Dzielny MG: Smartfox
Nieustraszeni gracze:
Agnar Ognistobrody (Robson) - krasnolud o chorobliwie bladej cerze, wojownik podziemny. Podróżuje po Imperium w poszukiwaniu córki, która wykazywała chorobliwe zainteresowanie rozkopywaniem grobów i uciekła z domu. Drużyna ma nadzieję, że nekrofilia nie jest u nich rodzinna.
Bruno Gottfried Rolfson (Ungrim) - diablo sprytny człowiek, chuderlawy skryba z darem wymowy i podejrzanie haczykowatym nosem, który zdecydowanie powinien zmienić profesję przynajmniej na szarlatana. Niestety wyrzucił swoje kultowe sandały do rzeki, przez co reszta drużyny straciła wiele okazji do żartów.
Eduard (Mijau) - młody halfling o złotym serduchu i głowie nie od parady, z nadwagą i brzęczącą kiesą. Często grozi mu niebezpieczeństwo utraty cnoty, ale póki co, udaje mu się ją zachować, ku zmartwieniu niektórych dam.
Erhardt (Żuk) - człowiek, ogromnie chutliwy, szpetny jak noc eks-szczurołap z zabitej dechami dziury zwanej Wurfel. Towarzyszy mu czujny, krwiożerczy (ale słodki) terier, wabiący się Johan Rutger. Obu głównie tylko wursty w głowach.
Sigrid Ranulfsdottir (MidMad) - potężna kobieta krasnoludzka o rubensowskich kształtach, białowłosa zabójczyni trolli. Ma słabość do dzielnych krasnoludzkich wojowników. W torebuni nosi warchlaczka o wdzięcznym imieniu Ludwig von Klangerhoffen. Jest przekonana, że wyrośnie z niego kiedyś groźny knur bojowy, o ile wcześniej nie zeżreją go jej towarzysze.
Vragni Grumdisson (Parasit) - zabójczo przystojny krasnolud z Zufbaru o krzaczastych brwiach, obecnie strażnik miejski, w bojach stracił rękę, ale nie ducha walki. Sigrid pała do niego (źle) skrywanym afektem. Przeważnie w środy wieczorem.
Po przerwie MG powraca, by prowadzić swej nieustraszonej drużynie dalsze przygody, wchodzi na roll20 i rzecze rozczulającym tonem:
- Powrót na rolla po dwóch tygodniach jest tak cudownie odświeżający… tyle materiałów, tyle zagadek… na przykład... KTO KURWA GRYFOWI CESARSKIEMU CHUJA DORYSOWAŁ?
U góry - nieźle obdarzony gryf, na dole - renesansowy Harry Potter.
Niziołek Eduard chce wyjść sam na miasto. MG ostrzega:
- Pamiętajcie, jak on wychodzi sam, to potem wraca bez sakiewki, wyonaczony - mentalnie albo fizycznie. To ta jego naiwność…
- A niech idzie! - stwierdza jak zawsze jurny Erhardt. - Nie będziemy go pilnować, może kiedyś w końcu się nauczy! Niech go wyonaczą, to są ważne nauki życiowe!
- Aha, czyli w życiu chodzi o to - upewnia się MG - żeby wyonaczyć albo być wyonaczonym?
- A pewnie! - odpowiada Erhardt - Dla mnie to normalny dzień!
- To ja już rozumiem, czemu ty ciągne onaczysz!
- Proste! - szybko odpowiada Erhardt.
- On się po prostu boi być na dole… - rzuca Bruno w zadumie.
- Najlepszą obroną jest atak! - dodaje Erhardt.
- Czyli twój rozbuchany seksualizm jest po prostu skrytym homoseksualizmem! - wnioskuje jak zawsze bezbłędnie MG.
- Zaraz tam skrytym, ja po prostu jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji!
Agnar smuci się, bo nadal nigdzie nie może odnaleźć swej córki, rozkopywaczki grobów. Tymczasem drużyna staje przed poważnym problemem: gdzie ukryć skrzynkę z rekwizytami używanymi do wywoływania demonów, którą gwizdnęli jako dowód z pewnej komnaty? W końcu głupio by było, gdyby ktoś ją u nich znalazł i oskarżył o sprzyjanie chaosowi. Dzielni bohaterowie błyskają inteligencją:
- Może zakopmy ją na cmentarzu?
- Tam przynajmniej nikt jej nie znajdzie… znaczy oprócz córki Agnara!
- Świetny pomysł! Przy okazji w końcu ją znajdziemy!
Krasnolud Vragni szuka skryby. Po pomyślnym rzucie MG opisuje:
- Znajdujesz skrybę, wychudzonego, wygląda jak Bruno… tylko ma uczciwą twarz.
- To ja przepraszam! - rzuca rozczarowany Bruno, z zawodu skryba.
Skryba (ten uczciwy) odczytuje niepiśmiennemu Vragniemu ogłoszenie na słupie stojącym na głównym placu miejskim, wokoło pełno ludzi, dzień świąteczny. Okazuje się, że drużyna poszukiwana jest listem gończym. Za znalezienie każdej z osób wyznaczono niebotyczną nagrodę 50 zk. Bruno ma w pamięci nieodżałowane drogocenne świeczniki, których drużyna, uciekając z kanałów, nie zdążyła ze sobą wziąć:
- Wiecie co? - wzdycha - jesteśmy warci tyle, co świeczniki…
Skryba odczytuje rysopisy członków drużyny (która nagle stara się wyglądać zupełnie inaczej). Dochodzi do opisu Eduarda:
- Niziołek, kolorowo, ładnie ubrany, dobrze mu się z oczu patrzy…
Eduard kraśnieje z zachwytu i podekscytowany trąca Vragniego, krzycząc triumfalnie na pół placu:
- Słyszałeś?! To o mnie!
Reszta drużyny wykonuje synchroniczny facepalm.
Erhard wpada w filozoficzny nastrój i wygłasza tyradę na temat ułomności ludzkiej natury:
- Ludzie to chuje są i kłamcy. Raz w Wurflu mówili, że jak stara młynarzowa wursta ciągnie, to prześcieradło dupą zasysa… - i po chwili dodaje z bezbrzeżnym smutkiem - a to chuja prawda była! … Już pomijając, że nie wiem, co to prześcieradło!
W najlepsze trwa rozmowa z pewnym NPC:
- Nie wierzę ja, panie, w słowo pisane. Na parkanie było wypisane „DUPA”, to chciałem pogłaskać… i drzazgi mi się w rękę powbijały!
Na to Vragni stwierdza filozoficznie:
- Dobrze, że tylko pogłaskać…
Wizyta w bibliotece w Świątyni Wereny, drużyna szuka informacji, więc odwiedza bibliotekę i przegląda wiekowe tomy:
- Po wizycie w bibliotece każda książka została oznaczona malutkim kutasikiem. Nasz znak firmowy! - podsumowuje wesoło Agnar.
Krasnoludom naprzykrza się jakiś facet.
- Łachmyta jeden - rzuca obelgą Vragni. Agnar chce dorównać koledze:
- Pewnie jeszcze w rurkach chodzi!
Właściciel karczmy biadoli nad zniszczeniami po ostatniej bijatyce:
- Lancknechci mi stoły połamali, a były całkiem nowe!
MG opisuje:
- Patrzysz na stoły, wyglądają na często składane do kupy, coś jak IKEA po wieczorku taneczno-bokserskim.
Drużyna przychodzi zgłosić zabicie trójnogiego goblina jego właścicielowi, utrzymującemu „zwierzyniec” z dziwadłami. Krasnoludy pokazują mu kości goblina jako dowód. Ponieważ nie chcą zdradzać, że goblina zeżarł demon, stwierdzają, że coś go w kanałach dopadło:
- Szczury wielkie go zjadły!
- Ani chybi to kokodryl! - rzuca Vragni.
- Panie, to nie kokodryl - odpowiada szef gabinetu osobliwości ze świata zwierzęcego - to KARKODRYL, bo łapie za kark i skórę z karku zdziera!
- Dobrze, że z karku… - szepcze Erhardt, pobladły ze strachu.
- Bo to z południa zwierzę jest! - dodaje właściciel zwierzyńca.
- A to dobrze, żeśmy tam wieczorem byli - wzdycha z ulgą Bruno.
Były właściciel goblina jest załamany utratą najlepszego okazu w swej kolekcji i rozczula się ogromnie:
- Biedny Fryderyk, on nie był groźny… Mój najcenniejszy eksponat… Łagodny był, z ręki mi jadł prawie. Oczywiście jak jej szybko nie cofnąłeś, to i rękę by zjadł. Ale niegroźny był…
Agnar w tym momencie rzuca wymowne spojrzenie na kikut Vragniego. MG podpowiada:
- On nie cofnął ręki wystarczająco szybko…
- To już 14 wersja historii, jak Vragni rękę stracił!
- A co sesję powstaje nowa!
- Jak ktoś odgadnie prawdziwą, dostanie nagrodę - podsumowuje pewny siebie Vragni, szczerząc się tajemniczo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz