Z okazji Roll20conu ogranizowanych jest właśnie sporo przefajnych sesji… oczywiście obfitujących w kwiatki i masę wesołych scen. Oto relacja z jednej z nich:
System: WOIN (WHAT'S O.L.D. IS N.E.W.)
MG: John
Postacie:
Przemytnik Marcus, człowiek - Jason
Pilot Matron, android - truegreen
Gwiezdny Rycerz (wcale nie Jedi) Tereval, venusjanin - Jango
Mechanik Thrarin, borionin - Morgan
Doktor Makil, felanin (rasa kotowata) - MidMad
Drużyna to załoga statku do przypominającego krzyżówkę Sokoła Millenium z Serenity, działająca nie do końca zgodnie z prawem i starająca się nie wpaść w łapy złowrogiego Sojuszu Planet, którego żołnierze do złudzenia przypominają szturmowców w białych zbrojach. Ale wcale nimi nie są. Ani trochę.
Zastanawiamy się, co też w zasadzie mamy w ładowni. Przemytnik Marcus stwierdza z poważną miną:
- Ależ nie mamy nic nielegalnego!
- ...o czym byśmy wiedzieli… - dorzuca Gwiezdny Rycerz Tereval.
- Ale w zasadzie jaka jest definicja nielegalnego? - pyta się pani doktor z niewinną minką.
Mistrz Gry nie ułatwiał nam życia. Nasz statek nazywał się bowiem Ser...ekhem, Equanimity. Nie tylko cała drużyna wiecznie miała problemy, żeby ją wymówić, samemu MG też okrutnie plątał się język:
- Eque kłekłe...
- Iki kłiki Kłikłi ikłi!
- Abuebuebue.
- Dobra, załogo. Od dzisiaj statek nazywa się IKI! - stwierdził litościwie MG.
Dowiadujemy się co nieco o statku od MG:
- Macie luksusowy statek… Dużo kapsuł ratunkowych, ambulatorium, salon, stół do bilarda, meble a la Ludwik XVI…
- I kuweta dla kota!!! Znaczy, pani doktor!
MG podkreśla, że statek jest naprawdę drogi. Zmysł handlowy graczy od razu daje o sobie znać:
- Sprzedajmy go i wydajmy kasę na wódkę i dziwki! Koniec sesji, ile dostaliśmy pedekow?!
Przemytnik Marcus jest znanym kobieciarzem, co często przysparza mu kłopotów, szczególnie ze strony zdradzonych mężów wracających zbyt wcześnie do domu. Ale na statku uwił sobie odpowiednie gniazdko.
- Wiecie, podchodzę do takiej i mówię: chcesz zobaczyć moją brykę, maleńka? A potem prowadzę ją do środka. Mam tam trzy pokoje dla dam mojego, ekhem, serca: jedna z wystrojem a la dżungla, drugi to nadmorska plaża.. a trzeci… hm… WIEM! Tylne siedzenie camaro! - rozmarza się.
Po rozmowie ze zleceniodawcą w barze Marcus stwierdza, że spodobała mu się pewna kelnerka, więc postanawia skorzystać z okazji.
- Do wylotu została nam godzina? Zdążę!
- Tylko nie złap czegoś, jak ostatnim razem, i nie przychodź do mnie po maść… - stwierdza marudnie pani doktor.
- No ale skąd miałem wiedzieć, że ta kelnereczka to nie ONA, tylko ON?
Do członków załogi należy android zafascynowany ludzką naturą. Ogląda z zaciekawieniem ludzi w barze, a potem nagrywa film z podkładem lektora do późniejszej analizy.
- Widzimy Borionina niepewnie zbliżającego się do niczego nie spodziewającej się ofiary. Jest to łysiejący mężczyzna w średnim wieku, stojący za barem i łypiący na niego nieprzyjaźnie. Wyraźnie szykuje się wyzwanie. Borionin szybko wyjmuje z kieszeni kilka monet i atmosfera się ociepla. Barman podaje mu kufel spienionego piwa. Czytała Krystyna Czubówna.
Dziwnym trafem przewozić mamy jakiegoś dziadka, robota, młodego chłopaka i… nie zadawać żadnych pytań. Z niczym nam się to oczywiście nie kojarzy. Młodzian wchodzi na statek, ogląda go i mówi z powątpiewaniem:
- Czy to w ogóle może latać?
- Tak. Ale tylko jak wyjdziesz i popchniesz. - denerwuje się Marcus.
MG opisuje, zwracając się do przemytnika:
- Marcus, słyszysz jakieś kroki, ktoś biegnie…
- Ale czy to bardziej przypomina kroki wkurzonego męża czy policję? - odpowiada Marcus ze znawstwem.
Na desce rozdzielczej statku mamy laleczkę hula o ponętnych kształtach. Marcus przejmuje stery i w efekcie statkiem od razu rzuca:
- Zrobiłeś to specjalnie, żeby zatańczyła i poruszała bioderkami, prawda? - rzuca oskarżycielsko android, dobrze znający swego pana.
Uciekamy przed atakiem krążownika i myśliwców:
- Nie namierzają nas już żadne rakiety!
- Chyba uciekliśmy, hura!
- Famous last words… - stwierdza ktoś i własnie w tej chwili zapala się kontrolka informująca o ataku rakietowym z krążownika.
Próbujemy robić uniki przed rakietami:
- Zrób beczkę! - Marcus instruuje pilota-androida.
- Przypomnij mi, żebym następnym razem nie jadła śniadania - mówi z wieżyczki strzelniczej nieco zielonkawa doktor Makil po pierwszej pętli.
- Jak dobrze zadziała siła odśrodkowa, to ci pokażę, jak zrobić, żeby śniadanie wróciło z powrotem do środka! - pociesza kocicę Marcus.
Krążownik nas atakuje, zdejmuje nam tarcze i sytuacja jest coraz bardziej krytyczna. Mechanik Thrarin lamentuje:
- Czemu wydaliśmy całą kasę na luksusowe wyposażenie, a nie na tarcze???
- Hej, luksus musi być! - stwierdza Marcus z oburzeniem, myśląc o wywieraniu odpowiedniego wrażenia na paniach - Trzymajmy pewien poziom!
Oprogramowanie androida zostało nieco zmienione przez Marcusa, dlatego czasem dziwnie się zachowuje. Marcus jednak zapewnia, że android będzie zawsze nas ochraniał. W chwili, gdy następuje walka w kosmosie, android Matron robi uniki statkiem, bo, jak wyjaśnia:
- Muszę… chronić… obiekty moich eksperymentów!
Mimochodem ktoś puszcza plotkę, że Matron filmuje wszystko na statku, by zrozumieć istoty myślące i przeanalizować ich działanie. Thrarin protestuje:
- Nie ma żadnych kamer na statku, Marcus wszystkie zdjął, żeby zachować dyskrecję, gdy szmuglujemy trefny towar! Żadnych dowodów!
- Ale może on właśnie ma kamerki… tylko w pokojach, w których odwiedzają go panie?
Krążownik Złego Sojuszu zaatakował nas wszystkim, czym miał. Leci do nas rakieta wielkości naszego statku. Postacie maja nietęgie miny, bo nie obronimy się przed nią, ale jest szansa, że nie trafi. Doktor Makil miauczy cicho:
- Muszę chyba iść po pieluszkę. Mamy jeszcze pieluszki, prawda?
- Android usłużnie sprawdza listę zaopatrzenia statku.
- Tak, mamy… jeszcze 3kg. Zostały z tego razu, jak jedna z pań Marcusa miała takie dziwne zachcianki i chciała się bawić w dorosłe niemowlęta… - Marcus piorunuje androida wzrokiem. - No przepraszam, szefie, tak było! Chcesz zobaczyć nagranie dla przypomnienia?
Okazało się, że krążownik w nas nie trafił. Myśliwce też pudłują. Oddychamy z ulgą.
- Ha, ha! W stodołę by nie trafili! - cieszy się nasz mechanik.
Nagle pojawia się nasz pasażer-młodzieniec, który ciągle marudzi na jakość statku, i stwierdza:
- Całe szczęście, że latamy stodołą! - Złość Marcusa sięga apogeum.
Zastanawiamy się:
- Ale w zasadzie to dlaczego nas ściga sojusz? Nic złego nie zrobiliśmy. - mówi Gwiezdny Rycerz.
- No wiecie, Marcusa nie było aż godzinę, na pewno znowu coś przeskrobał…
- Wiecie co… biorąc pod uwagę reakcję sił zbrojnych Sojuszu, to on chyba był z córką prezydenta…
Android w chwili przerwy postanawia zająć się czymś pożytecznym i po przelocie przez pas asteroidów stwierdza:
- To ja zbieram pył meteorytowy z filtrów.
- O, przyda mi się do kuwety! - stwierdza pani doktor z radością.
Czekamy na Marcusa i czekamy. Okazuje się, że gracz na chwilkę wyszedł.
- Wygląda na to, że Marcus zaczął myśleć nad tym, co zrobić…
- Oj - martwi się android i dodaje ze znawstwem - w takim razie to długo potrwa.
Zabiliśmy jednego ze szturm… ekhem, żołnierzy Sojuszu, Marcus krzyczy do rycerza Terevala zamachującego się swoim miecz… znaczy, szpadą świetlną:
- Tylko zostaw w spokoju jego nerki! Przydadzą się!
Tereval wzdycha rozczarowany i mówi:
- To ja w takim razie idę pomedytować.
- Dobra, to ja je zjadam - oblizuje się pani doktor.
- A tak w ogóle to po co ci one? - pyta Marcusa Thrarin.
- No jak to, można je sprzedać na czarnym ryknu… Znaczy… oczywiście wcale bym tego nie zrobił.
- Jak nie zrobisz, to ja je zjem na surowo. - cieszy się dr Makil.
- A może zamiast nich zjesz sobie jego wątróbkę, a my przez ten czas przeszukamy resztę tajnego kompleksu. - proponuje Marcus. Kocica oblizuje się jeszcze bardziej i radośnie kiwa głową, a Marcus w pamięci zaczyna już obliczać zyski czarnorynkowe.
W końcu docieramy do wielkich drzwi, za którymi na pewno znajduje się Główny Zły (™). Stwierdzamy, że czas otworzyć drzwi i stawić mu czoła w finałowej walce. MG, nie kryjąc podniecenia, pyta:
- Czy jesteście gotowi? - odpowiada mu chóralny krzyk dzielnych bohaterów:
- NIEEEEEEEEE!!!!!
Głównym Złym (™) okazuje się być eks-rycerz z zakonu Terevala, który zaprzedał się złu (niespodzianka!). Ma czarny płaszcz i czerwony mie… tfu, szablę świetlną.
- Teravelu! Czekałem na ciebie! Wreszcie się spotykamy! - krzyczy przeciwnik. Zalega cisza w tej podniosłej, epickiej chwili. Nagle słychać kilka szepczących głosów usłużnie podających dalsze kwestie Złemu Rycerzowi:
- Krąg się zamyka!
- Opuszczałem cię jako uczeń!
- Teraz sam jestem mistrzem! - wtedy wszyscy jak jeden mąż zaczynają chichotać i przerzucać się dalszymi cytatami z pewnego filmu, do którego George Lucas już nie ma praw ;)
Okazuje się, że Główny Zły to twarde bydlę i ma do pomocy wielkie roboty bitewne. Istnieje szansa, że nie wszyscy wyjdą z tego żywi. MG pyta stojącą przy drzwiach drużynę:
- To jaki macie plan?
- ZAMKNĄĆ DRZWI I UCIEKAĆ Z POWROTEM DO STATKU!!! - krzyczy Marcus bez zastanowienia.
- Ale ja już jestem po ich drugiej stronie! - sprzeciwia się z powodu nielojalności towarzysza Teravel, który podjął wyzwanie złego rycerza, osłaniając towarzyszy własną piersią.
- WŁAŚNIE O TO MI CHODZIŁO!!!
Ostatecznie dopadliśmy Głównego Złego, Teraval spuścił mu niezłe manto, Marcus i Thrarin rozwalili roboty, a kocia doktor Makil zadała ostatni cios, kończąc życie zdradzieckiego złego rycerza. Spoglądając na jego zwłoki, mówi:
- To co, ktoś ma ochotę na kawałek, czy mogę zjeść jego całą wątrobę?
Marcus patrzy na panią doktor z uśmiechem i mówi:
- Idziemy łeb w łeb. Ja kolekcjonuję f0cie różnych części anatomii, a ona - wątroby!
Kurtyna.
4 komentarze:
Piękna ta sesja. Też miałabym problem z wymówieniem nazwy Waszego statku:3
Dzięki, bardzo się staraliśmy ;)
To jest cudowne! Uwielbiam tego bloga!
Świetnie, miłego czytania!
Prześlij komentarz