Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zew Cthulhu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zew Cthulhu. Pokaż wszystkie posty

piątek, 2 lutego 2018

Zew Cthulhu: chomiczki, kotki, pajączki i inne tałatajstwo (czyt. gracze)


W dzisiejszym odcinku żegnamy się z kolejnym rozdziałem mrożącej krew w żyłach i omszałej od północnej strony kampanii, rozgrywającym się w Krainach Cienia.

MG: Smartfox
Postacie:
Mijau - Guillermo González, meksykański deratyzator, nielegalny imigrant, przykład żywo ilustrujący powiedzenie „curiosity killed the cat”
Parasit - Derek Arslan, radiowiec o arabskich korzeniach, hodujący pogłębiające się schorzenia psychiczne
Robson - Edward Paxton, świetny haker, przedstawiciel anglosaskiej większości etnicznej, nie do końca wierzy w życie poza siecią
Tsar - James "Grouse" Murdoch, dziennikarz i miłośnik sportów ekstremalnych pochodzenia anglosaskiego, ostatnio dość zagubiony między rzeczywistością a Rzeczywistością // aka Spencer, królewski szermierz z Krain Snów
Żuk - Maxymilian Clearwater, były żołnierz po przejściach, również o korzeniach anglosaskich i z niewyjaśnionym zamiłowanem do młotka
MidMad - Catherine Jones, czarnoskóra agentka FBI, dyplomowana służbistka; ma psa, ale powoli dostaje też kota

Drużyna przemyka zrujnowanymi ulicami miasta gugów. MG ze swadą opisuje nastrój tego miejsca: - ...a wszystko to obserwujecie przez woal gęstej mgły, jakby opadła w listopadowy wieczór o 18:30, a może nawet 18:37. Nagle, zupełnie niespodziewanie, z jakiegoś zakamarka miasta wprost na skradających się bohaterów wychodzi przedziwna, straszliwa bestia. Max odciąga osłupiałego Guillermo, ale nie mają szans uciec przed szybkim przeciwnikiem i tylko szczęściu zawdzięczają, że potężne ostrze dziwnej broni stwora nie przecięło ich na pół. W sukurs biegnie już Spencer z obnażonym rapierem, ale Max nie zauważa go i postanawia strzelić do bestii. - Odwracam się na plecy i walę w niego ze strzelby - deklaruje Max. Spencer, Guillermo, Paxton i Arslan jednym głosem krzyczą, przypominając sobie ostatnie wpadki drużyny z głośno strzelającą bronią: - Nie!!! Nie strzelaj! Nie hałasujmy! Max stwierdza honorowo: - Nie no, poszła już deklaracja, strzelam, nie będę się wygłupiał. - Bo wygłupiłeś się wcześniej, teraz już nie będziesz? - podsumowuje go Spencer. W porcie miasta gugów drużyna spotyka jednego z kotów poznanych w mieście Ultar. Swoją pomoc drużynie kot uzależnia od tego, czy dostanie coś w zamian. Arslan próbuje skusić go obietnicą nakarmienia rybką, ale kot dobrze wie, że w tych rejonach na żadną rybę nie ma szans. Arslan postanawia skorzystać z mocy i wyśnić rybę dla czworonoga. Niestety kości są bezwzględne! Wypada FUMBLE! MG podłapuje natychmiast: - Niestety, nie udało ci się to czego zamierzałeś, za to zaczyna ci bezwiednie mrugać powieka, dostałeś tik nerwowy, a ryby nie ma. MG od razu przechodzi do roli jako kot: - No co chcesz? O co ci chodzi? Rybę miałeś dać. Panowie, wasz kolega do mnie mruga, czego ode mnie chce? Drużyna porywa ogromny transportowiec gugów i wypływa na krętą rzekę. Nie wiadomo jak działa maszyna, ale dopóki płynie, wszyscy są zadowoleni. Nagle na mostku pojawiają się cztery zoogi i zaczynają zawile tłumaczyć sposób działania okrętu. Guillermo próbuje zadać pytanie: - Słuchaj, chomiczku... Zoogi obrażone przerywają: - Zooog! My jesteśmy zooog! Sam jesteś chamiczek! Zoogi zgadzają się zaprowadzić drużynę do maszynowni. Guillermo niesie stworzenia na rękach, robiąc pośrednio za przewodnika dla reszty drużyny. Zoogi nagle krzyczą przed drzwiami do których chce wejść Guillermo: - Nie! Tu nie!!! - Cofam rękę. Idę tam gdzie mi każą - deklaruje Guillermo. - Patrzę z ciekawością na Maxa - rzuca Spencer, znając upodobania ciekawskiej części drużyny. Max, poganiając innych mija drzwi, które przeraziły zoogi: - Nie! Nie! Wchodzimy tylko tam gdzie musimy! MG jako zoog, strachliwie wyjaśnia: - Tam jest bardzo potężna broń. Max zatrzymuje się w pół kroku i zwraca wzrok ku wejściu, które właśnie minął: - O! Teraz mnie zaciekawiłyście. Komputer pokładowy włącza syrenę alarmową, a na jego ekranie zaczyna migać na czerwono jakiś napis. Głosi on ni mniej ni więcej: „Zagrożenie: możliwe wynurzenie R'lyeh.” - Kto to ten R'lyeh? - pyta nieświadomy niczego Arslan. - Jak to się wyłącza? - docieka Max. Komputer jakby w odpowiedzi zmienia napis na: - APOCALYPSE IMMINENT!!! Otwieramy roll20, rozpoczynając sesję… MG zerka na pulpit i wykrzykuje z oburzeniem: - KTO TO ZROBIŁ?!




Tak. Atak niewidzialnego penisa znowu nastąpił...

Jones w alternatywnej rzeczywistości jest kapitanem kontyngentu marines w okręcie podwodnym USS Barron Trump, ostatniej nadziei ludzkości, płynącego z atomówkami na spotkanie wynurzającego się z głębin morskich R’lyeh. Kto pójdzie na pierwszy ogień? Usłużni koledzy rzucają: - Niech najpierw zwiad zrobią marines! - Dlaczego - oburza się Jones - bo czarny musi pierwszy zginąć?! Jones zaznajamia się ze składem swojej jednostki i jego uzbrojeniem do walk podwodnych. MG precyzuje: - Jones ma delfiny: trzy normalne i jednego białego. Nie wiedzieć czemu, gracze zaczynają chichotać... Spencer jako kapitan podwodnego myli dystynkcje Jones, nazywając ją porucznikiem, co wpływa na rzeczywistość Krain Snów: na jej mundurze od razu pojawia się mniej patek oficerskich. - Szklany sufit! - oburza się Jones. - A zaraz się okaże, że Guillermo (w tej wersji rzeczywistości niepełnosprytny szczurołap jest oficerem naukowym z 4 doktoratami) stanie się kapralem! - dorzuca któryś z graczy. Wszyscy wybuchają śmiechem. Nie jest jednak do śmiechu, gdy rzeczywistość zaczyna upominać się o swoje i kapitan Spencer wypala: - Kapralu naukowy, jak status? - Kapral naukowy melduje, że… - zaczyna Guillermo, a jego język zaczyna się plątać. Nagle przyjmuje mniej naukowy ton, jego pewność siebie i wiarygodność gdzieś znikają. Krytyczna sytuacja się pogarsza, wykonanie zadania wisi na włosku wobec zmniejszającej się kompetencji załogi. Spencer brnie dalej, zwracając się do profesora Arslana: - Panie adiunkcie Arslan… Wśród graczy rozlega się rozpaczliwy jęk. Guillermo w kolejnej scenie nie wytrzymuje i postanawia się zemścić na kapitanie Spencerze. Zwraca się do pierwszego oficera (w tej roli Max): - Kapitanie Clearwater, proszę się tym zająć… Jak łatwo się domyślić Max był szczerze zadowolony z nagłej promocji. Spencer jakby mniej... Zugi, pocieszne acz niebezpieczne stworzonka w stylu gremlinów kierują statkiem, którym płynie drużyna w górę rzeki. Niestety sterowanie kiepsko im wychodzi, statek zygzakuje, obija się o brzeg. Zbliża się niebezpieczeństwo. Arslan planuje dalsze działania drużyny: - Hm, musimy przybić do brzegu. Zugi (w tej roli oczywiście MG) gorliwie wykrzykują, chichocząc: - MY WAM POMOŻEMY PRZYBIĆ DO BRZEGU! MOCNO! Drużyna wykonuje facepalm. Paxton, który nie rozstaje się ze swoją torbą z różnymi przyborami, deklaruje, widząc rannych towarzyszy: - Leczę ich swoją torbą… Nie wiedzieć czemu, wszyscy zaczynają chichotać. - JAK?!? NA OCZY IM NAKŁADASZ??? - Max wpada w popłoch. Chichot się wzmaga, gdy gracze wizualizują sobie to i owo. - Mi nie! Mi nie! Ja mam jeszcze 1 punkt życia! - krzyczy przerażony Arslan. Drużyna ma się wspiąć na strome skały, by uciec przed zagrażającym jej niebezpieczeństwem. Derek, mężczyzna o śniadej skórze, deklaruje: - To ja się wspinam. - OK, idziesz ostatni, w końcu ciemnoskórzy giną jako pierwsi - MG rozwiewa jego nadzieje na ratunek. W oddali uśmiecha się radośnie afroamerykanka Jones, której tym razem się upiekło. - Nie ciesz się, Ty masz ciemniejszą skórę! - pozbawia ją złudzeń MG. Catherine rozmawia ze swoim pulchnym meksykańskim towarzyszem, Guillermo: - Słuchaj, amigo... MG szybko podchwytuje okazję do siania grozy: - Właśnie, a Mi-Go unoszą się w oddali w powietrzu! W końcu następuje zwieńczenie ważnego elementu kampanii - docieramy do Świątyni Miłości, w której czyhają na nas niebezpieczni wrogowie wraz z Atlatch-Nachą, uskuteczniając swoje plany zawładnięcia wszechświatem. MG opisuje okolice świątyni. Zazwyczaj opisy dodatkowo ilustruje niesamowitymi obrazami, więc czujność graczy jest całkowicie uśpiona, gdy mówi: - Mam dla was taki mały, stylizowany obrazek przedstawiający sytuację...

Spodziewaliśmy się ilustracji przedstawiającej monumentalną świątynię, a dostaliśmy mapkę taktyczną :( Gracze wdzierają się do świątyni. Okazuje się, że jest to istne królestwo gigantycznych arachnidów, pajęczyn i innego plugastwa.
MG opisuje: - Wszędzie pełno kokonów, kokon na kokonie, kokon na kokonie… to PANDEMOKOKONIUM! Graczy aż zmroziło. Ktoś przełyka nerwowo ślinę, ktoś inny odbezpiecza glocka. Spencer wyjmuje swój rapier i rzuca scenicznym szeptem, niezrażony: - Ma ktoś muchozol?


A tak wyglądała nasza walka i pobożne życzenia graczy. Na rysunku był tam nawet przez sekundę męski narząd płciowy, ale MG tak się zdenerwował, że rzucił na nas pińcet pająków za karę ;(
Ogólnie rzecz biorąc, przeżyliśmy. Z grubsza i mniej więcej. Wielkie dzięki dla naszego k0ffanego MG smartfoxa za cierpliwość i niezłomne prowadzenie nas do celu przez meandry Krain Snów i naszych durnych pomysłów Do następnego razu! :)


wtorek, 16 stycznia 2018

Zew Cthulhu: Rubajjaty, gender, meksyk wszędzie, co to będzie?

W dzisiejszym odcinku wracamy do przygód asekuranckich bohaterów ze smartfoxowego Zewu Cthulhu w Krainach Snów...

MG: Smartfox
Postacie:
Mijau - Guillermo González, meksykański deratyzator, nielegalny imigrant, przykład żywo ilustrujący powiedzenie „curiosity killed the cat”
Parasit - Derek Arslan, radiowiec o arabskich korzeniach, hodujący pogłębiające się schorzenia psychiczne
Robson - Edward Paxton, świetny haker, przedstawiciel anglosaskiej większości etnicznej, nie do końca wierzy w życie poza siecią
Tsar - James "Grouse" Murdoch, dziennikarz i miłośnik sportów ekstremalnych pochodzenia anglosaskiego, ostatnio dość zagubiony między rzeczywistością a Rzeczywistością // aka Spencer, królewski szermierz z Krain Snów
Żuk - Maxymilian Clearwater, były żołnierz po przejściach, również o korzeniach anglosaskich i z niewyjaśnionym zamiłowanem do młotka
MidMad - Catherine Jones, czarnoskóra agentka FBI, dyplomowana służbistka; ma psa, ale powoli dostaje też kota



Paxton ma problemy z zapaniętaniem imienia ważnego NPC:
- Czcigodny Athal, Athal, Al...
- Ciekawe, ile razy sie jeszcze pomyli i kiedy powie ANAL! - zastanawiają się inne postacie.
- Czcigodny Anal?


Paxton bardzo się denerwuje, bo towarzyszące drużynie inteligentne koty ciągle mu przeszkadzają, więc wpada na iście macgyverowski pomysł:
- Wyciągam laser pointer z plecaka i rzucam wiązkę na ścianę...


Dziewczynka o nadprzyrodzonych mocach mówi o swoich realistycznych snach, przedstawiających prawdziwe, przeszłe wydarzenia. Swoje słowa kieruje do Meksykanina, którego bujna przeszłość obfituje m.in. w zdradę żony i bolesny rozwód:
- Śniło mi sie, że zabito twojego ojca...
Guillermo zdziwiony chce pocieszyć dziewczynkę:
- Taaak? Ale nie, to nic takiego. To był tylko mój teść.


Guillermo nie ma pieniędzy. W Krainie Snów musi je wyśnić. MG szybko sprowadza go na ziemię:
- Przy twoich rzutach to z kieszeni co najwyżej wyciągniesz stówkę z Waryńskim.


Drużyna walczy z brzydkimi i niedobrymi przeciwnikami. Korpulentny Meksykanin chce pomóc towarzyszom w walce:
- Jak mogę ci pomóc, Max?
- Ty to lepiej stój cichutko w kącie i spokojnie czekaj - odrzuca Max, pamiętając wszystkie pechowe wejścia kolegi i ich konsekwencje.
Guillermo stwierdza po dłuższym namyśle, ucieszony:
- To akurat mogę zrobić!



Drużyna umawia się na spotkanie z niejaką Lilith, która mocno im bruździ. Wszyscy (no, prawie...) rozstawiają się taktycznie po parku i przygotowują broń. MG komentuje:
- Aha, będzie Mexican Standoff. W sumie się zgadza, Meksykanina już macie!


Po długiej rozmowie z czcigodnym, mądrym acz staromodnym królem z Krain Snów o kwiecistej wymowie i olbrzymiej wiedzy, który jednak nie zdradza żadnej ze swoich tajemnic, Arslan, osobnik pochodzenia bliskowschodniego, podsumowuje ilość zdobytej wiedzy:
- Czyli chuj wiemy...
- No tak - przyznaje MG - to, co masz w głowie, to na pewno nie są Rubajjaty.


Drużyna ma się wybrać na kolejną wizytę do króla, jednak nikt się jakoś nie kwapi, niektórzy wymyślają przeróżne wymówki. MG próbuje wybrać przymusowych ochotników:
- Czyli co, biali zostają, kolorowi idą?
- No, niech w końcu czarny zginie jako pierwszy! - rzuca jeden z „białych” graczy, zerkając niewinnie na Catherine.


Schodzimy w dół ciemnej wieży. Paxton wpada w panikę:
- Za kogo łapię? Łapię za kogoś... - wykonuje rzut.
- Za Spencera. Rozpoznajesz to, bo jest mały i szczupły.
- Łapiesz za Spencera! - echo w wieży bezlitośnie powtarza ostatnie słowo.
- Łapiesz za Spencera Spencera? - dorzuca ktoś usłużnie.
- I szybko nim potrząsam! - dorzuca radośnie Paxton.
- GET A ROOM, BOYS!
- Ależ monsieur - oponuje Spencer - może później znajdziemy sobie jakieś ustronne miejsce?


MG opisuje, że napotkane ghule kładą ręce na torbie Paxtona i chcą dorwać jej zawartość.
- I co - oburza się Bill - od pół godziny ghule macają mnie po torbie?!
MG rzuca namiętnie, puszczając oczko i nawiązując do faktu, że mieliśmy przerwę w grze:
- Tęskniłem, Robson...

Jones próbuje przekupić ghoule mięsem.
MG pyta:
- Jakie to mięso?
- Wołowina.
- Ghoule odskakują z obrzydzeniem czy też paniką - wyjaśnia MG.
Spencer ze znawstwem rzuca:
- Ludzina dała by lepszy efekt.
- Mówisz? - Jones patrzy na nieprzytomnego Arslana.
Parasit grający Arslana włącza kamerkę i pokazuje Jones środkowy paluch.
Żuk się oburza:
- Uuuu! Kobiecie pokazał fucka!
Parasit rzuca z uśmiechem:
- Gender kurrrrwa!


Jones próbuje nawiązać rozmowę z ghulami:
- Przybywamy w przyjaźni.
Spencer parska, patrząc na nieprzytomnego Arslana, co nie umyka uwadze przywódcy ghuli.
MG w roli ghula rzuca sarkastycznie, spoglądając na leżącego człowieka:
- Dziękujemy ci za znak przyjaźni „przyjaciółko”, my członkowie plemienia Świętej Krowy!


MG jako ghoul:
- Poprowadzimy was poza miasto Gugów. Co w zamian otrzymamy?
Spencer deklaruje:
- Przez krótki moment spogląda na nieprzytomnego Arslana.
MG jako ghoul błyskawicznie rzuca: - Zgoda!!!
Parasit włącza kamerkę i pokazuje środkowy palec kolegom. Wszyscy, nie wiedzieć czemu, mają deja vu.



Max handluje z ghulami, które szukają przedmiotów związanych z technologią. Wyciąga multitoola. Tsar podsumowuje, nawiązując do klasyki:
- Max rozpina rozporek i rzuca: Max Clearwater Multitool!
- Ale on jest malutki - wyjaśnia Max - więc mówię od razu: Now, you sleep!


Ghul tłumaczy warczący język drugiego psiogłowca, kierując się do Jones, której jego kolega od dłuższego czasu dziwnie się przygląda:
- Mój przyjaciel ma pytanie.
- Tak?
- Czy masz samca?
Panika Jones przyjmuje legendarne rozmiary.


Drapieżny Elektrołowca, mechaniczno-elektroniczna istota, mimo potargania okablowania przez Spencera nie może pozbyć się zafascynowania laptopem Paxtona.
- Elektrołowca wysuwa jedno z ramion i ostrym palcem stuka w pokrywę laptopa.
Spencer rzuca:
- ...a w dymku nad jego głową pojawia się jedno słowo: "KCEM".


Elektrołowca podłącza się do laptopa Paxtona i wysysa z niego dane.
- Ja mam tam wirusy... - martwi się haker.
- Pewnie porno też tam masz!
- I od teraz będzie mu się odbijało dymkami „Enlarge your penis!”

Elektrołowca zgrywa wszystkie dane z laptopa Paxtona, w końcu trafia na bazę wirusów hakera i to okazuje się być dla istoty zgubne. Wkrótce uruchomione wirusy atakują jego system i drużyna obserwuje jego powolną degradację. Max stwierdza filozoficznie:
- Być może właśnie przyczyniliśmy się do zagłady tego gatunku.


W dużym pomieszeniu z komputerami typu ENIAC ghule z werwą zabierają się za rozmontowanie bębnów i elementów komputerów. Paxton, ani przez chwilę nie zastanawiając się, postanawia się do nich przyłączyć. - Idę im pomóc! Pokażę im, jak czegoś nie potrafią, jak to zrobić. - To jawny przykład hackerplainingu! - oburza się Spencer. - Nie no, tylko chcę im pokazać, jak na czymś się nie znają! - wyjaśnia Paxton. MG stwierdza:
- Jaaaa, pierwszy raz widzę jak hacker z ghulami porównuje siusiaki!
Po spotkaniu ze złowrogim Gugiem i ucieczką, która ledwo się powiodła, dwóch członków drużyny wpada w czasowy obłęd. Ghule patrzą na nich z niepokojem. Ich przywódca konspiracyjnym szeptem, kręcąc kółeczka przy czole, szepcze do kolegów. - Mamo, tato, jestem w pralce!
Max w paranoi rzuca się w lewo i prawo, wykrzykuje rozkazy. Spencer (aka zbierający krzyżyki na umiejki manczkin tsar) pyta:
- Mistrzu Gry, jak walnę z otwartej w pysk Maxa, to będę mógł rzucić na Psychologię? MG odpowiada:
- Bardziej na unik...

Halasująca drużyna płoszy Pająka z Leng, który postanawia jednak oddalić się ku bezpieczniejszym okolicom. Paxton stwierdza z triumfem:
- Pajong z Leng się zlęk!



poniedziałek, 6 listopada 2017

Zew Cthulhu: superbohaterowie do wzięcia



MG: Smartfox
Postacie // Superbohaterowie:
Mijau - Guillermo González, meksykański deratyzator, nielegalny imigrant // Luchador de la Noche - meksykański mściciel o mocno opływowych kształtach
Parasit - Derek Arslan, radiowiec o arabskich korzeniach // BlingMan o przepastnych kieszeniach prowadzących do innego wymiaru
Robson - Edward Paxton, świetny haker, przedstawiciel anglosaskiej większości etnicznej // Shadow Spyder - tajemniczy władca elektryczności, przed którego wzrokiem nic się nie skryje
Tsar - James "Grouse" Murdoch, dziennikarz i miłośnik sportów ekstremalnych pochodzenia anglosaskiego // Silver Falcon - syn Horusa walczący o uwolnienie świata ze szponów swojego arcywroga Seta
Żuk - Maxymilian Clearwater, były żołnierz po przejściach, również o korzeniach anglosaskich // Shotgun - ludzka maszyna do zabijania, śmiertelnie skuteczna
MidMad - Catherine Jones, czarnoskóra agentka FBI // Barfly - niechętna władczyni umysłów



Stało się. Po dłuższej przerwie wróciliśmy do omszałego od północnej strony grania w Zew Cthulhu. W ramach wprowadzenia do kampanii zagraliśmy superbohaterami - alter ego naszych postaci - w komiksie rysowanym przez 10-letniego chłopca.


Pracujący dla agencji rządowej Shadow Spyder stoi wpatrzony w jakieś skomplikowane schematy. Rzuca nieznoszącym sprzeciwu tonem znawcy:
– Te cewki muszą zostać wymienione na mocniejsze, wedle moich obliczeń nasza wydajność zwiększy się czterokrotnie.
MG, nieco zbity z tropu nadmiarem technikaliów, odpowiada:
– Eeee... A hiperpowrotnik lewego prądu?
Shadow Spyder bez zająknięcia rzuca:
– Hiperpowrotnik lewego prądu też!

Od jakiegoś czasu motywem przewodnim niektórych sesji jest jadeit – wszystko dzięki pewnej sesji Rocranonu, w której się pojawił w dość bulwersujący i powodujący nieustanne chichoty graczy sposób. BlingMan zamknął się w pobocznym wymiarze, gdzie znajduje się jego kryjówka. Opisuje swój dom w tej krainie:
– Wygląda jak grecka świątynia… tylko, że jest wyrzeźbiona z jadeitu.
Reszta drużyny próbuje zachować powagę, ale w końcu wszyscy wybuchają śmiechem. Nie wiedzieć czemu, tylko MG od Rocranonu wcale się nie śmieje.



Wracamy do BlingMana. Bohater je, pije, ogląda telewizję i śpi. Klasyczny TV Slob niechętny zewnętrznemu światu. MG wchodzi w tę konwencję:
– Kiedy nadchodzi zmęczenie, złazisz z wygodnego fotela i kładziesz się w łóżku.
BlingMan zaczepnie dodaje:
– Jeszcze konik przed snem!
Jako że cała historia jest narysowanym przez 10 latka komiksem, robi się nieswojo. Silver Falcon stwierdza:
– Ten dzieciak rysuje okropnie niepokojące komisky.
MG wyjaśnia cierpliwie:
– To dziecko, więc u niego to będzie raczej na poziomie podświadomym przedstawione. W jego komiksie BlingMan z uśmiechem na twarzy radośnie oznajmia: „A przed snem pobawię się jeszcze z moim kucykiem!”.
Nastąpił ogólny facepalm całej drużyny.

BlingMan ma niepokojące sny, które nie dają mu cieszyć się swoją samotnią. MG opisuje niecodzienne wizje:
– Lecisz nad miastem i zdajesz sobie sprawę, że jesteś nagi. Ludzie wskazują cię palcami i śmieją się z ciebie. Jako dziecko stoisz przed swoimi kolegami, a pod twoimi nogami kałuża moczu. Wszyscy śmieją się głośno z ciebie. Rzucasz się w łóżku, męczysz, w końcu budzisz się...
Silver Falcon uczynnie dorzuca:
– ...a pod twoimi nogami kałuża moczu.

BlingMan wie, że jego znajoma, Barfly, potrafi zajrzeć człowiekowi do głowy i odczytać, co w niej się dzieje. Przynajmniej wtedy, kiedy jest trzeźwa, a to zdarza się bardzo rzadko.
– Jadę poszukać tej pijaczki – stwierdza BlingMan.
MG do graczki:
– Co robi pijaczka?
Barfly odpowiada:
– Nie wiem co robi pijaczka, Barfly natomiast...


Silver Falcon ratuje próbującego popełnić samobójstwo nieszczęśnika o imieniu Jebediah. Aby odwrócić jego myśli od straszliwych wizji zsyłanych mu przez sny, stara się zaangażować go w działanie i obiecuje, że wkrótce nadejdzie świt, który powitają razem. Silver Falcon wysyła Jebediaha po kanapki, ten wracając z dwiema torbami z prowiantem i wyciąga jedną w kierunku superbohatera. Nagle cofa rękę i wyciąga drugą, w której trzyma identyczną torbę.
MG wyjaśnia:
– Jebediah przerażony zamienia torby, bo nagle zdaje sobie sprawę, że zamiast dać Silver Falconowi kanapkę z tuńczykiem, podał mu tę z kurczakiem, a przecież też jesteś ptakiem!

Szaleństwo i złe sny ogarniają miasto. BlingMan zastanawia się nad pochodzeniem tego zjawiska.
– Kurczę. Mnie też to ogarnęło, a byłem zamknięty przez trzy miesiące w innym wymiarze. Inaczej bym sądził, że ktoś zatruł wodę.
Shadow Spyder podsumowuje:
– Jakby tak było, to przynajmniej Barfly by była bezpieczna, bo ona wody nie pije.


BlingMan nie przyznaje się swoim towarzyszom co do natury swoich snów. Wstydliwe te szczegóły za wszelką cenę zachowuje dla siebie, jedynie napominając, że nie może przez nie spać. Silver Falcon stara się „pomóc” Barfly, która zbadać ma problem BlingMana.
– Uważam, że aby zrozumieć istotę problemów ze snem BlingMana, konieczne jest poznanie wszystkich szczegółów, bo w detalach kryć się mogą nieuświadomione podpowiedzi dla Barfly.
MG rzuca niewinnie:
– Wiadomo, postać Silver Falcona jest czysta i szlachetna, ale gracz to skurwiel.


Silver Falcon błyszczy w świetle kamer w rzeczywistym świecie, stając się bohaterem tłumów, tak dobrze wyglądającym w telewizji. Staje się też wyjątkowo denerwującym dla pozostałych bohaterów bufonem. Tymczasem przechodzimy do snu Jebediaha. Na to, jak wyglądać w nim będą bohaterowie, decydujący wpływ ma Barfly, przewodniczka do krainy snów.
– Może się okazać, że widzisz siebie cały czas jako Silver Falcon zakrzykując „Ruszajmy do krainy snów walczyć ze złem”. Tymczasem wszyscy pozostali widzą cię jako malutką kaczuszkę skrzeczącą „kwa kwa kwa!”.

Przechodząc do krainy snów, Silver Falcon musiał oddać iskrę swojej boskości na przechowanie Barfly, bo zasady krainy zabraniają wchodzić do niej bogom, a Silver Falcon jest uczciwy i honorowy. Kiedy tylko bohaterowie przekroczyli bramę, świadom ich obecności stał się arcywróg drużyny - Set!
Silver Falcon popuszcza wodze swojej megalomańskiej fantazji:
– Set zwija się w swym leżu trąc łuskami swojego cielska o siebie myśląc: „A więc przybyli moi wrogowie! BlingMan przechodzący pomiędzy wymiarami, widzący pajęczyny rzeczywistości Shadow Spyder, nieobliczalny wojownik Shotgun i krocząca ścieżkami snów Barfly, oraz ten nieznajomy, szaleńczo przystojny i wspaniale umięśniony śmiertelnik, którego nie potrafię rozpoznać… jego chyba zostawię przy życiu...”



We śnie pojawia się też kot. Słyszy, że ktoś rzuca imieniem boga Ozyrysa, po czym stwierdza:
– Co to za bóg, ten Ozorkos?



Wiemy, że w krainie snów Magic Ulthar Set szuka czegoś bardzo konkretnego. Jego obecność czujemy w całym otoczeniu. Shadow Spyder pyta:
– Czy da się jakoś wyniuchać Seta?
MG figlarnie odpowiada:
– Setę to Barfly potrafi wyniuchać z kilometra!


Mała dziewczynka dręczona koszmarami boi się wszystkiego, łącznie z bohaterami, którzy starają się wyrwać ją ze snu. Powstają kolejne plany. Shadow Spyder wpada na pomysł:
– Czy ktoś się potrafi wprowadzić w stan wysokiem relaksacji?
Silver Falcon puszcza oko do kolegów:
– Widywałem w takim stanie Barfly…



Mechanika, z której drużyna korzysta podczas gry superbohaterami, nie przewiduje punktów doświadczenia, a gracze w pamięci mają jeszcze ostatnie sesje oldskulowego fantasy. MG żegna się po sesji, pozostawiając graczy samych. Shotgun nie wytrzymuje i artykułuje wzburzenie całej drużyny:
– Co to za sesja? Ani pedeków, ani skarbów?!
– O dungeon crawlu też zapomniał… – gracze wzdychają trollersko.



Edward Hopper „Nighthawks”


Panuje klimat Noir. MG, opisując bar, do którego przyszli bohaterowie posiłkuje się słynnym obrazem Edwarda Hoppera „Nighthawks”. Shotgun staje przy barze z femme fatale o imieniu Chicky Slade, a gdzieś tam w mroku są niedobrzy ludzie, którym oboje nacisnęli na odcisk. Shotgun stwierdza asekurancko:
– Ja chciałem tylko powiedzieć, że stoję tyłem do ściany i przodem do tych wszystkich szyb.
MG miażdży bezlitośnie gracza:
– Nie możesz. Bo spierdoliłbyś kompozycję! Hopper by tego tak nie namalował!



Mistrz Gry opisuje sceny za pomocą wyrazistych obrazów, drużyna trafiła w czarno-biały gangsterski świat snów w klimacie Noir i robi wszystko, żeby pokrzyżować głównemu wrogowi plany, kształtując sen według swojej woli:
– … wszystko wygląda jak w komiksach Millera, tylko jedna rzecz w danej scenie ma kolor, tu złoty element, tam coś czerwonego…
Gracze przejmują narrację:
– W czarno-białej gazecie widać zdjęcie Black Vipera (głównego villaina) jedynie w czerwonych stringach, co skutkuje natychmiastowym spadkiem reputacji złego gangstera!


Drużyna wchodzi do Krain Snów. MG opisuje:
– Niebo przybrało wiele kolorów, widać plamy turkusu, odcienie akwamaryny…
– …. i jadeitu… – dorzuca cichutko jakiś całkowicie anonimowy gracz.
Oczyma duszy widzimy, jak MG od Rocranonu tworzy po kryjomu kolejne krwiożercze potwory na następny sezon.


poniedziałek, 12 czerwca 2017

Macki Made in China, czyli bierzemy na warsztat Age of Cthulhu 1: Death in Luxor (część 2)

MG: tsar
Dramatis personae:
Max Adrien (smartfox) - były bokser, kiepski zawodnik, ale obecnie całkiem zdolny prywatny detektyw. Lat 28.
Malcolm Brunheim III (Robson) - profesor Uniwersytetu Chicagowskiego, archeolog. Duże mniemanie o własnej osobie. Lat 44.
Danielle Forrester (MidMad) - była studentka, obecnie pracownica naukowa Uniwersytetu Chicagowskiego. Przebojowa, pełna życia osóbka. Lat 26.
Arnold Hayes (Żuk) - najemnik. Człowiek, który świat poznawał przez pryzmat wojen, w których brał udział. Lat 29.



A oto druga - i ostatnia - część wiekopomnych kwiatków ze świetnej przygody Age of Cthulhu 1: Death in Luxor od Goodman Games na mechanice CoC 7.0. Część pierwsza - tutaj.




Kilka migawek z mrożących krew w żyłach wydarzeń...


Panna Danielle Forester (prywatnie osóbka o dość luźnym podejściu do praworządności) wypowiada niewinnym głosikiem ważką opinię:
- Kobiety nie popełniają przestępstw, są do tego fizycznie niezdolne, czytałam artykuł naukowy na ten temat, były badania…
- Tak - odpowiada w zadumie Max - a pani wczoraj głowę Arabowi odstrzeliła…
Profesor Brunheim broni swojej asystentki:
- Ależ to był błąd pomiaru!
- Panie profesorze! -  oburza się Max - jak pan może! Żeby tak od razu nazywać Danielle błędem pomiaru?!


Fakt pozostaje faktem. Wywiązała się strzelanina, w której Danielle zastrzeliła pewnego Egipcjanina. Jej towarzysze są zaskoczeni jej podejrzanie dobrymi umiejętnościami strzeleckimi. Arnold Hayes pyta z troską:
- Czy pani czuje się dobrze?
Danielle robi dobrą minę do złej gry:
-  Tak, a czemu pan pyta?
Max Adrian łapie się za głowę:
- Jak słowo daję, psychopatka!

Daniell postawiła sobie za cel odnalezienie dzieci bogatego profesora Bollachera, który oszałał i odebrał sobie życie. Arnold, jego daleki krewny, zaczyna kombinować:
- Zaraz… który jestem w kolejce do dziedziczenia po wuju? Może mi się nie opłaca szukać gówniarzy?
Danielle odpowiada triumfalnie:
- Ha! A to mnie miałeś za psychopatkę, Max!
Max zmieszał się nieco:
- No tak! On jest po prostu pragmatykiem!

Gracze szukają informacji dotyczących map starożytnego Egiptu na Internecie i wymieniają się uwagami na ten temat. MG stwierdza z przekąsem:
- Ech, siedzą na wykopaliskach i grzebią w ajfonach.
- Chyba ty! Ja mam Hujawie.
- A ja Szajsunga - zwierzają się gracze.

Wieczorem po mrożących krew w żyłach wydarzeniach, drużyna wraca do hotelu. Panna Forrester, mocno wstrząśnięta, szybko się upija. Panowie w międzyczasie planują iść na nocną eskapadę. Pech chciał, że Danielle usłyszała o tym planie i od razu nabiera animuszu - ani myśli puszczać kolegów samych, przecież na pewno się przyda! Mamrocze przy tym po pijacku i ma problemy z zachowaniem równowagi. Wychodzi z pokoju po kolejną dolewkę. Max z zatroskaną miną szybko referuje problem Arnoldowi:
- Panna Danielle chce iść z nami. Jeśli chcesz ją odwieść od tego pomysłu, jest na korytarzu.
Jakby na potwierdzenie tych słów, w tle słychać głośny rumor oraz donośne “HIK!” z korytarza. Panowie łapią się za głowę.


W końcu udaje się spacyfikować koleżankę. Panna Daniele, kompletnie zawiana, znienacka zasypia. Czyżby bez niczyjej pomocy?
- Nie ogłuszyłeś jej? - dziwi się Arnold, pytając podejrzanie wyglądającego Maxa.
- Dżentelmeni nie rozmawiają o takich sprawach.


Drużyna znajduje na wykopaliskach dziwne ślady przypominające płetwy. Wszyscy się wymądrzają:
- To pelikany!
- Abo te ptaki znad Nilu, sekretarze!
- Co wy tam wiecie. Przecież to oczywiste, to pingwiny!

MG zmienia planszę na roll20. Oczom graczy ukazuje się…
- AHA! - wykrzykuje triumfalnie Robson - Mapa taktyczna!
W tej samej sekundzie, nie czekając na ustawienie planszy do końca, pada deklaracja Maxa:
-  BIORĘ DO RĘKI PISTOLET!

Drużyna weszła do staroegipskiej krypty i wchodzi na jej kolejny poziom po dość stromych schodach. Danielle troskliwie dba o zdrowie starszego pana profesora:
-  Sprawdzam, czy pan profesor nie zasapał się na schodach.
Nie czekając na opis, odpowiada jej Max, pamiętając, że dziewczyna weszła do krypty w spódniczce:
- Nie, on po prostu idzie za tobą i ciężko oddycha.

Drużyna idzie dalej po schodach. Do uszu profesora Brunheima dobiega jakiś dziwny odgłos:
- Słyszę niepokojące dźwięki…
Danielle zaraz tłumaczy:
- Ależ nie, panie profesorze, to ja słyszę ciężki oddech za plecami!

Dzielni śmiałkowie znajdują w ogromnej krypcie niezliczone sarkofagi z dziwnymi inskrypcjami. Robi się niewesoło, gdy okazuje się, że wieka kilku z nich są odsunięte, a wnętrza - puste. Profesor Brunheim zwraca się do Maxa:
- Myśli pan, że zmarli nas zaatakują?
- Nieeeee…. - odpowiada dziwnie nieprzekonywująco Max -  To przecież niemożliwe…

Oczywiście kilka sekund później atakują nas przerażające istoty z sarkofagów. Drużyna wpada w panikę, errrmm… znaczy się: robi taktyczny odwrót. Max próbuje uspokajać towarzyszy:
- Pamiętajcie, przecież to Zew Cthulhu. Tu się tylko ucieka!

Dzielnych (no dobra, nie bardzo) śmiałków gonią oślizgłe potwory. Jest strasznie. Postacie uciekają, ile sił w nogach. Jedyną droga ucieczki z krypty jest bardzo ciasna rura, przez którą udaje się wszystkim przeleźć, nawet panu profesorowi, który niemal się zaklinował. Uwalnia się w ostatniej chwili i kopie butem w twarz nadchodzącego potwora, który prawie go schwycił. Potwór się wścieka - rozumie, że zdobycz mu umknęła. Max krzyczy triumfalnie na całe gardło:
- CTHULHU PEDAŁ!!!

Danielle sprawdza, czy pan profesor nie odniósł poważniejszych obrażeń. Widzi, że nie ma już przy sobie sztucera, z którego oddał wiele celnych strzałów do potworów. Okazuje się, że z bronią nie przecisnąłby się przez szczelinę, a w ostatniej chwili użył jej do oddania kilku strzałów, zanim wziął nogi za pas. Dziewczyna przeraża się:
- Ależ panie profesorze! Gdzie sztucer?!
Max ruga koleżankę:
- A jak go miał wziąć ze sobą? Przecież musiałby go połknąć!
Następuje kilka minut zupełnie niczym nieuzasadnionej głupawki, gdy gracze sobie to wizualizują.


Danielle w końcu zaprasza pana porucznika egipskiej policji o nazwisku Khneberi do towarzyszenia drużynie w podróży do Doliny Królów, choć wiadomo, że wścibski policjant sporo będzie utrudniał. Max, zdenerwowany, wybucha. Niestety ma problem z doborem słów:
- Jak ja cię nienawidzę, ty… ty… ty sekretarko z bożej łaski!


Drzwi do grobowca w Dolinie Królów oblepione są obrzydliwą, wylewającą się skądś posoką. Widniejąca na grobowcu inskrypcja grozi tym, którzy odpieczętują to święte miejsce, gdyż mają wtedy poznać gniew faraona. Max patrzy na posokę i stwierdza:
- Oho, gniew faraona już przecieka!


Grobowiec okazuje się być więzieniem mrocznych, przedwiecznych istot, które próbują się uwolnić z okowów. Profesor Brunheim stwierdza nagle:
- Cthulhu Prison Break!


Aby pokonać przerażającego, mackowatego potwora, drużyna musi zadać mu rany specjalnymi rytualnymi kołkami z drzewa korabowego. Max trafia macki swoim kołkiem za każdym razem, bezbłędnie, zadając maksymalną możliwą liczbę obrażeń. Potwór zwija się z bólu. Max, na codzień z zamiłowaniem czytający powieści groszowe do poduchy, w szale bitewnym, z kołkiem w ręce, krzyczy z dumą:
- Moim dziadkiem był Van Helsing!!!


Profesor Brunheim okazał się strzelcem wyborowym, niemal każdy jego strzał był niezwykle celny i uratował reszcie postaci życie. Po zakończeniu przygody MG pyta, co stało się z postaciami po wydarzeniach w Luksorze. Robson stwierdza bez namysłu:
- Profesor Brunheim w 1939 roku rzuca pracę na uczelni i zaciąga się do wojska jako snajper!


THE END! :)

Star Wars: Gambit z Tatooine, czyli cała prawda o Hanie Solo

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce… … spontanicznie zebrała się grupa śmiałków z pragnieniem powrotu do świata Gwiezdnych Woje...