przyjmie dziecko.


Drużyna znajduje ciężko rannego Innego, Toń (Parasit) opatruje go, wbrew morderczym zamiarom łowczyni Witki (tsar). MG opisuje sukces Wybranego:
- Powinien przeżyć po twoich wysiłkach, o ile nie zniweczą ich jakieś inne czynniki losowe…
Chórem Toń i MG:
- Na przykład nóż Witki.


Drużyna chodzi po bagnach, jest tam bardzo niebezpiecznie, oprócz śmiałków nikt tam się nie zapuszcza, bo śmiertelność jest bardzo wysoka.
- Tutejsze plemiona mają taki tryb życia, że lingwistycznie słowo “śmierć” pochodzi do derywatu “nie wrócić” - wyjaśnia Borsuk (Fox).
- Taaak, szczególnie na przednówku dużo nie wraca…- dorzuca filozoficznie Toń.



Wśród postaci NPC pojawia się niejaka wdowa, Stara Brzozowa.
- Woda Brzozowa?
- STARA Brzozowa!
- A kto to? - pyta Motyl (tsar), pomocnik Wielebnego, z którym podróżuje drużyna.
- A, mąż ją odumarł i z dzieckami zostawił.
- A jak ją odumarł?
- A normalnie. Zaczął kaszleć, a potem pluć krwią.
- A... to rzeczywiście normalnie.


Jeden z wojaków, Wół (Ungrim), jest bardzo chutliwy, dosłownie pies na baby: 
- A może Brzozowej trza drwa narąbać?
- Ty już nikomu nie rąb! Malec [drugi wojownik, Parasit] jej narąbie! 
- Ale Malec rąbał wczoraj! A ja od 2 tygodni nic nie rąbałem!


Dzięki funkcjom roll20 gracze mogli rozwijać swoje "uzdolnienia" artystyczne.


środa, 25 lipca 2018

Wewnętrzny Wróg #8: komunikacja międzyrasowa, replikanci i do czego służy kotek?

Dzielny MG: Smartfox

Nieustraszeni gracze:
Agnar Ognistobrody (Robson) - krasnolud o chorobliwie bladej cerze, kiedyś wojownik podziemny, a obecnie kapłan krasnoludzkeigo boga śmierci. Podróżuje po Imperium w poszukiwaniu córki, która wykazywała chorobliwe zainteresowanie rozkopywaniem grobów i uciekła z domu. Drużyna ma nadzieję, że nekrofilia nie jest u nich rodzinna.
Bruno Gottfried Rolfson (Ungrim) - diablo sprytny człowiek, chuderlawy były skryba, obecnie o-mało-co aptekarz z darem wymowy i podejrzanie haczykowatym nosem. Zdecydowanie powinien zmienić profesję przynajmniej na szarlatana. Niestety wyrzucił swoje kultowe sandały do rzeki, przez co reszta drużyny straciła wiele okazji do żartów.
Eduard (Mijau) - młody halfling o złotym serduchu i głowie nie od parady, z nadwagą i brzęczącą kiesą. Często grozi mu niebezpieczeństwo utraty cnoty, ale póki co udaje mu się ją zachować, ku zmartwieniu niektórych dam. Jego hobby to obserwacja dziwnych zwyczajów ludzi i innych ras.
Erhardt (Żuk) - człowiek, ogromnie chutliwy, szpetny jak noc eks-szczurołap z zabitej dechami dziury zwanej Wurfel, zwany przez towarzyszy pieszczotliwie "Wurstem". Zawsze podąża za nim czujny, krwiożerczy (ale słodki) terier, wabiący się Johan Rutger. Obu głównie tylko wursty w głowach.
Sigrid Ranulfsdottir (MidMad) - potężna kobieta krasnoludzka o rubensowskich kształtach, białowłosa zabójczyni trolli. Ma słabość do dzielnych krasnoludzkich wojowników. W torebuni nosi warchlaczka o wdzięcznym imieniu Ludwig von Klangerhoffen. Jest przekonana, że wyrośnie z niego kiedyś groźny knur bojowy, o ile wcześniej nie zeżreją go jej towarzysze.
Vragni Grumdisson (Parasit) - zabójczo przystojny krasnolud z Zufbaru o krzaczastych brwiach, kiedyś strażnik miejski, obecnie szampierz na bezrobociu. W bojach stracił rękę, ale nie ducha walki. Sigrid pała do niego (źle) skrywanym afektem. Przeważnie w środy wieczorem.




MG przygotował nową mapkę. Ale nadworni malarze drużynowi nie próżnują!
- To jest świeża mapka, jakim cudem już jest na niej jakiś kutas?!


Drużyna płynie swoją łodzią. Nagle widać jakiś kształt unoszący się na wodzie: człowiek za burtą!
- Patrzycie, a tam trup z bełtami w ciele - wyjaśnia MG.
Bruno ma głowę na karku:
- Łapcie go, przyciągnijcie bosakiem! Bełty są przecież strasznie drogie!



Drużyna wyciąga trupa na pokład statku. Niziołek Eduardo deklaruje:
- Musimy sprawdzić, czy dycha! - Patrzy na Bruna, który niby sprawdzając, czy żyje, wyciąga bełty z ciała i dodaje:
- “Ja ci pomogę sprawdzić, czy żyje!” Schylam się mu do pasa i obmacuję, biorąc sakiewkę. “O niestety, jednak nie dycha.”


W końcu dzielni bohaterowie dopływają do Altdorfu po tygodniu w dziczy i lasach. Erhardt stwierdza:
- Po tylu dniach w dziczy czas oddać się cywilizowanym, kulturalnym rozrywkom. Czyli najebać się w cztery dupy i zamoczyć ogóra!



Chutliwy Erhardt o ksywce “Wurst”, bardzo wyposzczony, zauważa że jego pies, Johan Rutger, zapoznał się bliżej z jakąś suczką i oddaje się rozkoszom cielesnym. Jego pan filozoficznie wzdycha:
- Nawet mu zazdroszczę...
MG dopełnia opisu:
- Sunia spogląda z przestrachem na Erhardta.
- No co?! Dawno nie ruchałem…


Bruno kołuje na lewo księgi chemiczno-farmaceutyczne aptekarskie dla siebie, w celach szkoleniowych.
- Ktoś jeszcze czegoś potrzebuje?
Wszyscy patrzą na Agnara, krasnoludzkiego kapłana boga śmierci:
- Jako kapłan… ja bym potrzebował… książkę kucharską.
- Ja to bym się chyba bał próbować, to co ugotuje kapłan śmierci - dorzuca z przestrachem Bruno.


MG zerka na mapę, a tam jak zwykle kwitnie radosna twórczość:
- Na chwilę odwracam wzrok… a tu ktoś znowu mi kutasa narysował! Na świątyni Sigmara!
Ilustracja poniżej:





















Bruno rozmawia z krasnoludką, ale ją obraża. Sigrid odchodzi. Bruno rzuca filozoficznie:
- Oj muszę poćwiczyć umiejętność rozmowy z naszymi braćmi mniejszymi. - zerka na jednorękiego krasnoluda, towarzysza Sigrid i mówi:
- Vragniii, zagramy w łapkiii?
- A JEBNĄĆ CI?! - ripostuje jak zawsze zasadniczy krasnolud.



Bruno tłumaczy zachowanie towarzysza pewnej niewieście:
- Ja Erharda znam od małego wursta! - zapada niezręczna cisza, podczas której zapewne niektórzy sobie wizualizują to i owo, a niewiasta lekko się rumieni.


Drużyna dzielnie płynie swą barką przez rzekę Reik. W pewnym momencie pies Erhardta zaczyna poszczekiwać. Niestety MG troszkę pomylił sobie jego imię:
- Słyszycie jak Rutger Hauer poszczekuje... - ale szybko orientuje się co do swojego błędu i naprawia go - znaczy Johan Rutger! Wydaje się wam, że szczeka: “Wszystkie te chwile przeminą jak łzy w deszczu...”



Bohaterowie złowili wielkiego suma. Po rozebraniu tuszy w środku znaleźli nadgryzioną dłoń ludzką zaciśniętą na dziwnym kindżale. Psiak Erhardta wykazuje niezdrowe zainteresowanie szczątkami. Pan go strofuje:
- Johan! Zostaw rękę, nie gryź jej! Ie wiadomo, co to jest!
- Właśnie! To może być reka Vragniego! - dorzuca Bruno, spoglądając na jednorękiego towarzysza.
- Moja ręka! I mój stary kindżał! To tu się podział! Szukałem go! - wzrusza się krasnolud.
- Johan! - uspokaja psa Erhardt - nie gryź tej ręki, bo Vragniemu będzie przykro!
Ręka ostatecznie ląduje za burtą, a tajemniczy kindżał został z drużyną, by siać w niej zamęt…



Bruno bierze do ręki dziwny kindżał i nagle ogarnia go niewypowiedziany szał. Nadpływa łódź flisaków, których Bruno bardzo kwieciście i dosadnie obraża. Erhardt dołącza do kolegi i obraża flisaków, pokazując im swoje przyrodzenie. Flisacy pokazują im w rewanżu pośladki. Na to Bruno, zazwyczaj spokojny i stateczny jegomość, wpada w jeszcze większą wściekłość, martwiąc towarzyszy nie na żarty. Odgraża się, że wymorduje flisakom rodziny 3 pokolenia wstecz, a nawet spali budę ich psu i zamierza przeskoczyć do ich łodzi. Wygląda bardzo groźnie. Koledzy go na szczęście przytrzymują, kindżał znika w pochwie. Zdumiony niziołek Eduard stwierdza:
- Bruno, czy to obraz parówy Erharda tak na ciebie zadziałał?
- Nie - sapie Bruno, któremu wraca rozsądek. - To tylko tak dla żartów było.


Drużyna dociera do miasta, w którym mają spalić na stosie niewinną kobietę, oskarżając ją o bycie wiedźmą. Oczywiście bohaterowie o złotym sercu postanawiają ją uratować podczas egzekucji. Niestety w połowie epickiej akcji Agnarowi w tajemniczych okolicznościach strajkują wnętrzności i przeciskając się przez tłum, leci do najbliższej donicy, aby sobie ulżyć, zanim nastąpi eksplozja.
- Zdążyłeś na czas - mówi MG. - Wypróżniłeś się do donicy. Czujesz ulgę. Obok siedzi kot i przygląda ci się. Co robisz?
- Patrzę na kota i… podcieram się nim.
MG, krztusząc się ze śmiechu, opisuje:
- I nagle słyszysz chłopięcy głosik: “Prosę pana, a dlacego pan brudzi kotka?”



Finałowa walka sezonu. Wszędzie pełno złych kultystów, a drużyna pod ścianą. Jeden z wrogów rzuca ognistymi pociskami, nie ma się gdzie schować. Vragni dwoi się i troi i w wirze walki informuje towarzyszy:
- Jeszcze jedna taka kula ognia i jest po mnie!
MG jednak bezlitośnie podsumowuje jego pechowe rzuty i brak trafienia od kilku tur:
-  Dlatego musisz w końcu zacząć działać!

Śmierć i zniszczenie.
Warto zwrócić uwagę na barwne określenia kultystów po prawej ;)



Star Wars: Gambit z Tatooine, czyli cała prawda o Hanie Solo

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce… … spontanicznie zebrała się grupa śmiałków z pragnieniem powrotu do świata Gwiezdnych Woje...