piątek, 11 maja 2012

Pathfinder - Gigantyczne Ropuchy atakują!

Dziś kolejna odsłona Pathfindera, na której dzielni bohaterowie zmierzyli się z wieloma mrożącymi krew w żyłach niebezpieczeństwami, włącznie z piosenkami początkującego barda.

MG: Alex
Postacie (z lekkimi tylko zmianami):
Willem Constantine (Human Cleric of Saranrae)
Ilorath Balcadiz (Noble High Elf Duelist)
Wic (Human Ranger)
Hornikatta Brightblade (Dwarf Fighter)
Erik The Bard, potomek sławnego pieśniarza o imieniu Beatle The Bard, z zawodu - bard (!)


Od czego zaczyna się każda prawdziwie manczkińska sesja? Ano, od zerknięcia na PeDeki i sprawdzenia ile to jeszcze nam brakuje do poziomu 2 i dlaczego tak dużo. W międzyczasie, gdy MG przygotowywał atmosferę, gracze zerkali na mapę okolicy i zastanawiali się, jak by tu zdobyć więcej punktów.
- Mistrzu, Mistrzu, a gdzie jest miasto Daggerfalls?
- Tutaj, o. - MG ucieszony, że gracze w końcu interesują się jego pieczołowicie i własnoręczne wykonaną mapą.
- Super! Tam są wielkie kamienne pająki, idziemy expić!
(MGowi liczącemu na zbudowanie klimatu na sesji nagle zrzedła jakby mina.)
-  Nie - odpowiada kleryk William - tam pójdziemy na 6tym levelu. Teraz idziemy zabijać niedźwiedzie... - zerka na swoje statsy na karcie - ... znaczy, pójdźmy jednak zbierać jakieś ziółka, może ktoś będzie chciał je kupić...


Postacie zajadają śniadanie w karczmie (a gdzieżby indziej), gdy nagle podchodzi do nich mały gość z wielkim nochalem i odstającymi uszami oraz dwoma mieczykami na plecach przypominającymi wielkością sztylety. Jednym słowem - hobbit, zabójca trolli. W dodatku strasznie gadatliwy.
- Czy on wam kogoś nie przypomina?
- Podobny jest do tamtego goblina, co nam uciekł...
- Ale nie ma niebieskiego nosa!
- Jak się nie zamknie, to mu przywalę, wtedy będzie miał.
Niestety po poprzedniej sesji goblin zdenerwował się złym traktowaniem i złożył rezygnację. Chlip.


Bohaterowie na swej drodze spotykają parę karczmarzy-imigrantów wędrujących ze swym dobytkiem w poszukiwaniu lepszego życia, gdyż ich rodzinne strony zaatakowały złowrogie siły Żelaznego Kręgu.
Karczmarz Torek opowiada: - Och, nasza karczma byłą tak wspaniała, wyszukana, a potem nam ją spalili. A tylu sławetnych gości przekroczyło nasze progi! Wspaniałe czasy, sama śmietanka do nas zajeżdzała...
Ilorath (chcący jak zwykle brylować w towarzystwie): - To na pewno kogoś z waszych gości znałem, kto na przykład was odwiedzał? Mam wielu znanych krewnych...
- Spał u nas sam czcigodny Carlo z Bern... Co to był za zaszczyt! A my teraz tacy zubożali, bez dachu nad głową...
- Ach, Carlo, to przecież mój brat! - Ilorath próbuje zrobić wrażenie na karczmarzu swoją światowością.
- Naprawdę to pana brat? - pyta ucieszony karczmarz i zaciera ręce znienacka.
-  Oczywiście! - Ilorath dumnie wypina pierś.
- To znakomicie się składa, czcigodny Carlo był mi winien 500 złotych koron za ostatnią wizytę...



Postacie spotykają nowego towarzysza, Barda Erika i zaczynają wstępnie planować kilkudniową podróż.
Erik: - A czy znalazłoby się też tam miejsce dla mojego wiernego muła? Wożę na nim cały swój dobytek...
- Ależ nie ma sprawy, żaden kłopot.
- A czy moje wspaniałe, dorodne ptaki nie będą przeszkadzać? - Bard Erik ma klatkę z ptakami pocztowymi.
- Nooo, to zależy - kalkuluje William - A ile masz tych ptaków?
- Tylko cztery... - mówi z nadzieją Erik.
- Pewnie, że znajdzie się miejsce, zresztą przydadzą się nam!
- Naprawdę? - cieszy się Erik.
- No pewnie!  Toż to cztery porządne obiady!


Na swojej drodze drużyna napotkała farmę położoną nieopodal mokradeł, na których jakoby dzieją się dziwne rzeczy. Gracze oczywiście postanowili to sprawdzić.
MG opisuje: - Widzicie niewielkie jezioro... choć w zasadzie są to mokradła, wiecie, takie jak na Florydzie.
- Forfiter! - wykrzykuje Hornikatta.
- Właśnie, tam są na pewno krokodyle! - cieszy się William. - Będzie dużo expa!!!
MG bezlitośnie: - Nie, nie ma krokodyli. Są za to faerie i śpiewają piosenkę:


Oh its bad luck to be you
A chosen one of many isn't new
When you think you're full of luck, in the bollocks you'll get struck
Oh its bad luck to be you
Now Ogun came young from a farm and tried to save the princess from all harm
Equipped with just a stick and a head made out of brick, his rabbit's foot failed as a charm
Oh its bad luck to be you
The prophecy is never coming true
In a pickle you'll be stuck, like a chicken you will cluck
Oh its bad luck to be you
Believing that he was the one
His ego weighed in at a ton
His mum's a crazy bat - did we mention she was fat! And she'll need a pine box for her son
Oh its bad luck to be you
Don't think for a second its not true!
When your life is run amuck, you will see that you're the schmuck..
Oh its bad luck to be, really bad luck to be, nobody could disagree, its a freakin' guarantee..
Its bad luck to be you! Diddly-doo


Cała drużyna dzielnie przedziera się przez mokradła, nie wiedząc co począć z biednym bardem, który nie ma nawet porządnej broni oprócz lutni.
- Niech idzie w środku, a my będziemy wokół...
- Nie, niech biega dookoła nas i śpiewa. Nie dość, że wystraszy wszystkie potwory, to jeszcze będziemy mieć surround sound!

Bard Erik nie wytrzymał i zaczął śpiewać:




Drużyna natknęła się na stado gigantycznych ropuch. Walczą zaciekle, bard wywija swoim sztylecikiem, Wic strzela ze swojego łuku prosto w oczy ropuch, Hornikatta jako postać ofensywna skacze z pomostu, by przygwoździć ropuchę swoim ciężarem (włączając dużą tarczę i ciężką zbroję)...
WTEM! Słychać dziwny dźwięk... komuś dzwoni telefon.
MG się czerwieni i pospiesznie wyłącza telefon gwałtownym ruchem, strącając go przy tym ze stołu z hukiem.
Po chwili podnosi z podłogi telefon i z kamienną twarzą opisuje:
- Nagle słyszycie jakąś magiczną melodię, a po chwili głośny plusk. Wódz ropuch upuścił komórkę do wody.
Traci jedną akcję szukając jej.

Nie trzeba dodawać, że ropuchy rozgromiliśmy, a uratowane faerie z wdzięczności podarowały nam różne magiczne przedmioty, m.in. woreczek z pyłem tańczących świateł...
- A co ten pył robi? - dziwi się Hornikatta.
- No więc - zaczyna mentorskim tonem Ilorath - wciągasz proszek nosem, a po chwili widzisz dookoła latające światła, wszystko wiruje, jest ci bardzo wesoło... A potem nic nie pamiętasz.
- Dziwne te faerie mają zwyczaje...


Link do opisu sesji jest tutaj.

2 komentarze:

smartfox pisze...

Okay. Zakładam fanclub gracza, który grał gobbosem a potem halfem :). Strasznie mi przypomina jednego z moich współgraczy, przez którego regularnie mam zapaść przepony.

Bard's Tale, jedna z moich ulubionych gier. Polskie wersje piosenek też są zacne: http://www.youtube.com/watch?v=pVRqdufV1U8&feature=related

Choć ja uwielbiam piosenkę Wikingów: http://www.youtube.com/watch?v=44AaihIMjnM oraz pieśń o Nuckelavee: http://www.youtube.com/watch?v=92RtXJ7-tUc&feature=relatedv=wl8m4UEmcUM Epika i ogień!

Alannada pisze...

O, wielce zacnie musialo być. Punkt dla MG, że wybrnął z wpadki z telem :D

Star Wars: Gambit z Tatooine, czyli cała prawda o Hanie Solo

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce… … spontanicznie zebrała się grupa śmiałków z pragnieniem powrotu do świata Gwiezdnych Woje...