A na zakończenie - lekcja polskiego dla obcokrajowców, czyli zemsta na Szwedach za
MG: Alex
Postacie:
Willem Constantine (Human Cleric of Saranrae)
Ilorath Balcadiz (Noble High Elf Duelist)
Wic (Human Ranger)
Hornikatta Brightblade (Dwarf Fighter)
Erik The Bard miał akurat wychodne
Otrzymaliśmy cynk, że w pewnym domu mieszkają szpiedzy złowrogiego Iron Circle. Albo jest tam świątynia plugawego boga Asmodeusza, a mieszkańcy są jego wyznawcami. Tak, czy siak - postanowiliśmy w nocy wejść do środka. Od wioskowego maga otrzymaliśmy magiczny orzech, który po uderzeniu nim w drzwi otwiera drzwi i rozbraja wszystkie pułapki.
- A co się stanie - zastanawia się filozoficznie Willem - jak zjem tego orzecha?
- Wtedy otwierają się... wszystkie otwory w ciele - brutalnie uświadamia kolegę elegancki zazwyczaj elf Ilorath i na samą myśl marszczy nos.
Postanowiliśmy wkraść się do domu. Akcję prowadzi nasz drużynowy "skradacz", zwinny Ilorath. Otwiera drzwi, sprawdza obecność pułapek, na paluszkach wkrada się do środka... W tym momencie gracz grający Iloratha wykonuje odpowiednie rzuty kończące się niespodziewanym sukcesem.
- DOBRA ROBOTA! - cieszy się głośno Richard grający Willa.
Niestety zapomniał, dodać że mówi to jako on sam, a nie jego bohater i zostaliśmy znenacka odkryci...
W domu rozglądamy się za pułapkami. MG opisuje graczowi widzącemu magię:
- Widzisz błękitną magiczną linię przebiegającą wokół okna - ochrona przeciw intruzom.
- Tak, a na linii pojawia się magiczny napis "SOLID SECURITY" - wyjaśnia Richard.
Najpierw drużynę zaatakował ukryty w kominku imp. Latał wokół wszystkich postaci, chichotał, ciągnął za włosy, a czasem nawet atakował pazurami. Niestety był tak zwrotny i szybki, że żadna z pierwszopoziomowych postaci nie była go w stanie porządnie trafić (poza tym miał magiczną ochronę).
W końcu dzielnemu Illorathowi udało się zadać silniejszy cios temu czerwonemu, łysemu pokurczowi:
- A masz! - krzyczy Ilorath.
Imp na to piskliwym głosikiem: -Ty brutalu...
Następny w kolejce był Will. Zamierzył się do ciosu na impa i...
- You're mine tonight, bitch! - zakrzyknął dziarsko Richard i zaczął turlać kości, pewien wygranej...
- Nie trafiłeś - odpowiada z uśmiechem MG.
Potem głupi imp na wszystkich się obraził i uciekł. Ha!
(Gracze podejrzewali, że po prostu MG nie chciał dać skrzywdzić swojego pupilka...)
Jeden ze sługusów złego boga strzelił do nas z wielkiej, nieporęcznej kuszy, a później zaczął ją ładować...
MG: - Patrzycie, a on ciągle ładuje tą kuszę i ładuje.... kręci korbą... i kręci...
Ktoś z graczy dorzuca: - I tak nastał poranek...
W końcu napotkaliśmy głównego wroga - kapłankę Asmodeusza. Mistrz Gry dokładnie ją opisał, włącznie z faktem, że na szyi ma zawieszony amulet. Udało nam się ją pokonać z wielkim trudem - w końcu jednak padła martwa na ziemię. Pierwszy doskoczył do niej kleryk Willem.
- Zrywam z jej szyi ten, no... znak... logo Asmodeusza!
A teraz akcent patriotyczny. Akurat tak się składa, że jeden z graczy, Håkan (grający elfem Ilorathem) mówi po polsku, więc podczas tworzenia postaci ustaliliśmy, że i Hornikatta zna język elfów - którym dla potrzeb gry będzie język polski (inni gracze go nie znają).
Po zwycięstwie rozpoczęliśmy czytać księgi pozostawione w domu kultystów. Jedna z nich zawierała legendę o pewnym Wielkim Kapłanie Sarenrae. Ponieważ kapłan był elfem i pochodził z Bern (odpowiednik renesansowej Florencji), z którego pochodzi rówież Illorath, MG powiedział do gracza [po szwedzku, bo w takim języku graliśmy]:
- Illorath pamięta, jak nazywał się ten elficki kapłan. Jest w Bern bardzo znany. Możesz wymyślić jego imię. Będziecie o nim słyszeć jeszcze nie raz podczas waszych przygód, więc wszyscy muszą zapamiętać jego imię...
Przez kilka chwil naradzaliśmy się szeptem po elficku [polsku] i w końcu chórem zakrzyknęliśmy:
- ZDZISŁAW SZCZOTKOWSKI!!!
Mina pozostałych graczy - bezcenna.
Pamiętniś Hornikatty.