wtorek, 10 listopada 2009

L5K, czyli czym się różni Daisho od Hirohito

W tym odcinku zadajemy kłam teoriom mówiącym, że kwiat fandomowej emigracji na obczyźnie nie grywa w RPG. Przykładem godnym naśladowania są sesje u Janki - może niezbyt częste, ale za to jakże treściwe!
Tym razem Janka postanowiła poprowadzić L5K. Sesję poprzedziły długotrwałe badania realiów Rokuganu, włącznie z dyskusjami na temat zachowań członków poszczególnych klanów w obliczu czynu tak niehonorowego, jak gwałt (które to wydarzenie miało być kanwą przygody). Sesja udała się nadzwyczajnie, o czym mówi sama MG:

Ianca: juz po sesji. ale bylo super!!!
MidMad: kto wygral? :D :D :D 
Ianca: oczywiscie MG, jak zawsze :-P
MidMad: a to prawidlowo ;)
Ianca: perfidny Mg
MidMad: a gwalt sie udal?:D
Ianca: jeszcze jak...

Przejdźmy może do Kwiatków...
MG: Ianca
Gracz: Maja (Hiruma Gikawa)

Trakt Handlarzy - Peddler's Row, Teren Klanu Kraba. BG idzie wzdłuż rzędu straganów i ogląda towary.
Zbliża się do jakiegos handlarza, który stoi z zawieszonym na szyi płaskim pudłem, na którym widać rząd szarych zawiniątek. BG zbliża się i słyszy monotonny głos handlarza:
"Taniookazjaskarpetypolecam, taniookazjaskarpetypolecam, taniookazjaskarpetypolecam..."
(Kwiatek krakowsko-hermetyczny: przez kilka dobrych lat w krajobraz miasta wpisywał się pewien uliczny sprzedawca przycupnięty przy jednej z kamienic na ul. Floriańskiej, powtarzający monotonnie właśnie ten tekst.)

BG pyta bardzo cicho: Czy pojawiły się skargi na Ahira Hidę?
MG (nie słysząc): Skargi na kogo? Na Hirohito ???



Inni gracze również lubią niedopowiedzenia i gry słowne. Panterka wspomina jedne z pierwszych sesji L5K, pełne dramatyzmu. Rozmowa między postaciami tyczy się przydatności samuraja z klanu Kraba w drużynie:
Feniks do Smoka: chcesz mieć w drużynie kogoś, kto może ci wbić nóż w plecy?
Gracz grający Krabem: W plecy? W plecy? Ja?! Gdybym to słyszał, to bym od razu wyciągnął nóż...
Gracz2 kończąc: ...i wbił mu w plecy...


Dziewczyna wychodzi nieco wcześniej ze wspólnej kąpieli.
MG do reszty grupy: Co robicie?
Gracz: Poczekamy, aż mgła opadnie...


Krótkie przypomnienie słownictwa japońsko-rokugańskiego:

Daimyo jest to pan danego zamku i przyległych ziem.
Dasiho jest to zestaw broni, którym posługuje się samuraj, składa się on z katany i wakizashi.

Pewnej graczce początkującej w świecie Rokuganu  (G1) udalo się spić pewnego Daimyo. W sobie tylko znanym celu chciała wykorzystaę go na tle seksualnym, ale niestety cały czas myliły jej się słowa. W decydującej chwili gwałtownie zadeklarowała swoją akcję:

G1(shugenja): To ja chcę stosunku z daisho!
Pozostałym graczon do dziś nie udalo się ustalić, jak ten stosunek miał wyglądać...



Sąsiad tymczasem ujawnia jakże po rokugańsku klimatyczne wydarzenia, jakie miały miejsce podczas zbierania się graczy na sesję L5K:
Już od dłuższego czasu coś złowrogiego wisiało w powietrzu. Uczucie niepokoju spotęgowały kłębowiska czarnych jak czarcia smoła chmur przewalających się w potępieńczym tańcu nad rozłożonym na wzgórzu grodem. Lodowaty wiatr wzburzył wody jeziora, tworząc na jej powierzchni złudne formy gniewnych oblicz, jęcząc wśród osypujących się z liści gałęzi wysokim, przenikliwym tonem, światła wielu olejnych latarni migotały i gasły, ostatni przechodnie stawiając w pośpiechu kołnierze kierowali się w stronę zacisza domostw. Iście zimowy zmierzch pogrążył gród w posępnej zadumie, przyoblekając myśli mieszkańców całunem chłodnym jak płyta katafalku, kryjącym za nieprzeniknioną warstwą mroku niewypowiedziane błagania i niewyszeptane modlitwy.
Ale On szedł dalej. Determinacja widoczna w rzucających błyski oczach i zaciśniętych ustach silniejsza była od żądań i gróźb bezimiennych potęg usiłujących skruszyć Jego upór. Pierwsze grube krople deszczu uderzyły o nawierzchnie pustych alejek, niewyraźne grzmoty przetoczyły się nad rozciągającymi się po drugiej stronie jeziora polami, pierwsze gałęzie poczęły giąć się pod naporem wzmagającego swe wysiłki wiatru – a On nie zawahał się, nie zwolnił, wciąż krocząc w obranym kierunku. Nieprzychylne moce widząc swą bezsiłę zadygotały z wściekłości i zwielokrotniły natarcie, naginając do swej woli wszystkie dostępne żywioły, smagając Go wiatrem, uderzając pyłem i drobinkami ziemi, siecząc razami wirującej wody – wszystko na próżno. Wzgórze pogrążone było w ciemności, ale w jednym domu tliło się niewielkie źródło światła. Gdy kroki wędrowca zabrzmiały na brukowanym podjeździe stłumionym przez wycie wichru stukiem, otwarły się wrota prowadzące do podziemi budynku i jakaś sylwetka zamajaczyła w świetle zawieszonej u stropu lampy. Musiano Go oczekiwać dokładnie o tej godzinie, gdyż w panujących warunkach najczulsze nawet ucho nie wyłowiłoby dźwięku kroków. Nikły uśmiech satysfakcji zagościł w kąciku ust przybysza, gdy wchodził do małej powozowni, ciepłej i suchej. Odrzwia poczęły sunąc ku dołowi, odgradzając wnętrze od szalejącej burzy. Mężczyzna podszedł do stojącego w głębi pomieszczenia człowieka. Wymienili uścisk dłoni.
- Przybyłeś – w tym lakonicznym stwierdzeniu zaskoczenie mieszało się z podziwem. Ten, który otworzył wrota, musiał widocznie wątpić w zjawienie się gościa i teraz nie potrafił tego ukryć.
Przybysz wzruszył ramionami:
- Przecież tak ustaliliśmy.
- Słusznie, ale... – człowiek stojący w głębi zawahał się – ta pogoda... nieprzyjemnie się zrobiło. Sądziłem, że dasz sobie spokój. Że odpuścisz.
- Nie mogłem – głos przybysza ciął powietrze niczym stal – dobrze wiesz. To mój dzień.
- Tak, masz rację – pokiwał głową gospodarz – zapomniałem, ile to dla ciebie znaczy. Wybacz – położył mu rękę na ramieniu.
- Nie żywię urazy. To moje brzemię i sam muszę się z tym uporać.
Spojrzeli sobie w oczy. Mocno, po męsku. Wtem dostojną ciszę przerwał wrzask dochodzący gdzieś z korytarza:
- Sąsiad, pało!!! Gdzie moja K10?!!!
Obaj stojący uśmiechnęli się.
- Tęcza-san już jest? – zapytał przybysz.
- Tak, przybył przed parunastoma minutami. Wchodź, i niech Fortuny ci sprzyjają.



2 komentarze:

Janka pisze...

zaznaczam ze ten tekst z Hirohito byl kolo drugiej w nocy, kolo siodmej godziny prowadzenia :-)

Mike West pisze...

Well, moja drużyna jest tak cudownie wręcz udana, że nie ma sesji bez kwiatków, a przoduje w tym Otaku Asuka, nazywana przeze mnie Osaką (po tej z Azumanga Daioh, podobny typ).
Mądrości Osaki (wybór):
"Tonbo Ryogo? To jest imię dla słonia, a nie dla Ważki!"
"Ja nic nie kupuję, jestem Otaku, a nie jakąś galerianką..."
"Zabiłam jednego klopsika!" ("klopsik" był Oni no Tsuburu, "wielkim jebanym Pacmanem z pięciometrowymi grabiami")
"Możesz podrywać mojego konia, jest najładniejszą dziewczyną w okolicy..."

Star Wars: Gambit z Tatooine, czyli cała prawda o Hanie Solo

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce… … spontanicznie zebrała się grupa śmiałków z pragnieniem powrotu do świata Gwiezdnych Woje...