sobota, 4 czerwca 2016

Nowy system, starzy gracze, bydło to samo


Z okazji Roll20conu ogranizowanych jest właśnie sporo przefajnych sesji… oczywiście obfitujących w kwiatki i masę wesołych scen. Oto relacja z jednej z nich:
System: WOIN (WHAT'S O.L.D. IS N.E.W.)

MG: John
Postacie:
Przemytnik Marcus, człowiek - Jason
Pilot Matron, android - truegreen
Gwiezdny Rycerz (wcale nie Jedi) Tereval, venusjanin - Jango
Mechanik Thrarin, borionin - Morgan
Doktor Makil, felanin (rasa kotowata) - MidMad

Drużyna to załoga statku do przypominającego krzyżówkę Sokoła Millenium z Serenity, działająca nie do końca zgodnie z prawem i starająca się nie wpaść w łapy złowrogiego Sojuszu Planet, którego żołnierze do złudzenia przypominają szturmowców w białych zbrojach. Ale wcale nimi nie są. Ani trochę.

Zastanawiamy się, co też w zasadzie mamy w ładowni. Przemytnik Marcus stwierdza z poważną miną:
- Ależ nie mamy nic nielegalnego!
- ...o czym byśmy wiedzieli… - dorzuca Gwiezdny Rycerz Tereval.
- Ale w zasadzie jaka jest definicja nielegalnego? - pyta się pani doktor z niewinną minką.

Mistrz Gry nie ułatwiał nam życia. Nasz statek nazywał się bowiem Ser...ekhem, Equanimity. Nie tylko cała drużyna wiecznie miała problemy, żeby ją wymówić, samemu MG też okrutnie plątał się język:
- Eque kłekłe...
- Iki kłiki Kłikłi ikłi!
- Abuebuebue.
- Dobra, załogo. Od dzisiaj statek nazywa się IKI! - stwierdził litościwie MG.


Dowiadujemy się co nieco o statku od MG:
- Macie luksusowy statek… Dużo kapsuł ratunkowych, ambulatorium, salon, stół do bilarda, meble a la Ludwik XVI…
- I kuweta dla kota!!! Znaczy, pani doktor!

MG podkreśla, że statek jest naprawdę drogi. Zmysł handlowy graczy od razu daje o sobie znać:
- Sprzedajmy go i wydajmy kasę na wódkę i dziwki! Koniec sesji, ile dostaliśmy pedekow?!

Przemytnik Marcus jest znanym kobieciarzem, co często przysparza mu kłopotów, szczególnie ze strony zdradzonych mężów wracających zbyt wcześnie do domu. Ale na statku uwił sobie odpowiednie gniazdko.
- Wiecie, podchodzę do takiej i mówię: chcesz zobaczyć moją brykę, maleńka? A potem prowadzę ją do środka. Mam tam trzy pokoje dla dam mojego, ekhem, serca: jedna z wystrojem a la dżungla, drugi to nadmorska plaża.. a trzeci… hm… WIEM! Tylne siedzenie camaro! - rozmarza się.

Po rozmowie ze zleceniodawcą w barze Marcus stwierdza, że spodobała mu się pewna kelnerka, więc postanawia skorzystać z okazji.
- Do wylotu została nam godzina? Zdążę!
- Tylko nie złap czegoś, jak ostatnim razem, i nie przychodź do mnie po maść… - stwierdza marudnie pani doktor.
- No ale skąd miałem wiedzieć, że ta kelnereczka to nie ONA, tylko ON?


Do członków załogi należy android zafascynowany ludzką naturą. Ogląda z zaciekawieniem ludzi w barze, a potem nagrywa film z podkładem lektora do późniejszej analizy. 
- Widzimy Borionina niepewnie zbliżającego się do niczego nie spodziewającej się ofiary. Jest to łysiejący mężczyzna w średnim wieku, stojący za barem i łypiący na niego nieprzyjaźnie. Wyraźnie szykuje się wyzwanie. Borionin szybko wyjmuje z kieszeni kilka monet i atmosfera się ociepla. Barman podaje mu kufel spienionego piwa. Czytała Krystyna Czubówna.

Dziwnym trafem przewozić mamy jakiegoś dziadka, robota, młodego chłopaka i… nie zadawać żadnych pytań. Z niczym nam się to oczywiście nie kojarzy. Młodzian wchodzi na statek, ogląda go i mówi z powątpiewaniem:
- Czy to w ogóle może latać?
- Tak. Ale tylko jak wyjdziesz i popchniesz. - denerwuje się Marcus.


MG opisuje, zwracając się do przemytnika:
- Marcus, słyszysz jakieś kroki, ktoś biegnie…
- Ale czy to bardziej przypomina kroki wkurzonego męża czy policję? - odpowiada Marcus ze znawstwem.

Na desce rozdzielczej statku mamy laleczkę hula o ponętnych kształtach. Marcus przejmuje stery i w efekcie statkiem od razu rzuca:
- Zrobiłeś to specjalnie, żeby zatańczyła i poruszała bioderkami, prawda? - rzuca oskarżycielsko android, dobrze znający swego pana.

Uciekamy przed atakiem krążownika i myśliwców:
- Nie namierzają nas już żadne rakiety!
- Chyba uciekliśmy, hura!
- Famous last words… - stwierdza ktoś i własnie w tej chwili zapala się kontrolka informująca o ataku rakietowym z krążownika.


Próbujemy robić uniki przed rakietami:
- Zrób beczkę! - Marcus instruuje pilota-androida.
- Przypomnij mi, żebym następnym razem nie jadła śniadania - mówi z wieżyczki strzelniczej nieco zielonkawa doktor Makil po pierwszej pętli.
- Jak dobrze zadziała siła odśrodkowa, to ci pokażę, jak zrobić, żeby śniadanie wróciło z powrotem do środka! - pociesza kocicę Marcus.

Krążownik nas atakuje, zdejmuje nam tarcze i sytuacja jest coraz bardziej krytyczna. Mechanik Thrarin lamentuje:
- Czemu wydaliśmy całą kasę na luksusowe wyposażenie, a nie na tarcze???
- Hej, luksus musi być! - stwierdza Marcus z oburzeniem, myśląc o wywieraniu odpowiedniego wrażenia na paniach - Trzymajmy pewien poziom!

Oprogramowanie androida zostało nieco zmienione przez Marcusa, dlatego czasem dziwnie się zachowuje. Marcus jednak zapewnia, że android będzie zawsze nas ochraniał. W chwili, gdy następuje walka w kosmosie, android Matron robi uniki statkiem, bo, jak wyjaśnia:
- Muszę… chronić… obiekty moich eksperymentów!

Mimochodem ktoś puszcza plotkę, że Matron filmuje wszystko na statku, by zrozumieć istoty myślące i przeanalizować ich działanie. Thrarin protestuje:
- Nie ma żadnych kamer na statku, Marcus wszystkie zdjął, żeby zachować dyskrecję, gdy szmuglujemy trefny towar! Żadnych dowodów!
- Ale może on właśnie ma kamerki… tylko w pokojach, w których odwiedzają go panie?

Krążownik Złego Sojuszu zaatakował nas wszystkim, czym miał. Leci do nas rakieta wielkości naszego statku. Postacie maja nietęgie miny, bo nie obronimy się przed nią, ale jest szansa, że nie trafi. Doktor Makil miauczy cicho:
- Muszę chyba iść po pieluszkę. Mamy jeszcze pieluszki, prawda?
- Android usłużnie sprawdza listę zaopatrzenia statku.
- Tak, mamy… jeszcze 3kg. Zostały z tego razu, jak jedna z pań Marcusa miała takie dziwne zachcianki i chciała się bawić w dorosłe niemowlęta… - Marcus piorunuje androida wzrokiem. - No przepraszam, szefie, tak było! Chcesz zobaczyć nagranie dla przypomnienia?

Okazało się, że krążownik w nas nie trafił. Myśliwce też pudłują. Oddychamy z ulgą.
- Ha, ha! W stodołę by nie trafili! - cieszy się nasz mechanik.
Nagle pojawia się nasz pasażer-młodzieniec, który ciągle marudzi na jakość statku, i stwierdza:
- Całe szczęście, że latamy stodołą! - Złość Marcusa sięga apogeum.


Zastanawiamy się:
- Ale w zasadzie to dlaczego nas ściga sojusz? Nic złego nie zrobiliśmy. - mówi Gwiezdny Rycerz.
- No wiecie, Marcusa nie było aż godzinę, na pewno znowu coś przeskrobał…
- Wiecie co… biorąc pod uwagę reakcję sił zbrojnych Sojuszu, to on chyba był z córką prezydenta…

Android w chwili przerwy postanawia zająć się czymś pożytecznym i po przelocie przez pas asteroidów stwierdza:
- To ja zbieram pył meteorytowy z filtrów.
- O, przyda mi się do kuwety! - stwierdza pani doktor z radością.

Czekamy na Marcusa i czekamy. Okazuje się, że gracz na chwilkę wyszedł.
- Wygląda na to, że Marcus zaczął myśleć nad tym, co zrobić…
- Oj - martwi się android i dodaje ze znawstwem - w takim razie to długo potrwa.

Zabiliśmy jednego ze szturm… ekhem, żołnierzy Sojuszu, Marcus krzyczy do rycerza Terevala zamachującego się swoim miecz… znaczy, szpadą świetlną:
- Tylko zostaw w spokoju jego nerki! Przydadzą się!
Tereval wzdycha rozczarowany i mówi:
- To ja w takim razie idę pomedytować. 
- Dobra, to ja je zjadam - oblizuje się pani doktor.
- A tak w ogóle to po co ci one? - pyta Marcusa Thrarin.
- No jak to, można je sprzedać na czarnym ryknu… Znaczy… oczywiście wcale bym tego nie zrobił.
- Jak nie zrobisz, to ja je zjem na surowo. - cieszy się dr Makil.
- A może zamiast nich zjesz sobie jego wątróbkę, a my przez ten czas przeszukamy resztę tajnego kompleksu. - proponuje Marcus. Kocica oblizuje się jeszcze bardziej i radośnie kiwa głową, a Marcus w pamięci zaczyna już obliczać zyski czarnorynkowe.

W końcu docieramy do wielkich drzwi, za którymi na pewno znajduje się Główny Zły (™). Stwierdzamy, że czas otworzyć drzwi i stawić mu czoła w finałowej walce. MG, nie kryjąc podniecenia, pyta:
- Czy jesteście gotowi? - odpowiada mu chóralny krzyk dzielnych bohaterów:
- NIEEEEEEEEE!!!!!


Głównym Złym (™) okazuje się być eks-rycerz z zakonu Terevala, który zaprzedał się złu (niespodzianka!). Ma czarny płaszcz i czerwony mie… tfu, szablę świetlną.
- Teravelu! Czekałem na ciebie! Wreszcie się spotykamy! - krzyczy przeciwnik. Zalega cisza w tej podniosłej, epickiej chwili. Nagle słychać kilka szepczących głosów usłużnie podających dalsze kwestie Złemu Rycerzowi:
- Krąg się zamyka! 
- Opuszczałem cię jako uczeń!
- Teraz sam jestem mistrzem! - wtedy wszyscy jak jeden mąż zaczynają chichotać i przerzucać się dalszymi cytatami z pewnego filmu, do którego George Lucas już nie ma praw ;)

Okazuje się, że Główny Zły to twarde bydlę i ma do pomocy wielkie roboty bitewne. Istnieje szansa, że nie wszyscy wyjdą z tego żywi. MG pyta stojącą przy drzwiach drużynę:
- To jaki macie plan?
- ZAMKNĄĆ DRZWI I UCIEKAĆ Z POWROTEM DO STATKU!!! - krzyczy Marcus bez zastanowienia.
- Ale ja już jestem po ich drugiej stronie! - sprzeciwia się z powodu nielojalności towarzysza Teravel, który podjął wyzwanie złego rycerza, osłaniając towarzyszy własną piersią.
- WŁAŚNIE O TO MI CHODZIŁO!!!

Ostatecznie dopadliśmy Głównego Złego, Teraval spuścił mu niezłe manto, Marcus i Thrarin rozwalili roboty, a kocia doktor Makil zadała ostatni cios, kończąc życie zdradzieckiego złego rycerza. Spoglądając na jego zwłoki, mówi:
- To co, ktoś ma ochotę na kawałek, czy mogę zjeść jego całą wątrobę?
Marcus patrzy na panią doktor z uśmiechem i mówi:
- Idziemy łeb w łeb. Ja kolekcjonuję f0cie różnych części anatomii, a ona - wątroby!
Kurtyna.



piątek, 6 maja 2016

Na skrzydłach Rocranon, part deux

O dziwo nikt z graczy nadal nie zginął, tak więc mogliśmy nadal generować niezliczone tabuny bydła ku rozpaczy biednego MG ;)

MG: tsar
Postacie:
Błazen Feste - Mijau
Łowca Keffar zwany Twardzielem - Parasit
Sokolnik i Lord Montcort - Smartf0x
Dziki łowca Nuadu - Żuk
Alchemik Simeon / Uczeń alchemika Halden / Program 500+ postaci - Robson
Szamanka Mabon - MidMad


Drużyna budzi się o świcie i zaczyna zwijać obóz. Zaspana Mabon jest jak zwykle głodna, więc wyciąga skądś udko z kurczaka i zaczyna je wcinać. Zdumiony Keffar pyta:
- Skąd je masz?
- Z wczoraj! - pada odpowiedź.
- Jak by ją wziąć za nogi i wytrzepać - myśli na głos Nuadu - pewnie wypadłoby masę żarcia!
Jak zwykle Montcort O Ciętym Języku nie może się powstrzymać od przedrzeźniania koleżanki:
- „O, to jadłam dwa tygodnie temu! O, a to marchewka! A nie, to nie do jedzenia...”


Pół dnia później Mabon nagle traci apetyt. Montcort stwierdza w zadumie:
- Ona z tym jedzeniem jest jak sawanna: sawanna ma porę deszczową i suchą, Mabon ma porę wpierdalania i diety.

Nadszedł czas na poważną rozmowę z elfami, jednak okazuje się, że nikt z drużyny nie czuje się na tyle na siłach, żeby z nimi rozmawiać. Keffar poszturchuje kolegę-lorda:
- Montcort, gadaj, przecież hrabianka jesteś!


Z przemyśleń graczy: oto, jak wygląda Keffar zwany Twardzielem, gdy dorabia w lesie na boku:





Feste błaznuje, nomen omen, jak dziecko. Zniecierpliwiona Mabon próbuje przywołać go do porządku:
- Feste, nie bądź pajacem!
- JESTEM BŁAZNEM! - oburza się Feste i dodaje po chwili namysłu: - CERTYFIKOWANYM!!!


Robson grający zwykle starzejącym się alchemikiem Simeonem obecnie gra jego uczniem Haldenem (dawniej Harderem :P). Gdy ten ostatni podjął decyzję o pozostaniu wśród elfów, gracze zaczęli się zastanawiać, kim teraz zagra Robson...
- Ale on rozsiewa te postaci po świecie!
- Ja po prostu liczę na 500+ - Robson uchyla rąbka tajemnicy.
- 500 pedeków na sesję za postać?!
- Ja mam postulat dla MG: dodatkowe 500 PD na każdą postać powyżej pierwszej na gracza!

Smartf0x bezlitośnie drwi z kolegi i jego specyficznej maniery nazywania postaci: 
- A wiecie, jak się będzie nazywać nowa postać Robsona? Przyjdzie i powie „Cześć, jestem Soften!”
- Jeszcze brakuje nam Longera i Shortera.
- To będzie Chińczyk Long Wang! - wyjaśnia Robson.

Odejściem Haldena najbardziej poruszony jest Montcort, jako że on zajmował się „przysposobieniem obronnym” młodzieńca. W dodatku okazuje się, że to on ma w imieniu chłopaka przeprosić Simeona za nieposłuszeństwo. Montcort kipi ze złości, jednak Feste i Mabon mają jak zwykle swoją teorię:
- Ojoj, Montcorta chyba spotkał zawód miłosny... - spojrzenia Montcorta w stronę tej dwójki nie będziemy tu opisywać.

Zawód Montcorta nie trwał jednak zbyt długo, bo Montcortem, ku jego przerażeniu, zainteresowała się wojowniczka Bruna (NPC), chłop... to jest, baba na schwał słusznej postury, o wielkich... mięśniach i z odpowiednim charakterkiem. Oj, nie ma Montcort szczęścia w miłości!


Drużyna wędruje przez las w niesprzyjającej pogodzie. Czarnoskóry Feste opada z sił, na szczęście obok pojawia się dzielny wojownik Wielki Wude (NPC) o hebanowej skórze i bierze błazna pod ramię, pomagając mu w tej trudnej chwili. W oddali bydło zaczyna muczeć:
- BLACK POWER!


Drużyna nadal ze smutkiem wspomina Haldena i pożegnanie z nim, ponieważ prawdopodobnie już nigdy go nie zobaczymy. Nawet Montcort zmarkotniał. Nadal nie ustają spekulacje co do nowej postaci Robsona. Gdy MG zarządza krótką przerwę, Mijau puszcza wodze fantazji:
- Montcorcie, wyczuwasz obecność przy Twoim prawym ramieniu. Odwracasz się, a tam niziołek wpatrujący się w Ciebie jak w obrazek. Gdy nawiązujecie kontakt wzrokowy, mówi dość głośno: „NO CZEŚĆ, JESTEM WASZYM NOWYM TOWARZYSZEM!”
Smartf0x zachowuje kamienną twarz. Robson zaraz podejmuje wyzwanie:
- Hej, cześć i czołem, pytacie skąd sięęę wzioooołem? Jeeeestem wesoły Romek, mam na przedmieściu domek a w domku światło, linę, miecz, a więc zaśpiewam jeszcze raz!...
Nie wiedzieć czemu Montcort (a może Smartf0x?) wykonał bardzo długi facepalm mentalny.

Napotkaliśmy ruiny starego (elfiego?) zamczyska. Drużyna zastanawia się, co robić:
- Tam mogą być koboldy...
Robson odzywa się znienacka głosem kobolda:
- Witajcie, czy szukacie nowego towarzysza?
Montcort w końcu niemal traci opanowanie:
- Napiszcie na jukach naszego osła, że rekrutacja zamknięta!!!

Nagle skądś słychać chrumkanie dzika. Spanikowany Smartf0x oświadcza: 
- Robson teraz zagra dzikiem, który chce zostac druidem!
- Tak, to będzie druid zmiennokształtny, świniołak - dopowiada uradowany Robson. - Specjalna zdolność: znajdowanie trufli!
- Potem zagra truflem - dodaje Smartf0x złowieszczo. - Albo truflą?


Drużyna postanawia wkroczyć w ruiny zamku. Mistrz Gry opisuje:
- Wbiegacie na wieżę. Czujecie zapach wielu niemytych ciał, odchodów…
- Coś jak trzeci dzień konwentu?


Dzielnych śmiałków atakuje CAŁA MASA koboldów, wiele z tych stworów pada z ręki walecznych postaci, ale ciągle pojawiają się nowe. Ekipa się niecierpliwi:
- Oni chyba sobie do serca wzięli te 500+...
- Modelowa rodzina!


Mordercza drużyna zabija koboldy aż (nie)miło, trup ściele się gęsto. Przypominamy sobie wydarzenie sprzed kilkunastu sesji, gdy po zabiciu złowrogiego trolla okazało się, że on tylko bronił leża, w którym popłakiwały małe, słodziutkie trollątka wołające za mamą. Keffar ostrzega wszystkich:
- Zobaczycie, a potem się okaże, że to przytułek dla sierot koboldzich Matki Halucyny z Mrzysnu!


Kilka kolejnych koboldów atakuje, ale wychodzą im bardzo kiepskie rzuty. Zawiedziony MG wzdycha dyskretnie:
- No nie, rzuciłem tyle razy na atak jak nigdy i nic mi nie wyszło…
- No i ja się wcale nie gniewam z tego powodu - oświadcza szczerze Parasit.
MG sieje grozę: - KTÓRY TO POWIEDZIAŁ?!
Gracze truchleją.


W pewnym momencie MG odszedł na chwilkę, ale większość graczy jakoś to umknęło wśród tabunów bydła i zaciętej walki z bezbronnymi koboldziądkami.
- Słuchajcie, tsar uciekł… 
- Ale dlaczego od nas uciekł, tacy okropni byliśmy? - dodaje ktoś z niewinną minką...
- Nieważne, rzuciliśmy na inicjatywę, grajmy dalej!
Dziwnym trafem MG, gdy już wrócił, nie był z nas wcale zadowolony.


Keffara zaatakowała wielka, zła, dzika świnia. Dzielny wojownik oświadcza z zimną krwią:
- Muszę załatwić ten boczek!
Dzik ma bardzo wielkie kly i po chwili atakuje nimi Keffara. Montcort chwilowo zamienia się w drużynowego barda:
- „Dziku, dziku, a gdzie byłeś? - W Keffarze!”
Smartf0x ukuł nawet nowe drużynowe powiedzenie: „brnąć jak odyniec w Keffara”.


Wieść niesie, że MG jest podobno dżentelmenem, ale jednak trzy razy zdarzyło mu się zapomnieć o MidMad, gdy podczas walki przyszła pora na Mabon. 
- „Z dziewczynami nie gramy”, co? - oburza się MidMad.
- Nie obraź się, Mid - wyjaśnia bezdusznie Fox - To jest męska gra…
- To dlaczego Ty grasz?!

Feste rzuca z wystudiowaną powagą: 
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto sobie robi jaja z byle powodu?!
Keffar ciska w niego Złowrogim Spojrzeniem nr 2: 
- Naprawdę chcesz znać odpowiedź?


Nastąpiła przerwa w walce z koboldami. MG zadaje tradycyjne pytanie:
- To co robicie?
- No jak to - stwierdza Montcort - idziemy strzelić kobolda w kask!

W międzyczasie pomysłowa drużyna wpadła na ciekawy pomysł, zainspirowana niezdarnymi rzutami pochodnią coponiektórych postaci.
- Fajnie by było zrobić pochodnię, która - rzucona w ciemność - nie dość, że nie gaśnie, to jeszcze wraca.
- Wiem! Płonący bumerang!!!
- UWAGA! TO WRACA!


Wyczyściliśmy leże koboldów, zabiliśmy bossa, prężymy piersi z dumy, bo dodatkowo znaleźliśmy ich skarb. Nie możemy się doczekać, żeby sprawdzić, co w nim jest i zwracamy swe pytające spojrzenia na MG:
- To kto rzuca na skarb? - pyta MG.
- Hurra, skaaarb! - cieszą się gracze.
- Ale wiecie - stwierdza MG. Gracze zamieniają się w słuch. - Ten skarb jest bardzo skromny - dorzuca bezlitośnie. 
Nasz smutek był bezbrzeżny.

Czas na opatrywanie po bitwie: 
- Każdy potrzebuje po jednym bandażu. Oprócz dzielnych wojów, oni potrzebują po dwa!
Robson stwierdza:
- Bruna ze względu na rozmiar biustu też potrzebuje dwóch bandaży!






poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Na skrzydłach Rocranon, czyli gdyby bydło umiało fruwać...

Czasami bywa tak, że mimo najszczerszych chęci graczy, zupełnie nieoczekiwanie (i nie wiadomo skąd!) pojawiają się stada bydła...

MG: tsar
Postacie:
Błazen Feste - Mijau
Łowca Keffar zwany Twardzielem - Parasit
Sokolnik i Lord Montcort - Smartf0x
Dziki łowca Nuadu - Żuk
Alchemik Simeon / Uczeń alchemika Halden - Robson
Szamanka Mabon - MidMad


Chwilę przed sesją gracze rozprawiają na temat ekwipunku. Okazuje się, że konieczne są zakupy, ale kasę drużyny trzyma Keffar (grany przez Parasita), który dał się już poznać jako skąpiec extraordinaire.
- Zaraz przyjdzie Parasit. Spróbuję go dołączyć... - stwierdza dobrodusznie Fox.
- Czekaj! Najpierw wydamy pieniądze! - krzyczy w popłochu Żuk.


Mabon to młode, niepozorne dziewczę wyróżniające się wielkim apetytem. Ma jednak wielkie serce - gdy zobaczyła głodne dzieci, postanowiła zdobyć się na najwyższą możliwą ofiarę i podarować im trochę jedzenia. Towarzysze są zszokowani:
- Patrzcie - mówi Feste - Mabon sama oddała jedzenie...
- Bo ona tuczy te dzieci, żeby je później opierdolić! - stwierdza Keffar, zadowolony z rozwikłania zagadki.


Drużynę zaatakowały żuki w podziemiach. Jeden tryknął Keffara rogami, trafiając dzielnego bohatera w nogi. Jakiś anonimowy gracz rzuca:
- To w torbę dostał!
- No nie, na wysokości kolan dostał... - stwierdza na wpół załamany MG.
- No właśnie, on ma na tej wysokości torbę - Montcort wykazuje się niepokojącą znajomością anatomii kolegi. - Zmienimy jego przydomek na Keffar Jednojajeczny!


Leciwy alchemik Simeon przyjął na naukę kilku nowych uczniów, więc przedstawia ich drużynie. Nie do końca jednak przemyślał ich imiona...
- To jest Harder. - mówi Simeon.
- Oh! Harder! Harder! - pojawia się znikąd odpowiednio modulowany głos łudząco podobny do głosu Nuadu.
Po tej jakże niefortunnej wypadku Harder został przemianowany na Haldena. Uf! ;)



Nogli-Cuir, strażnik milicji, od dłuższej chwili stara się namówić drużynę, aby wzięła udział w obronie nabrzeża miasta. Gracze są nieco oporni... albo po prostu mało domyślni? Simeon, znany też jako „wujek dobra rada”,
 usiłuje podzielić się swoją, ekhem, mądrością:
- To może byście wynajęli jakichś milicjantów?
Dotychczas opanowany Nogli Cuir w końcu się wścieka:
 - No właśnie próbuję, ale jesteście kurewsko oporni!!!


Gracze znajdują około 100 ksiąg rozkładających się na podłodze w tajemniczym kompleksie jaskiń.
Keffar komentuje z właściwym sobie taktem i wrodzonym smakiem:
- Simeon na ten widok by się pewnie obsrał, ale mnie to trochę pierdoli.
Drużyna zostawia księgi i w milczeniu opuszcza jaskinię. Kurtyna.


Mimo odnalezionego wyjścia na zewnątrz i widocznej drogi ku wolności, Keffar postanawia wrócić i sprawdzić do reszty podziemny kompleks jaskiń. Montcort marudzi.
- Montcort, nie spazmuj - dissuje go Keffar ze stoickim spokojem.
- Wiesz jak jest Montcort, to przecież Keffar Twardziel! - przypomina MG.
- No, jak byłem mały, to wpadłem do kociołka z maścią Simeona* i tak mi już zostało - Keffar ujawnia kluczowe fakty z czasów dzieciństwa.
- Taa, legendarna maść Simeona, po niej staje nawet nieboszczyk - przypomina sobie Montcort.
- Nieboszczykowi - precyzuje Keffar.
(*) - Słynna maść Simeona, która czyni dużym i twardym. Khm khm!


Od bydła (albo podręcznikowego znęcania się nad graczami, jak kto woli) nie opędził się też Mistrz Gry.
- Nagle spod sufitu, z sieci, zeskakuje pająk! Nie jest duży. Ma półtora metra... - gracze truchleją. Postanawiają się jednak dopytać o szczegóły i jeszcze co najmniej przez 5 sekund nie uciekać. MG odpowiada z uśmiechem:
- Pająk? Tak. Jest jadowity. To słaba trucizna, choć śmiertelna.


Dzielny inaczej błazen Feste boi się elfich strzał:
- Schowam się za osiołka!
- Nie, bo nam elfy osiołka ubiją, jak będą w ciebie celować! - przypomina jeden z towarzyszy.
- Właśnie, a dużo za niego zapłaciliśmy... - mówi Keffar Pejsaty.
- Płaciliście za Feste?! 


Zapada wieczór, czas obmyśleć warty:
- A na kolejną wartę pójdzie Nuadu z tym tam, pajacem...
- Ale ja jestem certyfikowanym błaznem! - oburza się Feste.


Montcort z dumą zdradza tajemnice swojego ptaka. Takiego latającego, wiecie, sokolnikiem jest: 
- Mój orzeł nazywa się Terror. Ma wgrany program antyterrorystyczny.


Jak na sprytnego szlachcica przystało, Montcort nie zorientował się, że ślady, które widzieliśmy, to ślady elfów, a nie ludzi. Pozostali gracze nie dają mu spokoju:
- Montcort, od czasu gdy zostałeś szlachcicem, tytuł lordowski padł ci na mózg.
- Lordozy dostał!


Halden udał się w podróż do elfów wbrew zaleceniom swego mistrza Simeona, który pozostał w mieście. Montcortowi strasznie się to nie spodobało, więc na każdym kroku demonstruje swoje szlacheckie maniery, traktując nieopierzonego młodzieńca, nawykłego do ślęczenia nad księgami, jak poborowego w wojsku. Wymyśla mu najróżniejsze, najgłupsze i najnudniejsze zadania i ćwiczenia fizyczne. Pewnego razu postanawia przegonić go po lesie, by poszukać śladów elfów. Niektórzy pozostali członkowie drużyny podejrzewają jednak, że Montcort tak „wyróżnia” Haldena z zupełnie innego powodu...
- Szukacie elfów… połamanych gałązek… znaków na drzewach… - opisuje MG.
- Takich? - pyta niewinnie Mabon.


Motncort jednak nie daje za wygraną i niemiłosiernie gnębi kota-Haldena:
- Zbuduj szałas!
- Pościel nam posłania!
- Wypucuj kociołek!
Halden w końcu znajduje chwilę wytchnienia i zaczyna zajmować się swoimi sprawami. Montcort od razu to zauważa, ale obóz już rozbity, wszystko gotowe i na poczekaniu nie może wymyślić żadnego nowego sposobu znęcania się nad uczniem alchemika:
- Chodź do lasu... - zaczyna Montcort. - Muszę... Ci pokazać... rzeczy...
- Aha! - Nuadu rozszyfrowuje zamiary Montcorta. - Będziesz mu pokazywał rzeczy teraz!
Zupełnie nie wiadomo dlaczego, drużyna wybucha śmiechem. Montcort jest smutny.



Spotykamy elfy w lesie Quonyth. Brzechwy ich wymierzonych w nas strzał są żółte, przewiązane niebieską nicią, a my wciąż nie wiemy, czy elfy są przyjaźnie do nas nastawione, czy nie.
- Żółte i niebieskie?! To przecież szwedzkie elfy! - rozwiązuje zagadkę Mabon.
- DZIEŃ DOBRY! JESTEŚMY IMIGRANTAMI! - rzuca pośpiesznie Montcort.


Mabon z Keffarem chodzą po lesie, szukając Festego, który się gdzieś zawieruszył. Wkrótce spotykają elfiego strażnika. MG opisuje sytuację:
- Elf coś mówi śpiewnie w swoim języku, uśmiecha się i wskazuje wam drogę w ciemność. 
Mabon i Keffar nie znają tego języka i nic nie rozumieją. Z pomocą przychodzi im Nuadu, który udając mowę elfa, tłumaczy, szeroko się uśmiechając:
- Idźcie tam, ludzie, tam są kociołki, w których gotujemy obcych!


Nie możemy się doczekać następnej sesji. MG postanawia nam ulżyć w cierpieniu i jako teasera wysyła nam tabelkę spotkań losowych. Niestety zawartość tabelki jest zupełnie zamazana i nie da się jej odczytać:


Gracze są bardzo niepocieszeni, bo skąd będzie wiadomo, jak teraz podpiłować kostki? SmartFox staje jednak na wysokości zadania:
- Słuchajcie! Odtworzyłem treść tabelki!!!


Tak było!
Disclaimer: to wcale nie jest lokowanie produktu Spotkania Losowe.


Ciąg dalszy może nastąpi - jak nie zginiemy na kolejnej sesji... ;)
A tymczasem - zapraszamy do odwiedzin w świecie Rocranon!



środa, 11 grudnia 2013

Bydlaste przygody głupich padawanów (cz. 3)

Dzielny Rag jakimś cudem nie stracił jeszcze do nas cierpliwości i postanowił, że tym razem jednak skończymy naszą przygodę. I to bez bydła! (He, he, he.)
Jak nam się to udało? Sami zobaczcie...

MG: Rag
Postacie:
Diana Starwind aka Ruda, postać niewiadomej człekokształtnej rasy - Fumiko
Harv Pistolstar, człowiek - SmartFox
Tasha Zendu, Nautolanka - MidMad




Nasz MG był podczas sesji baaardzo zmęczony:
- Dolecicie za jakieś 3 ziemniaki.
- ?!?!!
- Ale surowe czy gotowane? Bo to jakieś 30 min.
- Ale przecież w kawałkach gotują się 10 min…
Nie muszę chyba dodawać, że dywagacje na temat miar czasu na planecie, na jakiej znajdowały się nasze postacie, zabrały nam dobre pół godziny. Czyli tyle, ile gotują się ziemniaki. W całości. Ale na koniec jednak dolecieliśmy na miejsce!

Młodzi padawanowie spotkali tajemniczego Mistrza Jedi i chcą go uniżenie prosić o pomoc. Zaczyna się pełna napięcia scena, od której zależeć będzie życie padawanów i przyszłość całej planety. Potężny Mistrz obwieszcza, że przyjmie nasze postacie na padawanów... Zapada chwila uroczystej ciszy... i nagle wszyscy w słuchawkach słyszą ociekający słodyczą głos Foxa:
- A kto tu do mnie psisiedł...? kootekk… chodź na kolanka...
- Tak mówisz do swojego Mistrza?!
- Tak to on chyba mówił do Yody... *


(*) - A jak wszyscy pamiętają, Harv mówił tak często podczas szkolenia w Akademii Jedi.
Po chwili kot zdecydował się opuścić kuszące kolanka Foxa i można było kontynuować sesję ;)



Nadeszła pora, żeby padawanowie wybrali kryształy do swoich mieczy. Ponieważ MidMad nie kantowała w rzutach kośćmi (ani nie miała ich spiłowanych jak coponiektórzy :P), Tasha dostała najgorszy kryształ... koloru brązowego. Pozostali gracze byli bezlitośni:
- Ha, ha, ha!! Będziesz grała gównianym mieczem!
- Tak, a Harv pewnie będzie miał czarne ostrze, wiecie, jak dildo…
- Ja?! Dildo?!
- No tak, Harv ma w tym doświadczenie… przyzwyczaił się w Akademii...
- Nie, on jest biały! Jak moje adidaski, jak mój dres… jak moje paski!
- Znalazles bialy krysztal... - nad Foxem lituje się MG - ale jest malutki. - A jednak się nie zlitował.
- No, tak... - mruczy średnio zadowolony Fox.
- Wygłada jak perła. - opisuje MG.
- No pięknie, to pewnie kulka analna! - Fox jakoś nie wyglądał na zadowolonego...

Kolejnym wyzwaniem dla padawanów była budowa ich pierwszych mieczy świetlnych.

- Tasha buduje miecz. Jest to profesjonalny miecz rycerza Jedi.
- Taa, pewnie musi wcisnąć shift i wpisać kod PIN.
- A Harv i Ruda nic nie musza wciskać. Ich miecze są bezdotykowe. - opisuje MG.
- Włączam i zzzziu! A rączki mam tutaj! - cieszy się Harv perwersyjnie.
- Jak Harv włącza miecz to jest zzziu… a później robi się jakiś taki.. oklapły...











MG lituje się nad nautolańską padawanką:
- Miecz Tashy jest za to bezdźwięczny.
- Super, będę Tasha Auditore!



Harv ma dwa srebrne miecze i bardzo się z tego cieszy:
- Super, teraz tylko się jeszcze odpowiednio ubiorę.
- Harv zmieni imię na Edward, bo świeci. - podpowiada bezlitośnie Fumi.



Już wiem jakie będę miał imię na bluzie na plecach!
- Harv Silversticks?
- No, w końcu mam srebrne pały!


Po niezwykle bydłowym momencie, w którym Harv opisywał swój dresiarski strój błyszczącego rycerza Jedi, MG podejmuje mrożącą krew w żyłach decyzję:
- Dostałeś 1 BieberPointa. To już nawet nie jest punkt bydła…


Czas na walkę ze Zuym Sithem. Niestety rzut Foxa na inicjatywę był bardzo niski. Bardzo, baaaardzo niski. MG opisuje sytuację:
- Scena wygląda tak - montaż: Sith włącza miecz, zaraz potem Tasha i Ruda, wszyscy przygotowani do walki. A Harv? Słychać w tle cykady, w nosie gil zwisający do pasa, Harv patrzy się cielęcym spojrzeniem i pyta: COOOOOooooo?
Fox nie był zbyt zadowolony z takiego obrotu spraw, więc wymyślona została scena alternatywna:
- Harv wyjął miecz ale spadły mu spodnie do kostek i wypadły baterie z miecza.
Harv westchnął cichutko.
- Ok, Harv w koncu odpala miecz. - lituje się nad nim MG. - Ostrze wiruje, Harv wiruje, gil wiruje…
Fox w przypływie weny twórczej dorzuca: - I spodnie wokół kostek tez…


Mimo powyższych trudności Zuy Sith został pokonany, planeta została uratowana, a Yoda przyszedł i z okazji dobrze wypełnionej misji pogłaskał nas po główkach. Szczególnie Harva...


środa, 4 grudnia 2013

Bydlaste przygody głupich padawanów (cz. 2)

Dzisiejszy wpis dedykuję wszystkim wytrawnym graczom ku przestrodze - jak zeżre Was do reszty rutyna i ogarnie bydło, to ciężko później nad nim zapanować... Bo, wiecie, tym razem naprawdę chcieliśmy zagrać w poważną sesję StarWars (no dobra, przynajmniej ja chciałam... ociupinkę...).


MG: Rag
Postacie:
Diana Starwind aka Ruda, postać niewiadomej człekokształtnej rasy - Fumiko
Harv Pistolstar, człowiek - SmartFox
Tasha Zendu, Nautolanka - MidMad



Na początek padło jak zwykle sakramentalne pytanie. Zadał je oczywiście MG:

- To w co dziś gramy? 
- Hmm... Hobbit RPG! 
- Ok, Smartfox prowadzi! - stwierdził Rag. Fox nie chciał jednak z niewyjaśnionych przyczyn prowadzić tego settingu...

Rag w końcu zagonił bydło do zagrody i postanowił rozpocząć sesję:
- No, to zaczynamy. 
Gracze siedzą cichutko jak myszki. MG kontynuuje:
- Dziennik kapitański… data gwiezdna…







Rozważamy uzbrojenie postaci. Jak zwykle schodzimy na temat blasterów, ym, pistoletów Harva nomen omen Pistolstara, który w ostatnim odcinku  pokazywał je pewnej zaciekawionej dziewczynce, a ponadto zwierzał nam się, co z nim robił Yoda w Akademii Jedi. 
- Oj, Harv, a tobie znowu w głowie pokazywanie pistoletów!

- Ale wiecie, on pokazuje tylko małym dziewczynkom...
- Oj, bo będziesz miał boląca dupę - MG przywołuje padawana Harva-świntucha do porządku - No, tak, zresztą po Yodzie już masz…


Postać Fumi gubi sie w burzy piaskowej. Harv wpada na pomysł:
- Można sobie było zainstalować taka apke w komor… komunikatorze: “Where is Fumi?”

Wyjaśniamy zawiłości sieci w SW:
- Holonet to jak internet w SW. 
- A jakie maja systemy operacyjne? 
- Teraz wyszedł najnowszy…. Jabba 3.0.

Drużyna stanęła przed bardzo poważnym problemem:
- Drzwi są zablokowane, trzeba otworzyć je siłowo.
- Szukam jakiegoś drąga… - padawanka rozgląda się wokół.
- Przecież Harv stoi obok!

Padawani słyszą jakiś mroczny głos...
- Czy ten głos przypomina tego faceta z jaskini?
- A co ty z nim ciągle…
- Mam słabość do mrocznych typów…
- No tak, na przykład taki Patison… (pozdrawiamy wszystkich fanów Twilighta :P)



Fox zniknął na chwilkę ze Skajpa celem wykonania czynności rodzicielskich. Akurat nadszedł czas na mroczną scenę konfrontacji.
- Harv bawi się swoim małym...hm…. pistolstarem… - opisuje bezlitośnie MG. Fox jednak zaraz wrócił:
- No, już jestem, musiałem wyłączyć Mikołajka… 
- To tak się to teraz nazywa!

Walka z użyciem Mocy jest dziś dla padawanów wyjątkowo trudna:
Tasha: - To wszystko przez tą niską wilgotność powietrza…. 
Harv: - Może cię nawilżyć?
Tasha, zatroskana: - A to nie przeciwko Kodeksowi Jedi?
Harv, rozczarowany: - A co ty taki kujon jesteś…
- Bo wy oboje jesteście tacy niegrzeczni…W każdej trójce musi być kujon, nie oglądaliście HP?
- Aaa… Tasha to Hermiona a Ruda to ten, no… rudy?
- Aha, a ty to Harv Potter!


Ruda straciła przytomność. Harv zdobywa się na bohaterski czyn:
- Cucę Rudą:
- Ale jak?
- Lekko poklepując ją po twarzy…
Zapada niezręczna chwila ciszy.
- Jeszcze dodam, że RĘKĄ, znając twoje zboczone skojarzenia… - dorzuca szybko Fox.
MG tylko westchnął rozczarowany.

c.d.n. (ku utrapieniu MG)



piątek, 23 sierpnia 2013

Bardzo, bardzo, bardzo dawno temu w galaktyce zupełnie wolnej od bydła... ( cz.1)

Pewnego pięknego dnia pewna anonimowa grupka erpegowców - a co gorsza fanów Gwieznych Wojen - postanowiła zagrać sobie w Star Warsy z autorską mechaniką Raga. I bez bydła, oczywiście. Żadnego ;)
I jak nam wyszło? 

Aha, lojalnie ostrzegam, że tylko nam niesmaczne i obrazoburcze świństwa w głowie, więc czytelników o słabych nerwach uprasza się o zapomnienie wszystkiego zaraz przed przeczytaniem. I po. Albo zamiast.

MG: Rag
Postacie:
Diana Starwind, postać niewiadomej człekokształtnej rasy - Fumiko
Harv Pistolstar, człowiek - SmartFox
Tasha Zendu, Nautolanka - MidMad


Przygotowania do kampanii rozpoczęły się już kilka miesięcy temu - mieliśmy stworzyć postacie dzielnych młodych adeptów Mocy, mających zostać wkrótce (miejmy nadzieję) padawanami. Nadszedł czas na tworzenie historii postaci...


MG: A teraz stwórz kilku NPC ważnych dla twojej postaci.
MidMad: -OK, 1. Gustaw Solo, praprawdziadek Hana...
- Gustaw??! SRSLY... 
- No wiesz, przecież gramy 1000 lat przed filmami. Ma być starodawne imię...
- To może od razu Kleofas?!
- No dobra, dobra, to wymyślę nowe... Zenon Solo.
MG nie zdzierżył i uczynił jakże wymowny gest:













Fox skarży się pozostałym graczom: 
- MG mi nie chce zaakceptować nazwiska! A takie fajne miałem! Mówię wam!
Z niewiadomych przyczyn z ust MG wyrwał się jęk rozpaczy.
- No jakie, jakie?! - pytają graczki.
- PistolStar!
- ???
- Będę do ciebie mowil Pistolcu... - wzdycha MG.
- ...stolcu? - zaniepokoił się Fox.
Wybuch radosnego śmiechu zagłuszył wszystko inne. I tylko Fox jakoś się nie śmiał...


Na samym początku Rag podkreślił kilkukrotnie:
- NIE MA MIDICHLORIANÓW!!!
Oczywiście wszyscy gracze, jak na oldskulowych starłorsowców przystało, przyjęli to z radością. Moc to Moc, mistyka i klimat, nie jakieś bakteryjki.

Fox przed sesją zagaja: 
- Przypomnij mi Midi, jak się nazywały te małe ustrojstwa?
- Tfu...
- To są MidiTfuje!
- To ja atakuję wszystkie MidMadChloriany!
Co na to MG?



Nad kampanią zawisła jakaś klątwa, ciężko było znaleźć dogodny termin. Ciągle ktoś z graczy nie mógł się pojawić, był chory, zajęty, miał mleko na gazie... Aż w końcu zapomnieliśmy w co w zasadzie mamy grać.
- Wiecie, my chyba w Star Treka gramy. Można zmienić koncepcję postaci? - dopytuje się Fox.
- Nazwę się Spock Pistolstar:D
- A jak dla mnie możesz się nawet Spock Peniswalker nazywać - wzdycha MG.
- Z planety Wulkanizacja?
- Penispower!!!
- Albo Obi Bend-over Kenobi
- Jabba the Gangbang:D
- Bobba F...
- Hmm, chyba wchodzimy w te rejony galaktyki, w które wołałbym się nie zapuszczać...
- ... Któych wolałbyś nie penetrować:D

Fox, przy robieniu postaci: 
- W miejscu Miecz Świetlny wpisuję "daj dluższy".
- Przekaż żonie, ze współczujemy. - ripostuje Fumiko.
Fox jednak się nie poddaje:
- Wezmę umiejetność "Złota rączka" bo lubię się podotykać czymś szlachetnym. Goldfapper!
Niezrażony niczym MG chce ustalić kto jest kim w drużynie:
- Fox, twoja postać będzie twardym negocjatorem? Wziąłeś skille negocjacyjne: blastery.
- Tak, a potem miękkim... - dorzuca ktoś bezlitośnie.

Fox wczuwa się w postać młodego o-mało-co-padawana:
- A co mam zrobić, zęby Miecz świetlny mi podskoczyl? 
- Zobaczysz Yodę, to ci do góry podskoczy.
Jak się później okazało, tematyka niecnych poczynań Yody wobec niewinnych padawanów jest tematem przewodnim kampanii...

Fox tworzy postać:
- Wezmę sobie cechę "Ogromny"
- Tylko ja wybieraam co masz ogromnego... - precyzuje bezlitośnie Rag.
- A chciałem sobie wybrać ksywę Dr Bagieta, jak z tego niemieckiego pornola - wzdycha rozmarzony Fox.

Już prawie zaczynamy grać! Postacie mamy już gotowe!
- To sakramentalne pytanie, kto w naszej drużynie jest healerem?
… cisza...
- Dlatego wziąłem umiejętność szybkie zdrowienie! - cieszy się Fox.
- Nie przejmuj się, jakoś sobie poradzimy... przeżyjemy! - pociesza go Fumiko.
- Aha, Famous last words... - dodaje MidMad.
MG tylko upiornie zachichotał. Ciekawe czemu...


Sesja ma się w końcu zacząć. Wszyscy są podekscytowani...
- No to co, gramy w coś?
- To kto prowadzi? - pyta niewinnie RAG aka MG.

Po godzinie bydła zupełnie niezwiązanego z sesją (nie ma jak nasza dyscyplina), MG chce nakierować graczy na temat grania: 
- No to wyciągam twoja kartę postaci Harva Pistolstara…
- HA HA HA! Pistolstar... HA HA HA!
Oburzony Fox: - JUŻ PÓŁ ROKU MINĘŁO A WY SIĘ DALEJ ŚMIEJECIE!!!!


W końcu jednak zostaliśmy przywołani do porządku i zaczęliśmy grę. MG opisuje: 
- Wszyscy leżą pijani… Usiłujesz ich dobudzić...
Fox chichota: - Ja chyba niezbyt dobrze słyszę w tych słuchawkach… do buzi?
Wszyscy wybuchają niepohamowanym śmiechem.
W tym momencie zdesperowany MG sięgnął po swoja tajną broń i włączył karną piosenkę Justina Biebera.
Nagle zrobiło się cicho.


Diana miała sobie stealth generator i próbowała się podkraść w pewne miejsce. Niestety okazało się, że generator nie działa i szybko została wykryta... przez małą dziewczynkę. Fox radośnie "skomplementował" Fumiko:


Postacie siedzą w swoich kwaterach - dziewczyny razem w pokoju. Harv postanawia je odwiedzić.
- Wchodzę. 
- Bez pukania?!
- Nie pukam.
- Masz pukać! - oburza się Diana.
- Przed pierwszą randką?! - dziwi się jurny Harv-podrywacz. - Aaaa, w drzwiii…

Didaskalia: Tasha to Nautolanka, z rasy wodolubnej, a przebywa obecnie na pustynnej planecie, niezbyt łatwo to znosząc. A skoro pojawił się temat randek, Tasha precyzuje:
- Ja to na pierwszej randce wolę romantyczny spacer, kwiaty...
- A jakie kwiaty daje się Nautolance?
- Owoce morza! - wykrzykuje radośnie Harv.


Harv skarżył się, że go pośladki bolą. Okazało się, ze dano mu w nie bolesny zastrzyk, gdy był nieprzytomny, ale... dziwnym trafem wróciliśmy do tematu molestowania nieletnich padawanów przez Yodę. 
- Yoda nie jest taki jaki się spodziewałem… - wzdycha Harv z goryczą. - Lubi młodych chłopców...
- Zielony dotyk boli całe życie... - kiwa głową ze zrozumieniem Tasha.



Okazało się, że w osadzie, w której przebywaliśmy, nie ma w ogóle chłopców - wszyscy są gdzieś zabierani przez Bardzo Złych Ludzi, o czym informuje nas ze smutkiem znajoma dziewczynka. Postacie już ją polubiły i bardzo jej współczują. Zaczyna w końcu tworzyć się klimat. Jakby.
- To dokąd ich zabierają? - postacie pytają z zatroskaniem.
- Nie wiem... - chlipie dziewczynka.
- Pewnie do Yody... - szepcze cichutko jakaś anonimowa postać.
Badum-tss.
W tle nagle usłyszeliśmy piosenkę Biebera...

Fox zdecydował się zaprezentować umiejętności Harva jako lowelasa i podrywacza:
- Wiesz, jak podrywa Harv? Tak:
Hej mała...

Ciąg dalszy nastąpi... Byliśmy delikatni, prawda? ;)



środa, 19 grudnia 2012

Tremulus, czyli horror pełen bydła

3Jane postanowiła nam dzielnie poprowadzić Tremulusa, pomimo (a może dzięki) naszemu wybitnemu zachowaniu na sesjach Lady Blackbird.

Tremulus RPG jaki jest, każdy widzi. A kto nie widzi, może poczytać na stronie projektu na Kickstarterze.
Osobiście system mi się spodobał, idealnie nadaje się do sesji RPG typu one shot w klimacie Lovecrafta (ah, ta moja słabość do macek).  Mechanika (będąca mutacją Apocalypse World Engine) jest prosta i elegancka, od strony gracza (będącego leniwcem) wygląda to tak: po pierwsze można wybrać sobie jedną z wielu wcześniej przygotowanych postaci i odpowiednio ją "stuningować" zgodnie ze swoimi upodobaniami, co nie zabiera wiele czasu (istotne dla graczy mających ograniczone zasoby czasowe). Każdy gracz wybiera atrybuty postaci, każda postać ma także kilka umiejętności "Basic Moves" (Convince, Help/Hinder, Read a Person, etc.). Ważne są również umiejętności/cechy specjalne, tzw. "Moves" - np. Antykwariusz posiada m.in. antykwariat i umiejętność targowania, Pisarz jest kreatywny, Ksiądz może liczyć na boską inspirację.. itp. - wszystko to wpływa odpowiednio na ich rzuty choćby częściowo w jakiś sposób powiązane z powyższymi "Moves". Oczywiście to od gracza zależy jakich "Moves" użyje i w jaki sposób umotywuje swoje działanie.


Każda postać ma oczywiście osobne rubryki na zaznaczenie stanu swojego zdrowia fizycznego i - obowiązkowo! - psychicznego, co sprawiało nam szczególną radość podczas sesji, gdy przyszło do odgrywania i odczuwania skutków ataku przerrrrrażających potworrrrów (w tej roli m.in. futrzasty dywan - ale o tym niżej). Ponadto określa się "Wealth" oraz "Lore" przekładające się odpowiednio na bogactwo i rzeczy posiadane przez postać (jak się okazuje, wybór między latarką sztormową a puszystym kotkiem może mieć kluczowe znaczenie dla fabuły, kto by się spodziewał?!), oraz na wiedzę (również okultystyczną), dzięki której można popchnąć przygodę znacząco do przodu... albo do tyłu.
Nawet kości łatwo przygotować na sesję - system bazuje wyłącznie na K6 (im więcej, tym lepiej - ale nie w aż tak przerażających ilościach, jak w legendarnych Star Wars WEG).

To wszystko sprawia, że naprawdę łatwo "wejść" w daną przygodę i zająć się rozwiązywaniem zagadek/odgrywaniem postaci/ratowaniem życia/świata, itp. (niepotrzebne skreślić). Gracze mają mnóstwo możliwości ingerencji w otoczenie i duże pole do popisu, jeśli o kreatywność chodzi. Podsumowując - nie traciliśmy godzin na zastanawianie się nad zasadami, wszystko szło sprawie, jasno i bez zgrzytów. To właśnie lubię w RPG, gdy mechanika nie przytłacza systemu, za to idealnie wspomaga akcję.

A teraz koniec rozpisywania się o technikaliach, czas na kfiatki z sesji Tremulusa na Skype!

MG: 3Jane
Dramatis Personae:
Doc Roberts - Żaku (The Salesman a.k.a komiwojażer)
Campbell Donovan Jr. - Smartfox (The Author a.k.a. pisarz, autory poczytnych Dime Novels. Zdjęcie autora przy pracy.)
Miss Lois Duvall - MidMad (The Dilletante a.k.a. młoda, bogata i zblazowana "chłopczyca")

Bydło zaczęło się od wyboru Rzeczy Bardzo Potrzebnych Postaciom Na Sesji. Autor oraz Miss Duvall zdecydowali, że będą mieć zwierzątka.
- Hmm... chcę mieć kota! - wykrzykuje Smartfox/Campbell -Tygrys bengalski! - za drogi.. ok, to będzie kot... będzie nazywał się... hm, Sierściuch... Albo nie, Bluźnierczy Sierściuch bo to przecież Cthulhu!
- A mój zwierzak... może być bardzo drogi... - stwierdza obrzydliwie bogata Miss Duvall/MidMad - To ja biorę tygrysa bengalskiego! - Po krótkim zastanowieniu stwierdza jednak: - Może to być gepard... i ma na imię Pimpuś!

Doc Roberts/Żaku nieufnie przysłuchuje się planom towarzyszy:
- Oni maja zwierzęta obronne... nie czuję się bezpiecznie... to ja jednak biorę ten rewolwer.

Gracze oglądają zdjęcia swoich postaci.
- Wyglądasz jak wczesny Picasso! - stwierdza Miss Duvall do Campbella. [słit f0cia]
Campbell spogląda na konterfekt towarzyszki [słit f0cia]: - Chyba ty!

Po chwili postacie dochodzą do consensusu:
- Ty jesteś bogatą dziedziczką, a my mamy bogate wnętrze. - stwierdza Campbell.
- Tak, mimo to, że wyglądasz jak mój ogrodnik.

Gracze przypominają sobie przed sesją swoje postacie:
- Ty kim jesteś, dyletantem? - pyta Smartfox.
- Wypraszam sobie! Le dilletante! - poprawia MidMad
- To ja jestem le authorre!

Żaku, tłumacząc znajomość pewnych środków odurzających, opisuje eufemistycznie swoją postać podczas obiadu u znajomego wiekowego arystokraty, niejakiego Nigela:
- Doc Roberts jest sprzedawcą tzw. medycyny alternatywnej, używanej przez wyższe sfery na taką powszechną dolegliwość, jaką jest nuda...
- A pan Nigel chętnie kupowałby od ciebie viagrę!

Gospodarz domu, Nigel, wyjaśnia postaciom, dlaczego wszystkich do siebie zaprosił:
- Przyszliście tu bo jedno z was odziedziczyć ma po mnie dom.
- O rany, nie jestem godzien!
- Taki nuworysz, jak ja...
- Eh, jeden dom więcej, jeden mniej... - Dodaje Miss Duvall zblazowanym tonem.


Stało się. Dom Nigela jest nawiedzony ! Tylko jedna osoba może przeżyć tę noc...
- Nie mogę zginąć - stwierdza z lekkim przestrachem Miss Duvall - Na jutro mam umówioną wizytę u fryzjera!
- O, Famous Last Words!


Bardzo podejrzany lokaj wpadł w szał. Znęcał się nad kotkami gości (Bluźnierczym Sierściuchem i Pimpusiem), w szale powalił na ziemię Campbella.
- Zaatakowales mojego przyjaciela! - oburzył się Doc Roberts.
- Chodzi o geparda Pimpusia?
- Nie, o mojego przyjaciela pisarza... no, tego, jak mu tam... - Roberts usiłuje wybrnąć z sytuacji.
- NO DZIĘKI! A przez chwile czułem się taki wyjątkowy... - pochlipuje Campbell w kąciku.


Mroczna scena wyznania stareńkiego Sir Nigela interesującego się okultyzmem, w nawiedzonym domu. Sir Nigel przepytywany szczegółowo przez Doca Robertsa w końcu ma zamiar wyjawić swoją największą tajemnicę:
- Wiesz, jak udało mi się przeżyć tak długo, 100 lat, w tak dobrym zdrowiu?
Następuje teatralna pauza, jesteśmy o krok od wyjaśnienia tajemnicy... chwila napięcia....
- Pewnie duzo alkoholu i papierosow? - strzela Doc Roberts.
W tej chwili Nigel zgubił wątek. MG i gracze też...


Gracze zastanawiają się jak uciec z wrogo nastawionego nawiedzonego domu. W końcu Miss Duvall stwierdza z entuzjazmem:
- Musimy stąd wyjść... Mam pomysł, dajmy się zerż... och, przepraszam, zarżnąć tym potworom i potem wrócimy jak duchy i...
... niestety reszta wypowiedzi utonęła w chichocie pozostałych graczy.


Smartfox chce napisać raport z sesji na swoim blogu (<REKLAMA> Lisia Nora </REKLAMA>) i robi notatki z sesji, chcąc później opisać błądzenie dzielnych bohaterów po lochach pod budynkiem:
- Dobra, zapisuje najważniejsze wydarzenia punkt po punkcie. 1) Campbell znajduje kupę.
(Jestem świadkiem - naprawdę ją znalazł! I należała do nietoperza... chyba.)


Widzimy strasznego potwora, wielkiego nietoperzoczlowieka (nietoperzołaka?). Pada na nas blady strach. Postacie są dosłownie sparaliżowane ze strachu, przerażone, spanikowane, wystraszone na amen.
- Poznacie mnie  - mówi Campbell siląc się na błyskotliwość w obliczu grozy - po kolorze moich spodni: z przodu żółte, z tylu brązowe.

Doc Roberts zaczyna uciekać z jedyną latarką, jaką posiada drużyna, zdradziecko opuszczajac kamratow, którzy nikną w ulubionej przez mordercze potwory ciemności:
- Łapię go za latarkę! - krzyczy Lois Duvall.
- Za latarkę, powiadasz? - pyta zaintrygowany Campbell (tonem "Kozioł, powiadasz?").

Pora na chwilę przytyków osobistych:
- Campbell Junior, który nie jest już takim juniorem...
- Hej, hej! Bez takich! ... idę po ołówek...
- O i rzucisz we mnie ołówkiem? - podpuszcza go MG - Bo na więcej nie masz siły?
- Ale to DUŻY ołówek - stwierdza Campbell Jr./Smartfox.
- Ja tu widzę jakiś kompleks... - Lois/MidMad próbuje psychoanalizy.
- Ja nie mam żadnych kompleksów! - protestuje Campbell. - A poza tym... Kompleksem nie będę rzucał...
- Bueeee... - rozległ się chóralny okrzyk wszystkich pozostałych uczestników sesji, z MG włącznie.


Gracze przez całą sesję prowadzą życzliwe rozważania na temat tego, jak zginą postacie innych graczy:
Doc Roberts barykaduje się sam w jednym z pokoi.
- A wiecie - mówi Smartfox - że w Obcym 2 jeden korp zmarł jak zamknął drzwi i się zabarykadował i myślał, że jest bezpieczny...

Campbell  Donovan Jr. tęskni za swoim kotkiem, Bluźnierczym Sierściuchem. Stwierdza, że musi po niego pójść, mimo niebezpieczeństw czyhających na korytarzu (w postaci potworów, interaktywnych elementów uzbrojenia i mackowato-futrzastego lepkiego i krwiożerczego dywanu owijającego się wokół wszystkich).
- A wiecie - Żaku odpłaca się pięknym za nadobne - że w Obcym 1 jeden gość zginał idąc po kota...

Mimo usilnych prób, Lois Duvall wyjątkowo nie robi nic bardzo głupiego, ani ryzykownego. Wreszcie zneicierpliwiony Smartfox stwierdza:
- A wiesz, ze w Obcym 3 kobieta zmarła w surówce hutniczej?

KURTYNA.

A na koniec prawdziwy rarytas: wielce artystyczny obraz z sesji (używaliśmy onlajnowego narzędzia do bazgrania, by narysować rozkład domu, wygląd niektórych rzeczy, itp. potrzebnych na sesji). Prawda, że nawet Picasso nie powstydziłby się tego dzieła?



piątek, 26 października 2012

Bardzo Stare Wary, dodatek do cz. 2

Wśród wykopalisk archeologicznych udało mi się natrafić na jeszcze jedną kartkę z kfiatkami do tamtej pamiętnej sesji. Bogactwo pamiętnych cytatów z tamtego wieczora było tak duże, że skończyło mi się miejsce w notesie.

Dla przypomnienia:

MG: Funio
Postacie:
Wookie o imieniu Jarrwarrr - Seji
Khall, padawan rasy Zabrak - Nelek
Twi'lekanka La'sara Fortuna - MidMad
Kaldoranin Kim Long - Tarquill


Jednym z dzielnych padawanów był Zabrak (ten z rogami kostnymi na czaszce, jak Darth Maul), którego przez pół wieczora bezlitosny Jarrwarr przezywał od jeży i żądał dla niego jabłek. Dziwnym trafem ten tekst stał się elementem przewodnim całej przygody na planecie Qatar.

W pewnym momencie mieliśmy straszną głupawkę, tak okropną, że żadne słowa tego nie opiszą... tak wygląda cytat z pewnej wymiany zdań pomiędzy padawanami (a może to były nowoczesne haiku?):
- Blabla dupa comlink bla
Żółwie bla bla jeże
i jabłka
- Mordercze jeże z Qataru... erm, z katarem!
MG spojrzał tylko na nas z politowaniem:
- Tak to jest, jak się nie leczy choroby...


Seji w pewnym momencie zaczął zawzięcie turlać D20. Turlał i turlał, cały czas wychodziły mu bardzo niskie rzuty. W końcu ktoś podsumował:
- Seji zepsuł D20!

Podczas zamachu na senatora scena wyglądała, jak Dallas podczas zamachu na JFK i usiłowaliśmy dać znać MG, że wiemy, jak się sytuacja przedstawia, skąd padły strzały, itp. MG jednak twardo nie dawał za wygraną i udawał, że jest ponad wszelkie aluzje:
- Wiem! Strzał padł z jednego z wyższych pięter biblioteki! - stwierdził Wookie.
- Nie... - westchnął MG - Tam jest tylko taki 8-piętrowy budynek...
Scena rozgrywa się dalej, w pewnym momencie MG stwierdza:
- Wchodzisz do budynku i ku twemu zdziwieniu... faktycznie jest tam biblioteka!


Padawanowie chcą jak najszybciej dorwać zamachowca. Jarrwarr postanawia wyruszyć pierwszy:
- Biegnę po schodach, bo jako padawan nie mam skilli typu Force Fly i nie mogę latać.
- A co to jest Mucha Mocy?

Zamachowiec odlatuje z dachu budynku na śmigaczu. Wookiee postanawia za nim skoczyć.
- Wookiee demolka spada!
- A nie ma na tej planecie obniżonej grawitacji?
- Nie, ale możesz dostać katar.
- Use the stairs, Luke!


Wookiee wskakuje na śmigacz, który przypomina latający motor. Postanawia zepsuć maszynę. MG komenderuje, widząc, że Seji bierze kości do ręki:
- Obraź motor!
- Motyla noga, ty złomie!


Po chwili z budynku spadają też Keldorianin i Zabrak. Ktoś stwierdza:
- Dziś mocno pada Jedi'ami...


Z budynku spada również w pewnym momencie nieco uszkodzony gargulec.
- O! Rzut szczerbatym gargulcem świetlnym!


Wookiee za pomocą komlinka próbuje skontaktować się z pozostąłymi padawanami. Niestety są pewne zakłócenia w komunikacji:
- Gdzie jesteście?
- .... dupa... żółwie... jabłka...
- Z szyfru wnioskuję, że są po drugiej stronie budynku!


Teraz to już naprawdę konieć zapisków z tamtej sesji :)

Star Wars: Gambit z Tatooine, czyli cała prawda o Hanie Solo

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce… … spontanicznie zebrała się grupa śmiałków z pragnieniem powrotu do świata Gwiezdnych Woje...