piątek, 18 listopada 2016

Twardy humanista i uprzejmy piskorz

Dziś w menu podwójna porcja kwiatków z dwóch sesyjnych rabatek. Smacznego!

MG: tsar
Dr Denver (Żuk) - lekarz, prawdziwy pasjonat swojej pracy, poważny człowiek i zasadniczy obywatel, nieco aspołeczny, ale hej! Kto jest ideałem?
Marv (Ungrim) - inżynier, mechanik, biznesmen (alkohol i narkotyki, wytwarzanie i sprzedaż detaliczna).
Rossarian (smartfox) - oficer bezpieki, menda ale wszystkich o tym uczciwie uprzedza.
Tanya (MidMad) - belterka, górnik, mutantka, żołnierz, pilot mimo woli, żadnej pracy się nie boi.
Tyrvid (Parasit) - odprasowany w kantkę oficer floty, arystokrata posiadający własnego ordynansa-robota, nawigator extraordinaire. Wad nie stwierdzono.

Kolejna sesja nie mogłaby naprawdę się rozpocząć bez gnębienia Tanyi i przypomnienia jej o wpadce z pewnym wężem. Uradowany Fox na kilka godzin przed sesją wykrzykuje tryumfalnie:
- Zobaczcie! Tu zapomniany eskortowany przez Tanyę Synthii:

Zeżarty przez węża Synthii, którego miała eskortować Tanya...
... ale jej nie wyszło. Obok zasmucona Tanya.

- Wersja a la Mały Książę! Nie wiesz, jak namalowac kosmitę? Opakuj go wężem! - dorzuca Fox.


Fox nie może się doczekać sesji i rozkłada nasze działania na czynniki pierwsze, wypominając jak to Tanya zupełnie nie umie strzelać:
- Taaa, to taka powieść pikarejska: "O tym jak Cwaniak, Niedojda, Kapuś i Psychol polecieli w kosmos". Od razu przepraszam Mid...
- Dzięki, nikt jeszcze nie nazwał mojej postaci Cwaniakiem… - stwierdza Mid.
- I nie nazwie jak mniemam!
- Ale niedojdą też tylko po cichu - dorzuca z niewinną minką Żuk.
Do rozmowy włącza się Ungrim aka Marv.
- Czemu jestem niedojdą?!
Fox kontynuuje niemiłosiernie:
- Niedojdą? Bo nie dochodzisz!
- Wiecie, dlaczego nazywają Marva niedojdą? Bo jak z nimi skończy, to już nigdy nie dojdą.



Postacie przyglądają się uważnie scenie zbrodni. Doktor Denver stwierdza:
-  Ja się paczam...
- Doktor jest siepaczem?! Wiemy! - odpowiada Tyrvid.



Córeczka jednego z graczy idzie właśnie spać, kiedy tatuś erpeguje, przychodzi dać całusa przed snem i z ciekawością zapuszcza żurawia na ekran, gdzie znajduje się mapa laboratoriów eksplorowanych przez graczy.
- Co to? - pyta szkrab.
- Mapa, gdzie będziemy sadzić kwiatki i dynie - odpowiada z powagą tata.
- Kwiatki?  - dziwi się szkrab.
- No! Nudna gra, ale dostaje się punkty doświadczenia.
Spojrzenie MG w tym momencie było zaiste bezcenne.


Aby zapobiec podsłuchiwaniu rozmów z synthiańskim przyjacielem, Marv zamyka się z nim w łazience i włącza wodę, której szum ma zagłuszyć mikrofony. Tymczasem w apartamencie pojawia się nowy gość i nagle wyjście z łazienki zaczyna być pewnym problemem logicznym.
Marv kombinuje i mętnie tłumaczy:
- Bo na naszej planecie nie wychodzi się z łazienki razem. Na przykład jeśli płcie są te same, to wtedy puszcza się do nich oko. Jeśli zaś płcie nie są te same... to też się puszcza do nich oko.


Wczesna godzina nad ranem, drużyna rusza na rekonesans w miasto nieprzygotowana na wielu poziomach. Również higienicznym.
Marv niucha sam siebie:
- Jest źle. Kiosk był zamknięty, a antyperspirant mi się skończył.
- Nie było w pokoju? - pyta Tanya.
- Nie. Smarowałem się muszelką - przywołuje słynny żart o trzech tajemniczych muszelkach w łazience - ale nic nie dało.
Tyrvid wydaje się żywo zainteresowany tematem:
- A którą stroną muszelki się smarowałeś?


Na księżycu zamieszkałym przez pokojowo nastawioną cywilizację zauważamy obcych z bronią. Drużynie nie zezwolono na noszenie jej przy sobie.
Tanya pokazuje uzbrojonych Marvovi.
- Patrz!
- No co? Bron mają…
Tyrvid szepcze do Marva, wiedząc, że ten swoją broń dobrze schował:
- E, a tobie to kałach zza jajec wystaje!
-  Miii? - odpowiada niebywale zaskoczona Tanya.


Liczy się czas, jeśli nie podejmiemy szybkich działań, może dojść do poważnego konfliktu zbrojnego. Doktor Denver ponagla towarzyszy:
- Działajmy szybko, to sprawa, gdzie trzeba naglić zwłoki!
- Jak to jest naglić zwłoki? - gracze przypominają sobie o psychopatycznych skłonnościach pana doktora.
- Doktor zaraz pokaże, za chwilę jakieś zrobimy… - uspokaja wszystkich Tyrvid.


Jeden z przedstawicieli naszej rasy został zamknięty w więzieniu przez obcych. Gdy wypuszczają go na widzenie z nami, stwierdza, patrząc na twarze naszych postaci:
- Dawno nie widziałem człowieka…
-  I Tanyi! - dodaje wesoło Marv, patrząc na mutantkę.

Rozmawiamy z naukowcem z naszej rasy, który oddał się badaniom obcych. Stwierdza on:
- Nie znalazlem na tej planecie żadnych narzędzi do zadawania kar cielesnych.
Marv rzuca:
- Za wyjątkiem węży - i dodaje, widząc wyraz twarzy Tanyi - ale może zostawmy ten temat w spokoju…

Naukowiec kontynuuje:
- Alkohol jest tu bardzo mocny! Próbowalem go oczywiscie tylko z obowiązku naukowego...
Marv solidaryzuje się:
- Tak, ja też jestem bardzo obowiązkowym naukowcem!
- Najbardziej polecam Laaki, jest to wyjątkowy napój…

Rozmowa kieruje się na niektórych obcych, będących naszymi gospodarzami. Pytamy o jednego z nich, o którym nie mamy najlepszej opinii, a naukowiec dzieli się spostrzeżeniami:
- Sula to… humanista...
- Tak -  zgadza się Marv - nasz gospodarz to twardy… humanista. Mówią, że to twardy… kawał... konara.
-  No, nie użyłbym takiego sformułowania na codzień, ale… - mówi naukowiec zmieszanym głosem.
Doktor zwraca się do Tyrvida:
- O czym oni rozmawiają?
- O dendrologii…


Rekonesans w ośrodku badawczym jest potencjalnie niebezpieczny. Gracze mogą wpaść na strażników obiektu. Tanya rzuca pewnym tonem:
- Strażnikami ja się zajmę.
Marv żałuje nieobecności Foxa grającego Rossarianem:
- Ech, gdyby Fox był, to by powiedział coś w stylu, że dobrze, że ty się zajmiesz strażnikami, bo przynajmniej nikt nie zginie...


Jeden z graczy stracił kontakt z sesją i nie zauważył przybycia jednego z ważnych NPCów, który w międzyczasie odmówił pokazania postaciom miejsca przestępstwa, za to obiecał im możliwość przesłuchania podejrzanych.
- Ale co on teraz? Zaprowadzi nas na miejsce zbrodni? - pyta zdezorientowany Tyrvid.
- Nie. - wyjaśnia Marv cierpliwie. - Zawiezie nas do więzienia. Nie do końca wiem, w jakim celu.


Przesłuchiwana asystentka ambasadora Auroran, ledwo zdążyła wejść do pokoju przesłuchań, rzuciła się z furią na jednego z bohaterów, okładając go straszliwie. Reszta drużyny wychodzi właśnie z zaskoczenia i zaczyna działać. MG opisuje sytuację:
- Dziewczyna siedzi na leżącym na ziemi Tyrvidzie i okłada go, choć ten zdołał już skrępować nieco jej ręce. Co robisz?
Marv, rzucając się całym ciężarem ciała na dziewczynę, krzyczy:
- Mięso!!!


Drużyna przesłuchuje wyniosłą panią naukowiec.
- Ale myśli pani, że ktoś z pani kolegów z ambasady mógł dopuścić się tego o co jesteście oskarżani? - pyta Marv.
- Jeśli ktoś, to ta świnia, Broby Cooper - rzuca pani naukowiec.
- Ale czemu pani mówi o nim w takich słowach?
- Bo jest odrażający!
- A tak. To tak.


Pani naukowiec wychodząc z pokoju przesłuchań rzuca jeszcze spojrzeniem na pobitego przez asystentkę Tyrvida, wskazuje oględnie palcem jego opuchniętą twarz i rzuca.
- I niech pan zrobi coś tym tu - rzuca od niechcenia władczym tonem.
- Ale o co jej chodziło? - dopytuje się doktor Denver.
- Ona mu powiedziała, że jak zgoli tego wąsa, to może będzie jakieś tete-a-tete - wyjasnia Marv.
Tyrvid oburza się:
- Jakiego znowu wąsa?!
- No ten meszek, co zapuściłeś. - mówi Marv spokojnym tonem, jak do dziecka. - Jeszcze blond, mój boże, wyglądasz jakbyś jadł chipsy nie tą stroną!


Przy przesłuchaniu kolejnych podejrzanych, kiedy dochodziło do tematów dotyczących gospodarzy księżyca, zawsze wpadał do pokoju opiekun bohaterów, przerywając rozmowę i zachęcając do pośpiechu i zmiany przesłuchiwanego. W końcu przy kolejnej takiej sytuacji opiekun sugeruje, że bohaterowie powinni już udać się na kolejne spotkanie.
- Doktor od razu wstaje i rusza ku wyjściu. - deklaruje Żuk grający dr Denvera.
- To jest tzw. pozycja na uprzejmego piskorza. - objaśnia Marv.



W czasie szamotaniny z Tyrvidem de Spao asystentka ambasadora wbija mu pod skórę chip z danymi, który przy oględzinach medycznych znajduje dr Denver. Po sesji pozostali gracze opowiadają nieobecnemu tego wieczora Foxowi całą sytuację. Marv dorzuca:
- ... i miał cipa między żebrami! Chipa znaczy się!!!
- Tak jest. - mówi dr Denver - pan doktor grzebał Tyrvidowi w chipie. Hmm... Dopiszę sobie nową specjalizację do medycyny - ginekologia.


Nadszedł czas na kolejną sesję.

Zanim zebrali się wszyscy gracze, obecni już rozmawiają o dawnych sesjach RPG. Żuk wspomina z rozrzewnieniem sesję, w której dostał od MG do zagrania rolę zdradzieckiego Impa, przeciwnika drużyny, który doprowadził do jej ostatecznego upadku. Żuk stwierdza z dumą:
- Bo to nie był jakiś Imp z dupy, tylko niezły już zwyrol!


Na poprzedniej sesji sporo się działo, tak że jeszcze godzinę po niej rozprawialiśmy o wszystkich wydarzeniach, referując nieobecnemu na sesji graczowi całą historię jeszcze raz. Tak czy inaczej przed kolejną sesją trzeba było sobie przypomnieć tych wiele szczegółów, zatem MG zadaje sakramentalne pytanie:
- Kto pamięta, na czym ostatnio skończyliśmy?
Zapada niezręczna cisza. Wszyscy udają, że doskonale pamiętają wydarzenia z poprzedniego tygodnia. W końcu Ungrim chytrze ratuje honor drużyny:
- Opowiadałeś Foxowi, co robiliśmy na sesji!



Drużyna chce porozmawiać ze swoim opiekunem na księżycu Mot, Sulą z kasty Cenzorów. Najchętniej gdzieś na osobności. Sula zamyśla się chwilę, po czym pyta:
- Jesteście głodni?
Rossarian wali prosto z mostu:
- Opierdoliłbym coś na ciepło! No co?! - pyta, widząc naganę w oczach towarzyszy - Ja jestem prymitywem!
Mid rzuca niewinnie:
- Foxie, ale czy twoja postać też?



Albert, android osobisty szlachetnie urodzonego Tyrvida de Spao, zaczyna nieco drażnić swoją poprawnością część ekipy, w końcu porucznik Rossarian Velocypedion rzuca:
- Albert! Idź do łazienki, kłaki wyjmij z odpływu bo woda nie schodzi!.
Tyrvid leniwie dodaje:
- Pani Tanya nogi goliła i masz...


Rossarian załamuje ręcę nad swoim adiutantem-półgłówkiem Wowką Kapiszonem, który przerżnął całą kasę w karty z androidem osobistym Tyrvida.
- Wowka jakby grał w trzy kubeczki to też by przegrał!
- On by przegrał nawet jakby grał w jeden kubeczek… - precyzuje dr Denver.



Gracze kombinują nad szyfrem do chipa z danymi. Nie wiedzą, po ilu próbach dane zostaną zablokowane, albo - co gorzej - zniszczone. Na szczęście jeden z pracowników ambasady dał im pewną podpowiedź w temacie hasła. Móżdżenie odchodzi na całego, MG postanawia dać graczom jakąś pomoc.
- Pomyślcie, jakim rodzajem człowieka jest osoba, która dała wam kod.
- Sprytny! Bardzo sprytny! - rzuca z przekonaniem słabo inteligentna mutantka Tanya.
- To był marines! - oburza się Marv. - Jak sprytny?! Nie twórzcie mi tu oksymoronów!!!



Tyrvid de Spao postanawia wykorzystać swojego androida osobistego do nawiązania kontaktu z wahadłowcem, którym drużyna przyleciała na Mot, i wysłania komunikatu do Invictusa - statku-matki. MG opisuje całą procedurę:
- Tyrvid rozpina surdut i koszulę androida i opuszcza klapkę na jego klatce piersiowej, odsłaniając dwa strategicznie umieszczone pokrętła do regulacji zasięgu.
Drużyna zaczyna pękać ze śmiechu.
- Retro-science fiction pełną gębą! - stwierdza Mid.
Tyrvid w zamyśleniu rzuca:
- Tu na dole jest jeszcze jakiś joystick.
- Nieee, tam się trzeba schylić do tego małego mikrofoniku. - wyjaśnia Denver.

Wymięta Mid po ciężkim tygodniu przywlokła się na sesję, ale już po kilku minutach pęka ze śmiechu. Koledzy stwierdzają:
- 15 minut z nami działa jak najlepsze panaceum…
- Chyba pacaneum!

Rossarian Velocipedion patrzy na odnalezioną przez nas broń przypominającą kastet i stwierdza, czyniąc aluzję do nazwiska kolegi:
- Jakby Tyrivid de Spao dostał taką broń, ho ho! Zmieniłby nazwisko, bo na razie ma plebejskie, na Tyrvid Skasteton!

Dotarliśmy do wykwintnej restauracji, w której znajduje się wiele zakamarków, bujna roślinność, kąty kontemplacyjne itepe. Rossarian Velocipedion od razu rzuca, znając nasze luźne podejście do etykiety:
- Nas to wrzucą do tego kącika z kolorowymi piłeczkami! A potem będzie śledztwo, kto nasrał w piłeczki!

Prowadzona przez nas rozmowa wchodzi na temat ulubionych zajęć każdej z postaci. Tanya Maru rzuca:
- Doktor woli się bawić tylko w doktora...      
-  ... Mengele - podsumowuje bezlitośnie Rossarian.

  
MG musiał zrobić sobie chwilę przerwy. Parasit robi aluzję do którejś z poprzednich sesji w świecie fantasy Rocranon, gdzie ciągle znajdowaliśmy coś cennego i ciężkiego w podziemiach, czego nie dawało się wynieść i sprzedać dzielnym bohaterom:
- Mistrzu Gry, jak Cię nie było, znaleźliśmy złoty rydwan…
MG bezlitośnie go disuje:
- Wiesz, że go nie wyniesiecie z lochu, co nie?      

Potrzebujemy odczytać zawartość pewnego chipa, ale nie mamy sprzętu komputerowego. Tyrvid posiada swojego kamerdynera - robota Alberta, więc zadaje mu pytanie:
- Masz gniazdo na chipa?
- Mam interfejs głosowy… - odpowiada mechanicznie robot tonem żywo przypominającym C3PO.
- TY ZŁOMIE!
Albercik zaczyna nagle protestować i gęsto się tłumaczyć, zalewając nas potokiem słów. Marv rzuca:
-  Naciskam mu guzik „power”...

Marv z dr Denverem podłączają chipa do robota, sprawdzają napięcie, szukają odpowiednich kabelków… Chip zawiera bardzo ważne informacje, więc ryzykowna operacja nie może się nie udać. Marv mówi pewnym siebie głosem:
- Ale z doktorem za plecami mogę robić to z zamkniętymi oczami…
Zapada niezręczna cisza. Rossarian dopytuję się:
- Ty na prawdę to powiedziałeś?

Nie pamiętamy nazwy naszego frachtowca górniczego, a jest nam ona potrzebna do wpisania odpowiedniego hasła. Rossarian Velocipedion kombinuje:
- Keenyeti… Kinjeti… Kmineti...Kinyeti…
Dr Denver postanawia mu pomóc:
- Tri mineti.      


Do naszego pokoju hotelowego dostarczono jakieś dziwne tabletki żelowe, sprawdzamy, wąchamy, liżemy je, zupełnie nie wiedząc, co z nimi zrobić. Nasz jak zawsze dobrotliwy MG pokłada się ze śmiechu.
- Pewnie obsługa kostki do kibla przyniosła - rzuca wkurzony Marv.

Marv i Tanya łykają po tabletce. Uszczęśliwiony MG każe im rzucać kośćmi. Zanim odpowiednio odczytamy wynik, Marv stwierdza monotonnym, spokojnym głosem:
- U Marva po zjedzeniu tabletki żadnych zmian. Zarówno oczy lewej głowy, jak i prawej bez zmian.
Dr Denver dorzuca, badając pacjenta:
- Źrenice w normie, skrzydła rozwinięte, płetwy w normie.

Została nam trzecia tabletka. MG pomylił imiona i szybko opisał, że tabletkę je Rossarian zamiast Tyrvida. Fox zatchnął się i prawie spadł z krzesła, protestując. Marv cieszy się z nieszczęścia kolego:
- Rossarian o mało oka nie wypluł!

Niepełnosprytny adiutant Rossariana Wowka jest nadgorliwy, ale nie chcemy mu zlecać zbyt skomplikowanych zadań, by nic nie popsuł. W zasadzie nie chcemy mu nic zlecać, choć Wowka przebiera nogami ile wlezie. Zastanawiamy się, co z nom zrobić. Rossarian wysyła go załatwić kilka błahych spraw i wpada na pomysł:
- Wowka to ma teraz kupę do zrobienia. Zamknijmy go w kiblu!

Marv po długich poszukiwaniach próbuje laaki, lokalnego specyfiku alkoholowego (czyt samogonu). Rossarian stwierdza:
- Trunek jest tak mocny, że Marv się budzi trzy miesiące po odwyku.
- Jestem czujny jak najebana jaszczurka! -  woła Marv.
Rossarian kontynuuje:

- Jest tak silny, że Marv łyknął, a jego ciotka w tym momencie po pijaku spowodowała wypadek samochodowy 14 lat świetlnych dalej.

Brak komentarzy:

Star Wars: Gambit z Tatooine, czyli cała prawda o Hanie Solo

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce… … spontanicznie zebrała się grupa śmiałków z pragnieniem powrotu do świata Gwiezdnych Woje...