Funio nauczył się całego nowego podręcznika do SW na pamięć i chciał nam poszpanować pod pozorem prowadzenia sesji dla młodych, niewinnych padawanów Jedi. Oczywiście rzecz dzieje się jeszcze przed Epizodem I, więc żadne Jar Jary nie zostały skrzywdzone podczas sesji. Niestety.
MG: Funio
Postacie:
Wookie o imieniu Jarrwarrr - Seji
Khall, padawan rasy Zabrak - Nelek
Twi'lekanka La'sara Fortuna - MidMad
Wszystko zaczęło się od tego, gdy Seji po rozejrzeniu się w lodówce Funia stwierdził z grobową miną:"To kakao jest moje."
A potem było tylko weselej - tu czas na szczególne pozdrowienia dla Mojito [czyt. modżajtou], które wypił Funio, a którego jeden ze składników (po hiszpańsku) zaczynał się na "anal...".
Takie tam niewybredne męskie żarciki, rozumiecie.
Gdy już zrozumieliśmy, że sesja za szybko się nie zacznie - bo Nelek musiał wykazać się asertywnością i krzyczał przez okno do przechodniów "Przepraszam, jak się nazywa ta ulica i czy moglibyście sprawdzić numer domu? Bo zamawiamy pizzę, a właściciel akurat wyszedł..." (mina przechodniów bezcenna) - poddaliśmy się ogólnemu nastrojowi bydła.
W końcu trzeba było jakoś nazwać swoje postacie. Padały różne pomysły... niektóre brzmiały tak:
- Jak mogę mieć na imię?
- Biurwa!
- Wiem, nazwiesz się Biurwa Sakamoto i będziesz miał zakrzywioną katanę świetlną!
- I może jeszcze będę latał nissanem?
- Jakie by tu wymyślić imię...
- Co wyjdzie z połączenia Funio + Seji? - Fuji!
- Hai!
- A może by tak tradycyjnie... Może będziemy sithami? Co powiecie na Darth Mieczysław?
- No tak, jak sama nazwa wskazuje, to był sławny Sith ze swoim wspaniałym mieczem...
- Już wiem!
- No co, mów!
- Darth Bożydar!
(Tutaj bardzo polegliśmy i musieliśmy przerwać wszystkie inne czynności na ok. 15 minut, bardzo wzruszeni tym pomysłem...)
- A wyobrażcie sobie StarWarsową bitwę pod Cedynią...
- Mistrz Mieszko na czele zastępów Jedi. Przychodzi do niego wysłannik Darth Ottona...: "Daję wam te dwa nagie świetlne miecze!"
- Tylko nie w ponton! (*)
(*) Dla osób, które jakimś cudem nie znają tego brodatego dowcipu:
Upalony, skacowany Jagiełło mówi: "Dobra już dobra, przyjmuję te miecze, tylko już
k***a cicho, weź rzuć je gdzieś w kąt." Posłaniec rzuca, a z kąta
słychać "psssssssss...." Jagiełło odwraca głowę i robi facepalma: K***A, TYLKO NIE W PONTON!
Seji pokazał się jako miłośnik klasyki, gdy zaczął deklamować:
- Natenczas Mistrz Wojski chwycił na taśmie przypięty swój comlink bawoli...
- A jak ty się nazywasz, Twi'lekanko?
- La'sara Fortuna.
- To kim jest dla ciebie Bib?
- Wnusiem!
- ... ?!
- Przecież Jedi nie mają dzieci. I wnuków.
- Ojtam ojtam. Co mówi Mistrz Yoda? "In motion the future is." Przecież będzie czystka Jedi, my oczywiście uciekniemy... a trzeba będzie jakoś zarabiać na życie, nie?
Seji i MidMad, znani z niecodziennych pomysłów, postanowili grać parę sierot (przypominam, Wookie i Twi'lekanka), które przygarnął niejaki mistrz Mace Windu.
- To twój Wookie jest Murzynem?!
- Tak i lubi jeść ćwierćfunciaki z serem. Jak tatko.
Funio spróbował opanować chaos i w końcu (po zaledwie 1,5h) zacząć prowadzić sesję.
Opisuje wstęp, wszyscy poważni. Mija 5 minut. Wszyscy poważni. MG opowiada, jak mistrz Windu spotkał się z padawanami i wskazał na naszą radosną trójkę. Wszyscy nadal zachowują powagę, aż dziwne. Funio zaczyna odgrywać mistrza Jedi:
[MG:] - Ty, ty i ty.
- Co ??? - pytamy zdziwieni.
[MG z kamienną twarzą:] - WYP***AĆ!
- Ok, to ile dostaliśmy pedeków? - pyta niewzruszenie Seji.
Gdy już MG pokazał, że bydłotwórstwo nie jest mu obce, brnęliśmy dalej.
- A jak wygląda mistrz Windu? Jest nadal łysy?
- Tak.
- A to na pewno zginie pierwszy.
Mina MG (który akurat zgolił włosy) sugerowała jednak, że to raczej my powinniśmy się obawiać nagłego zejścia...
MG opisuje naszą misję:
- Na planecie Qatar...
- Na zdrowie!
<Spojrzenie MG nr 15 pt. "spalę twój dom i zabiję postać, jak się jeszcze odezwiesz!">
- No więc... Na planecie Qatar... jest złoże pewnego rzadkiego metalu... hmm... wymyślcie sobie nazwę.
- To może... - zaczyna niewinnie Seji - Może "śluz"? Bo planeta Katar...
Mina MG - bezcenna.
MG jako mistrz Windu wyjaśnia sytuację:
- Byłoby bardzo korzystnie, gdyby planeta dołączyła do Imperium... tfu, tzn. Republiki!
- Ha, teraz wiemy, kto wśród Jedi jest tym drugim tajemniczym Sithem! - cieszą się młodzi padawani.
- No, to się dzieje przed Darth Maulem. Czyli przed nim był Darth Windu...
- Chyba Darth Bryza...
Mistrz Windu strofuje młodych padawanów przed ich pierwszą wyprawą:
- Pamiętajcie! Na misji - żadnych własnych pomysłów!
- Ale ja nie mam żadnych pomysłów... - mówi żałośnie Jarrwarrr aka Seji zerkając na kartę (Wookie z Wisdom: 8...)
- I dlatego cię wybrałem. - mówi Windu. - Jedziecie wraz z senatorem jako delegacja z ramienia Jedi. Macie służyć radą... - Windu zerka na Jarrwarrra - ... albo może lepiej nie...
Co robią padawani podczas przygotowań do wyprawy?
- Chodźcie do Jedi IPN! Zlustrujemy Mistrza Windu! - mówi Jarrwarrr.
- Ten Wookie cierpi chyba na lustrzycę... - stwierdza Zabrak.
- A wiecie czego najbardziej boją się Jedi w tym ich IPN?
- Darth Macierewicza i jego listy!
Jarrwarr dopytuje się mistrza Windu:
- A gdzie Mistrz Yoda?
- Pojechał z misją na Kashyyyk.
- O, mogłem mu dać paczkę dla rodziców. - zasmucił się Wookie.
- Nie trzeba, Yoda przywiedzie ci paczkę od nich.
- O! Weki z robaków z cebulką. Mniam... - rozmarzył się Jarrwarrr.
Przed wyruszeniem na misję trzeba było zakupić ekwipunek.
- A gdzie to można kupić?
- W sklepie obok... - zaczyna MG, ale brutalnie mu przerywają psotni padawani.
- To jest sklep "U Grażynki", sprzedaje tam Pani Grażynka, stoi za ladą w takim białym czepeczku...
- Która jest Huttem!
- Grażyna The Hutt!
- Dla przyjaciół - Grażynka...
- Ona ściąga rzeczy z półek językiem...
- Pomaga jej Salacious Crumb...
(Teraz już nawet MG nie wytrzymuje i wszyscy kwiczą tarzając się po ziemi.)
- Ej, nie śmiejcie się z niej... przecież ona nie ma kręgosłupa! - przywołuje nas do porządku Khall/Nelek.
Po jakimś czasie, gdy mięśnie brzucha już odmówiły nam posłuszeństwa, zaczęła się dyskusja o Mocy.
- No więc midichloriany... - zaczyna Jarrwarr/Seji.
- WYJDŹ! - krzyczą wszyscy.
- Ale przecież Lucas powiedział, że one są kanoniczne...
- Upadłeś! - mówi z groźbą w głosie MG.
- Pani Grażynka na ciebie upadła! - dodaje wesoło Nelek.
Później udało się zacząć rozmowę o roli mediów w zakonie rycerzy Jedi.
- Teraz bardzo popularne jest to radio, jak mu tam...
- Radio Jedi.
- No, właśnie. Z zebranych pieniędzy robią odwierty, wiecie, wody geotermalne, uczelnia Jedi, dotacje od Republiki, własna rozgłośnia...
- Tak, tylko oni nazywają się Stacja Al Jedi-a.
W końcu, przed odlotem na planetę Qatar (na zdrowie!) spotkaliśmy poczciwego senatora Ord Cantrella.
- O, młodzi Jedi! - ucieszył się jowialnie senator.
- O, ty stary senatorze... - zaczął Jarrwarrr w Shyriiwooku. Na szczęście nikt go nie zrozumiał.
Podczas lotu postanowiliśmy bardziej się zapoznać:
- A właściwie... ile ważą Wookiee?
- Zależy od futra... i gęstości kości... - zaczyna Jarrwarr.
- Ale oni muszą być lekcy. Przecież skaczą po dżemach! - stwierdziła anonimowa Twi'lekanka.
- O, nie wiedziałem nawet. - przyznaje Wookie.
W końcu stało się nieuniknione.
- Mam pomysł! Gramy przed Epizodem I. Znajdźmy Jar Jara i zabijmy!
- Ale on teraz jest takim małym, słodkim gunganiątkiem - MG próbuje odwieść graczy do tego czynu.
- Tym lepiej! Będzie go łatwiej zabić!
- Jesteście tacy okrutni... - zasmucił się MG.
Rozważaliśmy też kwestie multikulturowości w Gwiezdnych Wojnach i sposoby zapobieżenia przyszłemu konfliktowi.
- A wiecie, może by wysłać tancerkę twi'lekańską do Federacji Handlowej...
- Co ona tam będzie robić, podniecać roboty?
- Obleje się olejem... aż im kondensatory się poprzepalają!
A co w zasadzie piją padawani Jedi na misji? Przecież nie alkohol.
- Sok z mang... z Jango!
- Z Fettem?
- Jango z fetą.
- Czyli sok z serem. Mniam.
W pewnym momencie Wookie obwieszcza:
- Idę na patrol po statku...
- Słoneczny?
- I widzicie nagle jak Wookie w zwolnionym tempie zaczyna biec, futro mu faluje i leci na wszystkie strony. Wookie przez ramię przerzucony ma czarny pas... ale nie, to nie bandolier... do niego przymocowany ma czerwony pływak... w tle słyszycie pewną charakterystyczną muzykę... - opisuje zawzięcie Funio.
Tu trzeba dodać nowinkę, jakiej dowiedzieli się co poniektórzy o rasie Kel Dor (tej od mistrza Plo Koona).
- Jaka jest keldoriańska muzyka poważna?
- To muzyka na harfę i tubę.
- ???
- Jak nie będziesz słuchał harfy, to dostaniesz w tubę.
Dolatujemy na planetę, na której rosną gigantyczne drzewa.
- Ojej - zachwycił się Jarrwarr. - Będę mógł husiać się na lianach. I wydam taki odgłos: <jodłowanie>
- Iiii... pierdut! - dodaje brutalnie MG.
- Bo lina była za krótka...
- Strzelam focię i wrzucam na StarBooka. - dodaje bezlitośnie Zabrak Khall.
Rozpoczyna się walka z myśliwcami, zaspany pilot biegnie do sterowni. Funio opisuje całą sytuację.
Seji nie mógł przepuścić okazji i dodaje spokojnym, stonowanym głosem Davida Attenborough:
- Właśnie widzimy, jak pilot zbliża się do kokpitu. Kokpit wypręża grzbiet i patrzy się nieufnie. Kokpity żyją w dorzeczu Nilu i żywią się kłączami trzciny cukrowej...
Po zażegnaniu niebezpieczeństwa, Wookie rozgląda się po statku i węszy:
- Czuję zapach Sith...
- To na pewno Darth Bożydar! - dorzuca Khall.
- Co? Tylko nie DARTH OBERŻYNA!
Na koniec zrezygnowany Funio karci graczy:
- Jesteście okropni. Pamiętacie, jak graliśmy u Krakona w 7th Sea i on miał przygodę napisaną na 16 stron drobnym maczkiem?
- Pewnie!
- I pamiętacie jak po pierwszej sesji powiedział nam, że nie zrobiliśmy nawet tego, co napisał w pierwszych czterech wersach?
- No, jasne! - (To dodalismy z dumą!)
- To dzisiaj nie zdążyliście przejść nawet pierwszego wersu!
I tak z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku poszliśmy do domu.
To be continued...
Kwiatki z sesji, czyli pamiętne (i śmieszne) teksty z kultowych sesji RPG... i nie tylko.
czwartek, 26 lipca 2012
poniedziałek, 4 czerwca 2012
Wizyta domowa (u kultystów Asmodeusza)
Dziś zapraszam do pouczającej lektury o tym, jak dzielnie
drużyna radziła sobie z wyplenianiem siedliska zła.
A na zakończenie - lekcja polskiego dla obcokrajowców, czyli zemsta na Szwedach zaPotop... yyy... znaczy, karkołomną naukę wymowy i intonacji ich języka.
MG: Alex
Postacie:
Willem Constantine (Human Cleric of Saranrae)
Ilorath Balcadiz (Noble High Elf Duelist)
Wic (Human Ranger)
Hornikatta Brightblade (Dwarf Fighter)
Erik The Bard miał akurat wychodne
Otrzymaliśmy cynk, że w pewnym domu mieszkają szpiedzy złowrogiego Iron Circle. Albo jest tam świątynia plugawego boga Asmodeusza, a mieszkańcy są jego wyznawcami. Tak, czy siak - postanowiliśmy w nocy wejść do środka. Od wioskowego maga otrzymaliśmy magiczny orzech, który po uderzeniu nim w drzwi otwiera drzwi i rozbraja wszystkie pułapki.
- A co się stanie - zastanawia się filozoficznie Willem - jak zjem tego orzecha?
- Wtedy otwierają się... wszystkie otwory w ciele - brutalnie uświadamia kolegę elegancki zazwyczaj elf Ilorath i na samą myśl marszczy nos.
Postanowiliśmy wkraść się do domu. Akcję prowadzi nasz drużynowy "skradacz", zwinny Ilorath. Otwiera drzwi, sprawdza obecność pułapek, na paluszkach wkrada się do środka... W tym momencie gracz grający Iloratha wykonuje odpowiednie rzuty kończące się niespodziewanym sukcesem.
- DOBRA ROBOTA! - cieszy się głośno Richard grający Willa.
Niestety zapomniał, dodać że mówi to jako on sam, a nie jego bohater i zostaliśmy znenacka odkryci...
W domu rozglądamy się za pułapkami. MG opisuje graczowi widzącemu magię:
- Widzisz błękitną magiczną linię przebiegającą wokół okna - ochrona przeciw intruzom.
- Tak, a na linii pojawia się magiczny napis "SOLID SECURITY" - wyjaśnia Richard.
Najpierw drużynę zaatakował ukryty w kominku imp. Latał wokół wszystkich postaci, chichotał, ciągnął za włosy, a czasem nawet atakował pazurami. Niestety był tak zwrotny i szybki, że żadna z pierwszopoziomowych postaci nie była go w stanie porządnie trafić (poza tym miał magiczną ochronę).
W końcu dzielnemu Illorathowi udało się zadać silniejszy cios temu czerwonemu, łysemu pokurczowi:
- A masz! - krzyczy Ilorath.
Imp na to piskliwym głosikiem: -Ty brutalu...
Następny w kolejce był Will. Zamierzył się do ciosu na impa i...
- You're mine tonight, bitch! - zakrzyknął dziarsko Richard i zaczął turlać kości, pewien wygranej...
- Nie trafiłeś - odpowiada z uśmiechem MG.
Potem głupi imp na wszystkich się obraził i uciekł. Ha!
(Gracze podejrzewali, że po prostu MG nie chciał dać skrzywdzić swojego pupilka...)
Jeden ze sługusów złego boga strzelił do nas z wielkiej, nieporęcznej kuszy, a później zaczął ją ładować...
MG: - Patrzycie, a on ciągle ładuje tą kuszę i ładuje.... kręci korbą... i kręci...
Ktoś z graczy dorzuca: - I tak nastał poranek...
W końcu napotkaliśmy głównego wroga - kapłankę Asmodeusza. Mistrz Gry dokładnie ją opisał, włącznie z faktem, że na szyi ma zawieszony amulet. Udało nam się ją pokonać z wielkim trudem - w końcu jednak padła martwa na ziemię. Pierwszy doskoczył do niej kleryk Willem.
- Zrywam z jej szyi ten, no... znak... logo Asmodeusza!
A teraz akcent patriotyczny. Akurat tak się składa, że jeden z graczy, Håkan (grający elfem Ilorathem) mówi po polsku, więc podczas tworzenia postaci ustaliliśmy, że i Hornikatta zna język elfów - którym dla potrzeb gry będzie język polski (inni gracze go nie znają).
Po zwycięstwie rozpoczęliśmy czytać księgi pozostawione w domu kultystów. Jedna z nich zawierała legendę o pewnym Wielkim Kapłanie Sarenrae. Ponieważ kapłan był elfem i pochodził z Bern (odpowiednik renesansowej Florencji), z którego pochodzi rówież Illorath, MG powiedział do gracza [po szwedzku, bo w takim języku graliśmy]:
- Illorath pamięta, jak nazywał się ten elficki kapłan. Jest w Bern bardzo znany. Możesz wymyślić jego imię. Będziecie o nim słyszeć jeszcze nie raz podczas waszych przygód, więc wszyscy muszą zapamiętać jego imię...
Przez kilka chwil naradzaliśmy się szeptem po elficku [polsku] i w końcu chórem zakrzyknęliśmy:
- ZDZISŁAW SZCZOTKOWSKI!!!
Mina pozostałych graczy - bezcenna.
Pamiętniś Hornikatty.
A na zakończenie - lekcja polskiego dla obcokrajowców, czyli zemsta na Szwedach za
MG: Alex
Postacie:
Willem Constantine (Human Cleric of Saranrae)
Ilorath Balcadiz (Noble High Elf Duelist)
Wic (Human Ranger)
Hornikatta Brightblade (Dwarf Fighter)
Erik The Bard miał akurat wychodne
Otrzymaliśmy cynk, że w pewnym domu mieszkają szpiedzy złowrogiego Iron Circle. Albo jest tam świątynia plugawego boga Asmodeusza, a mieszkańcy są jego wyznawcami. Tak, czy siak - postanowiliśmy w nocy wejść do środka. Od wioskowego maga otrzymaliśmy magiczny orzech, który po uderzeniu nim w drzwi otwiera drzwi i rozbraja wszystkie pułapki.
- A co się stanie - zastanawia się filozoficznie Willem - jak zjem tego orzecha?
- Wtedy otwierają się... wszystkie otwory w ciele - brutalnie uświadamia kolegę elegancki zazwyczaj elf Ilorath i na samą myśl marszczy nos.
Postanowiliśmy wkraść się do domu. Akcję prowadzi nasz drużynowy "skradacz", zwinny Ilorath. Otwiera drzwi, sprawdza obecność pułapek, na paluszkach wkrada się do środka... W tym momencie gracz grający Iloratha wykonuje odpowiednie rzuty kończące się niespodziewanym sukcesem.
- DOBRA ROBOTA! - cieszy się głośno Richard grający Willa.
Niestety zapomniał, dodać że mówi to jako on sam, a nie jego bohater i zostaliśmy znenacka odkryci...
W domu rozglądamy się za pułapkami. MG opisuje graczowi widzącemu magię:
- Widzisz błękitną magiczną linię przebiegającą wokół okna - ochrona przeciw intruzom.
- Tak, a na linii pojawia się magiczny napis "SOLID SECURITY" - wyjaśnia Richard.
Najpierw drużynę zaatakował ukryty w kominku imp. Latał wokół wszystkich postaci, chichotał, ciągnął za włosy, a czasem nawet atakował pazurami. Niestety był tak zwrotny i szybki, że żadna z pierwszopoziomowych postaci nie była go w stanie porządnie trafić (poza tym miał magiczną ochronę).
W końcu dzielnemu Illorathowi udało się zadać silniejszy cios temu czerwonemu, łysemu pokurczowi:
- A masz! - krzyczy Ilorath.
Imp na to piskliwym głosikiem: -Ty brutalu...
Następny w kolejce był Will. Zamierzył się do ciosu na impa i...
- You're mine tonight, bitch! - zakrzyknął dziarsko Richard i zaczął turlać kości, pewien wygranej...
- Nie trafiłeś - odpowiada z uśmiechem MG.
Potem głupi imp na wszystkich się obraził i uciekł. Ha!
(Gracze podejrzewali, że po prostu MG nie chciał dać skrzywdzić swojego pupilka...)
Jeden ze sługusów złego boga strzelił do nas z wielkiej, nieporęcznej kuszy, a później zaczął ją ładować...
MG: - Patrzycie, a on ciągle ładuje tą kuszę i ładuje.... kręci korbą... i kręci...
Ktoś z graczy dorzuca: - I tak nastał poranek...
W końcu napotkaliśmy głównego wroga - kapłankę Asmodeusza. Mistrz Gry dokładnie ją opisał, włącznie z faktem, że na szyi ma zawieszony amulet. Udało nam się ją pokonać z wielkim trudem - w końcu jednak padła martwa na ziemię. Pierwszy doskoczył do niej kleryk Willem.
- Zrywam z jej szyi ten, no... znak... logo Asmodeusza!
A teraz akcent patriotyczny. Akurat tak się składa, że jeden z graczy, Håkan (grający elfem Ilorathem) mówi po polsku, więc podczas tworzenia postaci ustaliliśmy, że i Hornikatta zna język elfów - którym dla potrzeb gry będzie język polski (inni gracze go nie znają).
Po zwycięstwie rozpoczęliśmy czytać księgi pozostawione w domu kultystów. Jedna z nich zawierała legendę o pewnym Wielkim Kapłanie Sarenrae. Ponieważ kapłan był elfem i pochodził z Bern (odpowiednik renesansowej Florencji), z którego pochodzi rówież Illorath, MG powiedział do gracza [po szwedzku, bo w takim języku graliśmy]:
- Illorath pamięta, jak nazywał się ten elficki kapłan. Jest w Bern bardzo znany. Możesz wymyślić jego imię. Będziecie o nim słyszeć jeszcze nie raz podczas waszych przygód, więc wszyscy muszą zapamiętać jego imię...
Przez kilka chwil naradzaliśmy się szeptem po elficku [polsku] i w końcu chórem zakrzyknęliśmy:
- ZDZISŁAW SZCZOTKOWSKI!!!
Mina pozostałych graczy - bezcenna.
Pamiętniś Hornikatty.
piątek, 1 czerwca 2012
Z kamerą wśród sowodźwiedzi i pająków
Drogie dzieci, w dzisiejszym odcinku zajmiemy się frapującym zajęciem wyrywania nóżek pająkom. A raczej - odcinania ich rapierami, toporami i trafiania im w oczy z łuku. Prosimy nie informować Towarzystwa Przyjaciół Zwierząt - te pająki były mutantami, tworem plugawej czarnej magii, więc spotkała je zasłużona kara.
MG: Alex
Postacie:
Willem Constantine (Human Cleric of Saranrae)
Ilorath Balcadiz (Noble High Elf Duelist)
Wic (Human Ranger)
Hornikatta Brightblade (Dwarf Fighter)
Erik The Bard (Human)
Drużyna przemierza złowrogi las... idą i idą... i w dodatku dwa razy się gubią. Nagle jedna z postaci o mało nie wpadła w sidła na sowodźwiedzie. Dorodny sowodźwiedź wygląda tak:
Gracze, wszyscy na levelu 1, wpadają w panikę, gdy okazuje się, że sideł może być - sowodźwiedzie muszą lubić to miejsce.
- I co my teraz zrobimy? Musimy znaleźć wsyzstkie sidła, żeby się w nie nie złapać!
- Jak? - Rozpacza kleryk Will po kilku koncertowo nieudanych rzutach na percepcję. - Nie mogę ich znaleźć, tu potrzeba cudu!
- No, właśnie, przecież jesteś klerykiem! - przypomina mu Illorath.
Mina Willa - bezcenna.
Drużyna dotarła do polany, na której odnalazła zaginionego mieszkańca wioski - zawiniętego w pajęczy kokon. Hornikatta i Ilorath rzucili się mu na pomoc - i zaraz utknęli w rozsnutych pajęczych sieciach. Bard Eric nie stracił jednak rezonu i zaczął śpiewać pokrzepiającą pieśń:
Tymczasem okazało się, że pajęczyca zostawiła po sobie jaja...
- A ile tych jaj? - pyta Will.
- Tak na oko to ok. 20 000.
- ILE ZA TO DOSTANIEMY XP?
Okazało się, że nic. Sniff. Przecież wcale nie jesteśmy koksami.
Po drodze do domu dyskutowaliśmy o wrogu grożącym całej krainie Dalelands - złowrogiemu Iron Circle.
- Na szczęście są jeszcze bojownicy o wolność, zamaskowana partyzantka, która walczy ze sługusami zła. Partyzanci pod przywództwem Randalla Morna bronią dostępu do złóż pewnej magicznej substancji...
- Aha, to na pewno nazywają się "Al Qaida"!
Pamiętniś Hornikatty z sesji.
MG: Alex
Postacie:
Willem Constantine (Human Cleric of Saranrae)
Ilorath Balcadiz (Noble High Elf Duelist)
Wic (Human Ranger)
Hornikatta Brightblade (Dwarf Fighter)
Erik The Bard (Human)
Drużyna przemierza złowrogi las... idą i idą... i w dodatku dwa razy się gubią. Nagle jedna z postaci o mało nie wpadła w sidła na sowodźwiedzie. Dorodny sowodźwiedź wygląda tak:
Gracze, wszyscy na levelu 1, wpadają w panikę, gdy okazuje się, że sideł może być - sowodźwiedzie muszą lubić to miejsce.
- I co my teraz zrobimy? Musimy znaleźć wsyzstkie sidła, żeby się w nie nie złapać!
- Jak? - Rozpacza kleryk Will po kilku koncertowo nieudanych rzutach na percepcję. - Nie mogę ich znaleźć, tu potrzeba cudu!
- No, właśnie, przecież jesteś klerykiem! - przypomina mu Illorath.
Mina Willa - bezcenna.
Drużyna dotarła do polany, na której odnalazła zaginionego mieszkańca wioski - zawiniętego w pajęczy kokon. Hornikatta i Ilorath rzucili się mu na pomoc - i zaraz utknęli w rozsnutych pajęczych sieciach. Bard Eric nie stracił jednak rezonu i zaczął śpiewać pokrzepiającą pieśń:
[Szwedzka wersja "Itsy Bitsy Spider"]
Prawda, jak ten Eryk troszczy się o morale wszystkich swoich towarzyszy?
W końcu wszystkie pająki-mutanty zostały pokonane. Ostatni potwór - Mama Pajęczyca - otrzymała śmiertelny cios od Iloratha w ten sposób:
Po zadaniu prawie-śmiertelnego ciosu, pytamy MG:
- No i co, pajęczyca nie żyje?! Zabiliśmy ją w końcu?!
- No pewnie, że NIE! - Oświadcza MG z zimną krwią. - Dlaczego zabijacie mi wsyzstkie potwory, jakie na was nasyłam, to niesprawiedliwe... - dodaje z łezką w oku.
- To ja śpiewam Grease [lvl 1 spell, żeby pająk się poślizgnął]. - Oświadcza Eric.
- Grease?! - dopytuje się MG, mając na myśli:
\
- Tak, Grease - potwierdza Eric.
- Matka Pajęczyca ucieka w popłochu! - deklaruje MG.
Na szczęście okazało się, że MG tylko żartował i bestię dobiliśmy.
- Matka Pajęczyca ucieka w popłochu! - deklaruje MG.
Na szczęście okazało się, że MG tylko żartował i bestię dobiliśmy.
Willem, który nie miał zbyt wiele okazji, by się wykazać - poza szybkim leczeniem wszystkich - rzucił się znienacka na zewłoki pajęcze i zaczął wyrywać im nogi (bo lokalny mag potrzebował ich do eliksiru dla nas).
- Co robisz?! - pyta reszta drużyny.
- No, jak to co! ZŻERAM NOGI PAJĄKÓW! Mmmm... chrupiące - i zdrowe!
W pewnych chwilach powątpiewamy, czy Will rzeczywiście nadaje się na kleryka...
Tymczasem okazało się, że pajęczyca zostawiła po sobie jaja...
- A ile tych jaj? - pyta Will.
- Tak na oko to ok. 20 000.
- ILE ZA TO DOSTANIEMY XP?
Okazało się, że nic. Sniff. Przecież wcale nie jesteśmy koksami.
Po drodze do domu dyskutowaliśmy o wrogu grożącym całej krainie Dalelands - złowrogiemu Iron Circle.
- Na szczęście są jeszcze bojownicy o wolność, zamaskowana partyzantka, która walczy ze sługusami zła. Partyzanci pod przywództwem Randalla Morna bronią dostępu do złóż pewnej magicznej substancji...
- Aha, to na pewno nazywają się "Al Qaida"!
Pamiętniś Hornikatty z sesji.
piątek, 11 maja 2012
Pathfinder - Gigantyczne Ropuchy atakują!
Dziś kolejna odsłona Pathfindera, na której dzielni bohaterowie zmierzyli się z wieloma mrożącymi krew w żyłach niebezpieczeństwami, włącznie z piosenkami początkującego barda.
MG: Alex
Postacie (z lekkimi tylko zmianami):
Willem Constantine (Human Cleric of Saranrae)
Ilorath Balcadiz (Noble High Elf Duelist)
Wic (Human Ranger)
Hornikatta Brightblade (Dwarf Fighter)
Erik The Bard, potomek sławnego pieśniarza o imieniu Beatle The Bard, z zawodu - bard (!)
Od czego zaczyna się każda prawdziwie manczkińska sesja? Ano, od zerknięcia na PeDeki i sprawdzenia ile to jeszcze nam brakuje do poziomu 2 i dlaczego tak dużo. W międzyczasie, gdy MG przygotowywał atmosferę, gracze zerkali na mapę okolicy i zastanawiali się, jak by tu zdobyć więcej punktów.
- Mistrzu, Mistrzu, a gdzie jest miasto Daggerfalls?
- Tutaj, o. - MG ucieszony, że gracze w końcu interesują się jego pieczołowicie i własnoręczne wykonaną mapą.
- Super! Tam są wielkie kamienne pająki, idziemy expić!
(MGowi liczącemu na zbudowanie klimatu na sesji nagle zrzedła jakby mina.)
- Nie - odpowiada kleryk William - tam pójdziemy na 6tym levelu. Teraz idziemy zabijać niedźwiedzie... - zerka na swoje statsy na karcie - ... znaczy, pójdźmy jednak zbierać jakieś ziółka, może ktoś będzie chciał je kupić...
Postacie zajadają śniadanie w karczmie (a gdzieżby indziej), gdy nagle podchodzi do nich mały gość z wielkim nochalem i odstającymi uszami oraz dwoma mieczykami na plecach przypominającymi wielkością sztylety. Jednym słowem - hobbit, zabójca trolli. W dodatku strasznie gadatliwy.
- Czy on wam kogoś nie przypomina?
- Podobny jest do tamtego goblina, co nam uciekł...
- Ale nie ma niebieskiego nosa!
- Jak się nie zamknie, to mu przywalę, wtedy będzie miał.
Niestety po poprzedniej sesji goblin zdenerwował się złym traktowaniem i złożył rezygnację. Chlip.
Bohaterowie na swej drodze spotykają parę karczmarzy-imigrantów wędrujących ze swym dobytkiem w poszukiwaniu lepszego życia, gdyż ich rodzinne strony zaatakowały złowrogie siły Żelaznego Kręgu.
Karczmarz Torek opowiada: - Och, nasza karczma byłą tak wspaniała, wyszukana, a potem nam ją spalili. A tylu sławetnych gości przekroczyło nasze progi! Wspaniałe czasy, sama śmietanka do nas zajeżdzała...
Ilorath (chcący jak zwykle brylować w towarzystwie): - To na pewno kogoś z waszych gości znałem, kto na przykład was odwiedzał? Mam wielu znanych krewnych...
- Spał u nas sam czcigodny Carlo z Bern... Co to był za zaszczyt! A my teraz tacy zubożali, bez dachu nad głową...
- Ach, Carlo, to przecież mój brat! - Ilorath próbuje zrobić wrażenie na karczmarzu swoją światowością.
- Naprawdę to pana brat? - pyta ucieszony karczmarz i zaciera ręce znienacka.
- Oczywiście! - Ilorath dumnie wypina pierś.
- To znakomicie się składa, czcigodny Carlo był mi winien 500 złotych koron za ostatnią wizytę...
Postacie spotykają nowego towarzysza, Barda Erika i zaczynają wstępnie planować kilkudniową podróż.
Erik: - A czy znalazłoby się też tam miejsce dla mojego wiernego muła? Wożę na nim cały swój dobytek...
- Ależ nie ma sprawy, żaden kłopot.
- A czy moje wspaniałe, dorodne ptaki nie będą przeszkadzać? - Bard Erik ma klatkę z ptakami pocztowymi.
- Nooo, to zależy - kalkuluje William - A ile masz tych ptaków?
- Tylko cztery... - mówi z nadzieją Erik.
- Pewnie, że znajdzie się miejsce, zresztą przydadzą się nam!
- Naprawdę? - cieszy się Erik.
- No pewnie! Toż to cztery porządne obiady!
Na swojej drodze drużyna napotkała farmę położoną nieopodal mokradeł, na których jakoby dzieją się dziwne rzeczy. Gracze oczywiście postanowili to sprawdzić.
MG opisuje: - Widzicie niewielkie jezioro... choć w zasadzie są to mokradła, wiecie, takie jak na Florydzie.
- Forfiter! - wykrzykuje Hornikatta.
- Właśnie, tam są na pewno krokodyle! - cieszy się William. - Będzie dużo expa!!!
MG bezlitośnie: - Nie, nie ma krokodyli. Są za to faerie i śpiewają piosenkę:
Cała drużyna dzielnie przedziera się przez mokradła, nie wiedząc co począć z biednym bardem, który nie ma nawet porządnej broni oprócz lutni.
- Niech idzie w środku, a my będziemy wokół...
- Nie, niech biega dookoła nas i śpiewa. Nie dość, że wystraszy wszystkie potwory, to jeszcze będziemy mieć surround sound!
Bard Erik nie wytrzymał i zaczął śpiewać:
Drużyna natknęła się na stado gigantycznych ropuch. Walczą zaciekle, bard wywija swoim sztylecikiem, Wic strzela ze swojego łuku prosto w oczy ropuch, Hornikatta jako postać ofensywna skacze z pomostu, by przygwoździć ropuchę swoim ciężarem (włączając dużą tarczę i ciężką zbroję)...
WTEM! Słychać dziwny dźwięk... komuś dzwoni telefon.
MG się czerwieni i pospiesznie wyłącza telefon gwałtownym ruchem, strącając go przy tym ze stołu z hukiem.
Po chwili podnosi z podłogi telefon i z kamienną twarzą opisuje:
- Nagle słyszycie jakąś magiczną melodię, a po chwili głośny plusk. Wódz ropuch upuścił komórkę do wody.
Traci jedną akcję szukając jej.
Nie trzeba dodawać, że ropuchy rozgromiliśmy, a uratowane faerie z wdzięczności podarowały nam różne magiczne przedmioty, m.in. woreczek z pyłem tańczących świateł...
- A co ten pył robi? - dziwi się Hornikatta.
- No więc - zaczyna mentorskim tonem Ilorath - wciągasz proszek nosem, a po chwili widzisz dookoła latające światła, wszystko wiruje, jest ci bardzo wesoło... A potem nic nie pamiętasz.
- Dziwne te faerie mają zwyczaje...
Link do opisu sesji jest tutaj.
MG: Alex
Postacie (z lekkimi tylko zmianami):
Willem Constantine (Human Cleric of Saranrae)
Ilorath Balcadiz (Noble High Elf Duelist)
Wic (Human Ranger)
Hornikatta Brightblade (Dwarf Fighter)
Erik The Bard, potomek sławnego pieśniarza o imieniu Beatle The Bard, z zawodu - bard (!)
Od czego zaczyna się każda prawdziwie manczkińska sesja? Ano, od zerknięcia na PeDeki i sprawdzenia ile to jeszcze nam brakuje do poziomu 2 i dlaczego tak dużo. W międzyczasie, gdy MG przygotowywał atmosferę, gracze zerkali na mapę okolicy i zastanawiali się, jak by tu zdobyć więcej punktów.
- Mistrzu, Mistrzu, a gdzie jest miasto Daggerfalls?
- Tutaj, o. - MG ucieszony, że gracze w końcu interesują się jego pieczołowicie i własnoręczne wykonaną mapą.
- Super! Tam są wielkie kamienne pająki, idziemy expić!
(MGowi liczącemu na zbudowanie klimatu na sesji nagle zrzedła jakby mina.)
- Nie - odpowiada kleryk William - tam pójdziemy na 6tym levelu. Teraz idziemy zabijać niedźwiedzie... - zerka na swoje statsy na karcie - ... znaczy, pójdźmy jednak zbierać jakieś ziółka, może ktoś będzie chciał je kupić...
Postacie zajadają śniadanie w karczmie (a gdzieżby indziej), gdy nagle podchodzi do nich mały gość z wielkim nochalem i odstającymi uszami oraz dwoma mieczykami na plecach przypominającymi wielkością sztylety. Jednym słowem - hobbit, zabójca trolli. W dodatku strasznie gadatliwy.
- Czy on wam kogoś nie przypomina?
- Podobny jest do tamtego goblina, co nam uciekł...
- Ale nie ma niebieskiego nosa!
- Jak się nie zamknie, to mu przywalę, wtedy będzie miał.
Niestety po poprzedniej sesji goblin zdenerwował się złym traktowaniem i złożył rezygnację. Chlip.
Bohaterowie na swej drodze spotykają parę karczmarzy-imigrantów wędrujących ze swym dobytkiem w poszukiwaniu lepszego życia, gdyż ich rodzinne strony zaatakowały złowrogie siły Żelaznego Kręgu.
Karczmarz Torek opowiada: - Och, nasza karczma byłą tak wspaniała, wyszukana, a potem nam ją spalili. A tylu sławetnych gości przekroczyło nasze progi! Wspaniałe czasy, sama śmietanka do nas zajeżdzała...
Ilorath (chcący jak zwykle brylować w towarzystwie): - To na pewno kogoś z waszych gości znałem, kto na przykład was odwiedzał? Mam wielu znanych krewnych...
- Spał u nas sam czcigodny Carlo z Bern... Co to był za zaszczyt! A my teraz tacy zubożali, bez dachu nad głową...
- Ach, Carlo, to przecież mój brat! - Ilorath próbuje zrobić wrażenie na karczmarzu swoją światowością.
- Naprawdę to pana brat? - pyta ucieszony karczmarz i zaciera ręce znienacka.
- Oczywiście! - Ilorath dumnie wypina pierś.
- To znakomicie się składa, czcigodny Carlo był mi winien 500 złotych koron za ostatnią wizytę...
Postacie spotykają nowego towarzysza, Barda Erika i zaczynają wstępnie planować kilkudniową podróż.
Erik: - A czy znalazłoby się też tam miejsce dla mojego wiernego muła? Wożę na nim cały swój dobytek...
- Ależ nie ma sprawy, żaden kłopot.
- A czy moje wspaniałe, dorodne ptaki nie będą przeszkadzać? - Bard Erik ma klatkę z ptakami pocztowymi.
- Nooo, to zależy - kalkuluje William - A ile masz tych ptaków?
- Tylko cztery... - mówi z nadzieją Erik.
- Pewnie, że znajdzie się miejsce, zresztą przydadzą się nam!
- Naprawdę? - cieszy się Erik.
- No pewnie! Toż to cztery porządne obiady!
Na swojej drodze drużyna napotkała farmę położoną nieopodal mokradeł, na których jakoby dzieją się dziwne rzeczy. Gracze oczywiście postanowili to sprawdzić.
MG opisuje: - Widzicie niewielkie jezioro... choć w zasadzie są to mokradła, wiecie, takie jak na Florydzie.
- Forfiter! - wykrzykuje Hornikatta.
- Właśnie, tam są na pewno krokodyle! - cieszy się William. - Będzie dużo expa!!!
MG bezlitośnie: - Nie, nie ma krokodyli. Są za to faerie i śpiewają piosenkę:
Oh its bad luck to be you
A chosen one of many isn't new
When you think you're full of luck, in the bollocks you'll get struck
Oh its bad luck to be you
Now Ogun came young from a farm and tried to save the princess from all harm
Equipped with just a stick and a head made out of brick, his rabbit's foot failed as a charm
Oh its bad luck to be you
The prophecy is never coming true
In a pickle you'll be stuck, like a chicken you will cluck
Oh its bad luck to be you
Believing that he was the one
His ego weighed in at a ton
His mum's a crazy bat - did we mention she was fat! And she'll need a pine box for her son
Oh its bad luck to be you
Don't think for a second its not true!
When your life is run amuck, you will see that you're the schmuck..
Oh its bad luck to be, really bad luck to be, nobody could disagree, its a freakin' guarantee..
Its bad luck to be you! Diddly-doo
A chosen one of many isn't new
When you think you're full of luck, in the bollocks you'll get struck
Oh its bad luck to be you
Now Ogun came young from a farm and tried to save the princess from all harm
Equipped with just a stick and a head made out of brick, his rabbit's foot failed as a charm
Oh its bad luck to be you
The prophecy is never coming true
In a pickle you'll be stuck, like a chicken you will cluck
Oh its bad luck to be you
Believing that he was the one
His ego weighed in at a ton
His mum's a crazy bat - did we mention she was fat! And she'll need a pine box for her son
Oh its bad luck to be you
Don't think for a second its not true!
When your life is run amuck, you will see that you're the schmuck..
Oh its bad luck to be, really bad luck to be, nobody could disagree, its a freakin' guarantee..
Its bad luck to be you! Diddly-doo
Cała drużyna dzielnie przedziera się przez mokradła, nie wiedząc co począć z biednym bardem, który nie ma nawet porządnej broni oprócz lutni.
- Niech idzie w środku, a my będziemy wokół...
- Nie, niech biega dookoła nas i śpiewa. Nie dość, że wystraszy wszystkie potwory, to jeszcze będziemy mieć surround sound!
Bard Erik nie wytrzymał i zaczął śpiewać:
Drużyna natknęła się na stado gigantycznych ropuch. Walczą zaciekle, bard wywija swoim sztylecikiem, Wic strzela ze swojego łuku prosto w oczy ropuch, Hornikatta jako postać ofensywna skacze z pomostu, by przygwoździć ropuchę swoim ciężarem (włączając dużą tarczę i ciężką zbroję)...
WTEM! Słychać dziwny dźwięk... komuś dzwoni telefon.
MG się czerwieni i pospiesznie wyłącza telefon gwałtownym ruchem, strącając go przy tym ze stołu z hukiem.
Po chwili podnosi z podłogi telefon i z kamienną twarzą opisuje:
- Nagle słyszycie jakąś magiczną melodię, a po chwili głośny plusk. Wódz ropuch upuścił komórkę do wody.
Traci jedną akcję szukając jej.
Nie trzeba dodawać, że ropuchy rozgromiliśmy, a uratowane faerie z wdzięczności podarowały nam różne magiczne przedmioty, m.in. woreczek z pyłem tańczących świateł...
- A co ten pył robi? - dziwi się Hornikatta.
- No więc - zaczyna mentorskim tonem Ilorath - wciągasz proszek nosem, a po chwili widzisz dookoła latające światła, wszystko wiruje, jest ci bardzo wesoło... A potem nic nie pamiętasz.
- Dziwne te faerie mają zwyczaje...
Link do opisu sesji jest tutaj.
poniedziałek, 30 kwietnia 2012
Pathfinder RPG - Chmury nad Riverdale
Do Pathfindera zawsze podchodziłam z pewną taką nieśmiałością - ale ostatecznie okazało się, że system jest równie bydłogenny, co wiele innych. Wystarczy tylko doborowe towarzystwo!
Sesja była wielojęzyczna, graliśmy po szwedzku z anglojęzycznym podręcznikiem, czasem nawet padało trochę słów po niemiecku lub polsku.
A przy okazji okazało się, że Szwedzi umieją całkiem nieźle grać w RPG :)
MG: Alex
Postacie (wszyscy podręcznikowo na lvl 1):
William Constantin (Human Cleric of Saranrae)
Ilorath Balcadiz (Noble High Elf Duelist)
Dziwoląg: Ab, Goblin (Sorcerer), ćwierć krwi fay (!) z niebieskimi koniuszkami uszu i nosa
Wic należąca do Straży Granicznej Antharu (Human Ranger)
Hornikatta Brightblade (Dwarf Fighter (córka wodza klanu, Dorna Czerwonobrodego), Straż Graniczna Antharu
W czasie pobytu w karczmie w Antharze dochodzi do uszu dzielnych bohaterów wiele niepokojących plotek:
- W lasach przy trakcie do Albridge czają się watahy wściekłych wilków!
- A słyszałeś o Lesie Deklo, kumie? Trzeba uważać, jest tam pełno groźnych niedźwiedzi!
- Wszędzie teraz niebezpiecznie... Słyszeliście o Gaju Druidów? Czai się tam mnóstwo...
- ... druidów?!
Oczywiście na wszystkich słuchających padł blady strach.
Wic i Hornikatta podczas leśnej służby złapały dziwnego niebieskawego goblina.
MG: Ten goblin wygląda jakoś tak podejrzanie... nie całkiem jak goblin...
Hornikatta: Znaczy... co, umył się?
Goblin Ab (próbujący chwilowo udawać wampira): Przynajmniej nie błyszczę w słońcu!
Strażniczki z zasmuconym goblinem na smyczy spotykają gustownie ubranego Elfa Iloratha, eksperta od dziwnych stworzeń.
Ciekawski goblin: A tak w ogóle to jesteś Leśnym Elfem, prawda?
Ilorath, składając wyszukany ukłon, wymachując przy tym koronkami u mankietów: Ależ nie, jestem Elfem Wysokim z Bern, należę do pradawnego rodu, szczycącego się...
Goblin mamrocze, przerywając: Raczej Posh Elfem...
Kolejna lokalna plotka dotycząca, wbrew pozorom, oszustów karcianych:
Ilorath (wynajmujący pokój w karczmie wraz z Williamem): Karczmarz mówił, że zatrzymali się u niego jacyś podejrzani podróżni...
Hornikatta: Faktycznie, wyglądacie podejrzanie.
Postacie, wciąż nieufne wobec niebieskawego goblina, zastanawiają się kto może wiedzieć coś więcej na jego temat. Gracze mają różne pomysły:
William: Może spytajmy lokalnej prostytutki, ona zna się na takich chorobach!
Wic: Pamiętam, jak dziadunio opowiadał, że w tych lasach żyją takie małe niebieskie stworki w białych czapkach, a ich szef ma czerwoną!
Hornikatta: Utnę mu ucho i pójdę porównać z kolekcją uszu zdobytych na wrogach przez mojego czcigodnego przodka klanu Brightblade. Może któreś będzie pasowało...
Goblin w przebraniu (!) próbuje wyciągnąć od któregoś z mieszkańców wioski ważną informację. Wyrzucił 1 na kości.
MG: - Fumble! Wieśniak patrzy na ciebie i krzyczy: AAAA, GOBLIIIN!!!
Goblin Ab: - Wydaję Fate Pointa!
MG: - Ok, wieśniak cię nie rozpoznaje i myśli na odpowiedzią...
Ktoś z graczy usłużnie podpowiada: - Najstarsza osoba w wiosce cierpi na wstydliwą przypadłość...
Złośliwy goblin sprawia duże trudności, strażniczki muszą go wszędzie ciągnąć na smyczy.
MG do Wic: Jest mały, więc możesz go nosić w plecaku.
Goblin Ab do MG: A dostanę wtedy jakieś bonusy za Mounted?
William przekonuje lokalnego piwowara, żeby oddał pieniądze, jakich jest winien lokalnej świątyni.
Piwowar Kevan: Ale ja nie mam tego złota...
William: Ok, nie ma problemu. Jak nie masz pieniędzy, to przeliczamy po kursie 2 złote monety za jeden palec.
Klasa Williama to Cleric, w dodatku Lawful Good.
Początkujący gracze chcą zebrać trochę XP i pomóc lokalnemu pustelnikowi.
MG: Pustelnik Czarny Jay żyje w lesie, samotnie, hoduje świnie, ale ma ze sobą dwa psy obronne.
William: Super! 20 XP za psa! Idziemy expić!!!
Po uspokojeniu Williama gracze decydują się wyruszyć do lasu w odwiedziny do pustelnika.
Hornikatta: Ale czy zdążymy? Festyn i konkurs picia piwa (w którym biorę udział!) zaczynają się wieczorem, za 6 godzin.
MG: Do chaty Czarnego Jaya idzie się 3 godziny.
William: Ok, to zdążymy.
Ilorath: Tak, a jak już tam dotrzemy, na drzwiach będzie kartka "Nieczynne, poszedłem wziąć udział w konkursie picia piwa"...
U Czarnego Jaya. Pukamy do drzwi:
Czarny Jay: CZEGO?!
William: Przyszliśmy ci pomóc rozwiązać twoje problemy...
Jay: NIE JESTEM ZAINTERESOWANY PSYCHOTERAPIĄ!!!
Po pewnym czasie jednak Jay otwiera drzwi i swoje serce przed nami:
Jay: Mam problem... moje świnie umierają...
William: Nie rozumiem w czym problem... źle smakują?
Później goblin Ab znajduje w zagrodzie świń trujące grzyby zasadzone tam przez fay:
- Panie Jay, ma pan problem z grzybicą!
Widzimy kilka fay.
MG opisuje: (...) Wyglądają jak skrzyżowanie smoka z motylkem.
Hornikatta, popijając piwo: Ale była impreza...
Ab marudzi, że ma dość bycia szturchanym, kopanym i ciągniętym na smyczy.
MG (*evil grin*): Do mnie nie miej pretensji, sam chciałeś grać goblinem!
Strażniczki odebrały goblinowi cały dobytek, więc chyłkiem wymknął się, by coś ukraść. Zakradł się do jakiejś chaty wieczorem, gdy dzieci już spały i wyszczerzył paskudnie zęby:
- Nie bójcie się, dzieci, jestem wróżka-zębuszka, a teraz ODDAWAJCIE WASZE SKARBY!
Ciąg dalszy zapewne nastąpi...
Raport z sesji - w Pamiętnisiu Hornikatty (po angielsku).
Sesja była wielojęzyczna, graliśmy po szwedzku z anglojęzycznym podręcznikiem, czasem nawet padało trochę słów po niemiecku lub polsku.
A przy okazji okazało się, że Szwedzi umieją całkiem nieźle grać w RPG :)
MG: Alex
Postacie (wszyscy podręcznikowo na lvl 1):
William Constantin (Human Cleric of Saranrae)
Ilorath Balcadiz (Noble High Elf Duelist)
Dziwoląg: Ab, Goblin (Sorcerer), ćwierć krwi fay (!) z niebieskimi koniuszkami uszu i nosa
Wic należąca do Straży Granicznej Antharu (Human Ranger)
Hornikatta Brightblade (Dwarf Fighter (córka wodza klanu, Dorna Czerwonobrodego), Straż Graniczna Antharu
W czasie pobytu w karczmie w Antharze dochodzi do uszu dzielnych bohaterów wiele niepokojących plotek:
- W lasach przy trakcie do Albridge czają się watahy wściekłych wilków!
- A słyszałeś o Lesie Deklo, kumie? Trzeba uważać, jest tam pełno groźnych niedźwiedzi!
- Wszędzie teraz niebezpiecznie... Słyszeliście o Gaju Druidów? Czai się tam mnóstwo...
- ... druidów?!
Oczywiście na wszystkich słuchających padł blady strach.
Wic i Hornikatta podczas leśnej służby złapały dziwnego niebieskawego goblina.
MG: Ten goblin wygląda jakoś tak podejrzanie... nie całkiem jak goblin...
Hornikatta: Znaczy... co, umył się?
Goblin Ab (próbujący chwilowo udawać wampira): Przynajmniej nie błyszczę w słońcu!
Strażniczki z zasmuconym goblinem na smyczy spotykają gustownie ubranego Elfa Iloratha, eksperta od dziwnych stworzeń.
Ciekawski goblin: A tak w ogóle to jesteś Leśnym Elfem, prawda?
Ilorath, składając wyszukany ukłon, wymachując przy tym koronkami u mankietów: Ależ nie, jestem Elfem Wysokim z Bern, należę do pradawnego rodu, szczycącego się...
Goblin mamrocze, przerywając: Raczej Posh Elfem...
Kolejna lokalna plotka dotycząca, wbrew pozorom, oszustów karcianych:
Ilorath (wynajmujący pokój w karczmie wraz z Williamem): Karczmarz mówił, że zatrzymali się u niego jacyś podejrzani podróżni...
Hornikatta: Faktycznie, wyglądacie podejrzanie.
Postacie, wciąż nieufne wobec niebieskawego goblina, zastanawiają się kto może wiedzieć coś więcej na jego temat. Gracze mają różne pomysły:
William: Może spytajmy lokalnej prostytutki, ona zna się na takich chorobach!
Wic: Pamiętam, jak dziadunio opowiadał, że w tych lasach żyją takie małe niebieskie stworki w białych czapkach, a ich szef ma czerwoną!
Hornikatta: Utnę mu ucho i pójdę porównać z kolekcją uszu zdobytych na wrogach przez mojego czcigodnego przodka klanu Brightblade. Może któreś będzie pasowało...
Goblin w przebraniu (!) próbuje wyciągnąć od któregoś z mieszkańców wioski ważną informację. Wyrzucił 1 na kości.
MG: - Fumble! Wieśniak patrzy na ciebie i krzyczy: AAAA, GOBLIIIN!!!
Goblin Ab: - Wydaję Fate Pointa!
MG: - Ok, wieśniak cię nie rozpoznaje i myśli na odpowiedzią...
Ktoś z graczy usłużnie podpowiada: - Najstarsza osoba w wiosce cierpi na wstydliwą przypadłość...
Złośliwy goblin sprawia duże trudności, strażniczki muszą go wszędzie ciągnąć na smyczy.
MG do Wic: Jest mały, więc możesz go nosić w plecaku.
Goblin Ab do MG: A dostanę wtedy jakieś bonusy za Mounted?
William przekonuje lokalnego piwowara, żeby oddał pieniądze, jakich jest winien lokalnej świątyni.
Piwowar Kevan: Ale ja nie mam tego złota...
William: Ok, nie ma problemu. Jak nie masz pieniędzy, to przeliczamy po kursie 2 złote monety za jeden palec.
Klasa Williama to Cleric, w dodatku Lawful Good.
Początkujący gracze chcą zebrać trochę XP i pomóc lokalnemu pustelnikowi.
MG: Pustelnik Czarny Jay żyje w lesie, samotnie, hoduje świnie, ale ma ze sobą dwa psy obronne.
William: Super! 20 XP za psa! Idziemy expić!!!
Po uspokojeniu Williama gracze decydują się wyruszyć do lasu w odwiedziny do pustelnika.
Hornikatta: Ale czy zdążymy? Festyn i konkurs picia piwa (w którym biorę udział!) zaczynają się wieczorem, za 6 godzin.
MG: Do chaty Czarnego Jaya idzie się 3 godziny.
William: Ok, to zdążymy.
Ilorath: Tak, a jak już tam dotrzemy, na drzwiach będzie kartka "Nieczynne, poszedłem wziąć udział w konkursie picia piwa"...
U Czarnego Jaya. Pukamy do drzwi:
Czarny Jay: CZEGO?!
William: Przyszliśmy ci pomóc rozwiązać twoje problemy...
Jay: NIE JESTEM ZAINTERESOWANY PSYCHOTERAPIĄ!!!
Po pewnym czasie jednak Jay otwiera drzwi i swoje serce przed nami:
Jay: Mam problem... moje świnie umierają...
William: Nie rozumiem w czym problem... źle smakują?
Później goblin Ab znajduje w zagrodzie świń trujące grzyby zasadzone tam przez fay:
- Panie Jay, ma pan problem z grzybicą!
Widzimy kilka fay.
MG opisuje: (...) Wyglądają jak skrzyżowanie smoka z motylkem.
Hornikatta, popijając piwo: Ale była impreza...
Ab marudzi, że ma dość bycia szturchanym, kopanym i ciągniętym na smyczy.
MG (*evil grin*): Do mnie nie miej pretensji, sam chciałeś grać goblinem!
Strażniczki odebrały goblinowi cały dobytek, więc chyłkiem wymknął się, by coś ukraść. Zakradł się do jakiejś chaty wieczorem, gdy dzieci już spały i wyszczerzył paskudnie zęby:
- Nie bójcie się, dzieci, jestem wróżka-zębuszka, a teraz ODDAWAJCIE WASZE SKARBY!
Ciąg dalszy zapewne nastąpi...
Raport z sesji - w Pamiętnisiu Hornikatty (po angielsku).
niedziela, 18 marca 2012
Podpalanie Rzymu
Wiadomo nie od dziś, że sesje RPG na skype są niemal równie bydłogenne, jak sesje in real. Nie zawsze jednak udaje się zachować krucha równowagę pomiędzy bydłem a przygodą. Z dumą pochwalę sie, że tym razem się to nam udało. Jak to lubią pisać w amerykańskich filmach: podczas grania w tą sesję nie ucierpiała ani fabuła, ani żaden gracz, a tym bardziej MG nie straciła na poczytalności (no, dobra, zaczęła tylko bardziej łopotać swoja mrrroczna pelerynką, jak na prawdziwego MG przystało). A teraz do rzeczy.
System: Burning Rome (oparty na Burning Wheel)
MG: 3Jane
Gracze: smartfox - Remus Litorius (młody medyk, początkujący detektyw, zakochany skrycie w westalce Fauście), MidMad - Kornelia Julia (młoda patrycjuszka, której męża bezlitośnie zamordowano w tajemniczych okolicznościach).
Remus i Kornelia spotykają się po raz pierwszy na przyjęciu w jej domu rodzinnym. Żeby dobrze wypaść, Remus ubiera się stosownie do okazji.
- Muszę uważać, mam na sobie moją nową togę od Diora. - stwierdza Remus. Zapada chwila nieprzeniknionej ciszy. - No, przecież partner handlowy mego ojca to Opiusz Diorus, znany rzymski projektant mody!
- A jak nazywa się jego żona? - pyta Kornelia, chcąc przypomnieć sobie koligacje rodzinne.
- Jego żona to Marcja Diora, ale biorąc pod uwagę jej gabaryty (140 kg, 45 lat) to raczej Diorama!
Po pewnych wydarzeniach gracze planują zmiany w kartach postaci:
- Muszę sobie dopisać do karty "kamienne serce" - stwierdza smartfox.
- A co na to pewna westalka? - pyta MG. - Jej zależy, żebyś raczej miał coś innego kamiennego...
Dyskusja na temat użycia odpowiednich umiejętności:
- Dlaczego uważasz - pyta smartfox MG - że wyznając milość i przekonując, że Remus jest wierny i lojalny używam Falsehood?
- Bo 3Jane zna mężczyzn... - wyjaśnia MidMad.
Rzymskie imiona, odsłona 2.
- Jak się nazywa ta nadąsana niewolnica? - pyta MidMad.
- To Konstancja, zaufana twojej matki.
- Konstancja Niezadowolencja, wścibska niewolnica - precyzuje smartfox.
Obie rodziny próbują zmusić Remusa i Kornelię do małżeństwa. Kornelia wpada na pomysł zawarcia "papierowego małżeństwa", pod przykrywką którego obie postacie mogą sobie nawzajem pomóc, a jednocześnie mieć święty spokój od nagabywania przez rodziców. Oboje spotykają się w ustronnym miejscu i Kornelia wychodzi z niecodzienną propozycją:
- Proponuję, żeby połączyć przyjemne z pożytecznym.
- Zaraz po tych słowach słychać parsknięcie i szelest w krzakach, zza których wychodzi bardzo zaciekawiona i mocno zaczerwieniona Konstancja [wysłana na przeszpiegi przez matkę Kornelii]. - Nie, to wcale nie bydło ze strony MG ;)
Postacie spotykają się w tawernie, w której dochodzi do bójki. Dzielny Remus robi, co może, ale pewien rosły, muskularny gladiator zdziela go ciosem w twarz, niemal nokautując. Smartfox/Remus ma na to jedną ripostę:
- Co to za gladiator, jak on się nazywa? Majkus Tajsonus?
Jedna z postaci spotkanych w karczmie nosi brzemienne w skutkach imię - Maximus. MidMad nie przepuszcza okazji do bydła i przypomina klimatyczny, do bólu rzymski kawał:
Po zakończonej bójce i znokautowaniu napastnika, zwycięski Remus, kulturalny, wykształcony i praktykujący lekarz, przeszukuje pokonanego zbira, zabiera mu sakiewkę, a następnie wyrzuca go na ulicę. Widząc zdumione spojrzenie towarzyszki (z szacownego rodu), wyjaśnia:
- Kornelio, nie patrz się tak na mnie, ja... tego... rozumiesz, lekarze bez granic, no.
Po chwili (potrzebnej na nabranie oddechu po ataku śmiechu):
- Czy coś jeszcze mu zabierasz? - pyta MG.
- Zabieram mu... - Remus przypomina sobie Maximusa - A dobre miał sandały?
Smartfox wyjaśnia zawiłości struktury społecznej w starożytnym Rzymie:
- Kornelia Julia jest partycjuszką, a dowodem tego jest, żee występuje w konfiguracji 1+4. Dama plus czteropak gladiatorow.
Starcie siły woli i perswazji między postaciami. Po fatalnie niezdanych testach, smartfox stwierdza brutalnie:- Ale mamy nakoksane postacie! Stealth, którego MidMad nie ma, versus observation, którego smartfox nie ma!
Milczymy z podziwem.
W pewnej chwili Remus proponuje Maximusowi wspólne wyjście do WC, żeby obgadać na osobności pewne ciemne sprawki. Maximus znienacka stwierdza z żarem:
- Wiem, że zawsze Ci się podobałem...
A Smartfox na to: - PEEE-DAŁ! PEEE-DAŁ!
Odtrącony Maximus nie daje się przekonać do wzięcia udziału w pewnym planie. MG sugeruje:
- Może powiedz Maximusowi cos ładnego...
- Kocham cię, Maximusie!
Rzymianie nie zapominają o swoich ulubionych czworonogach. Brutus to duży i kudłaty pies rodziny Kornelii Julii. Nie wiedzieć czemu, za każdym razem, gdy on coś spsoci, Kornelia mówi z oburzeniem:
- I ty, Brutusie...!
(c.d.n.)
System: Burning Rome (oparty na Burning Wheel)
MG: 3Jane
Gracze: smartfox - Remus Litorius (młody medyk, początkujący detektyw, zakochany skrycie w westalce Fauście), MidMad - Kornelia Julia (młoda patrycjuszka, której męża bezlitośnie zamordowano w tajemniczych okolicznościach).
Remus i Kornelia spotykają się po raz pierwszy na przyjęciu w jej domu rodzinnym. Żeby dobrze wypaść, Remus ubiera się stosownie do okazji.
- Muszę uważać, mam na sobie moją nową togę od Diora. - stwierdza Remus. Zapada chwila nieprzeniknionej ciszy. - No, przecież partner handlowy mego ojca to Opiusz Diorus, znany rzymski projektant mody!
- A jak nazywa się jego żona? - pyta Kornelia, chcąc przypomnieć sobie koligacje rodzinne.
- Jego żona to Marcja Diora, ale biorąc pod uwagę jej gabaryty (140 kg, 45 lat) to raczej Diorama!
Po pewnych wydarzeniach gracze planują zmiany w kartach postaci:
- Muszę sobie dopisać do karty "kamienne serce" - stwierdza smartfox.
- A co na to pewna westalka? - pyta MG. - Jej zależy, żebyś raczej miał coś innego kamiennego...
Dyskusja na temat użycia odpowiednich umiejętności:
- Dlaczego uważasz - pyta smartfox MG - że wyznając milość i przekonując, że Remus jest wierny i lojalny używam Falsehood?
- Bo 3Jane zna mężczyzn... - wyjaśnia MidMad.
Rzymskie imiona, odsłona 2.
- Jak się nazywa ta nadąsana niewolnica? - pyta MidMad.
- To Konstancja, zaufana twojej matki.
- Konstancja Niezadowolencja, wścibska niewolnica - precyzuje smartfox.
Obie rodziny próbują zmusić Remusa i Kornelię do małżeństwa. Kornelia wpada na pomysł zawarcia "papierowego małżeństwa", pod przykrywką którego obie postacie mogą sobie nawzajem pomóc, a jednocześnie mieć święty spokój od nagabywania przez rodziców. Oboje spotykają się w ustronnym miejscu i Kornelia wychodzi z niecodzienną propozycją:
- Proponuję, żeby połączyć przyjemne z pożytecznym.
- Zaraz po tych słowach słychać parsknięcie i szelest w krzakach, zza których wychodzi bardzo zaciekawiona i mocno zaczerwieniona Konstancja [wysłana na przeszpiegi przez matkę Kornelii]. - Nie, to wcale nie bydło ze strony MG ;)
Postacie spotykają się w tawernie, w której dochodzi do bójki. Dzielny Remus robi, co może, ale pewien rosły, muskularny gladiator zdziela go ciosem w twarz, niemal nokautując. Smartfox/Remus ma na to jedną ripostę:
- Co to za gladiator, jak on się nazywa? Majkus Tajsonus?
Jedna z postaci spotkanych w karczmie nosi brzemienne w skutkach imię - Maximus. MidMad nie przepuszcza okazji do bydła i przypomina klimatyczny, do bólu rzymski kawał:
Znudzony Neron przygotowuje plan igrzysk.
- No dobra, ale ja już mam tego dość.... wszystko już było... co ja mam zrobić
żeby było ciekawie... znów ci gladiatorzy, znów dzikie zwierzęta... ile tak
można?
W tym momencie odzywa się stojący w kącie kapitan gwardii Pretorian, Maximus.
- To może ja podpowiem - rzecze skromnie i z cicha.
- Mów, Maximusie.
- Otóż może by tak...100 dziewic chrześcijańskich do słupów uwiązać, i jeden sprawny legionista pozbawiłby je dziewictwa ku radości ludu?
- Ach, Maximusie! Cóż za pomysł wspaniały! Lecz któż byłby w stanie podjąć się tak trudnego zadania?
Maximus, skromnie się uśmiechnąwszy: - No, ja bym się podjął.
Nastały igrzyska. Sto dziewic, nagich lecz z wieńcami kwiatów na czołach, przywiązano do słupów na środku areny. Lud wiwatuje.
Na arenę wychodzi Maximus. Jest prawie nagi. Słońce odbija się w kroplach potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały!
Lud rzymski wiwatuje: Maximus, Maximus!
Pierwsza, druga, trzecia...
Maximus uśmiecha się zwycięsko. Słońce odbija się w kroplach potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały!
Czwarta, piąta, i już dziesiąta...
Lud wiwatuje :Maximus! Maximus!
Jedenasta, piętnasta, dwudziesta...
Słońce odbija się w kroplach potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały!
Trzydziesta, czterdziesta...
Maximus jakby się zmęczył, lecz lud wiwatuje: Maximus, Maximus!
Pięćdziesiąta, sześćdziesiąta, siedemdziesiąta...
Słońce odbija się w kroplach potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały!
Osiemdziesiąta... osiemdziesiąta pierwsza...
Maximus wyraźnie jest już zmęczony. Słońce odbija się w w coraz większej ilości kropel potu
na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały!
Dziewięćdziesiąta...
Lud wiwatuje: Maximus! Maximus!!
Dziewięćdziesiąta pierwsza... dziewięćdziesiąta druga...
Maximus bardzo zmęczony. Słońce odbija się w w coraz większej ilości kropel potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały!
Dziewięćdziesiąta trzecia, dziewięćdziesiąta czwarta, dziewięćdziesiąta piąta....
Słońce odbija się w w coraz większej ilości kropel potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały!
Dziewięćdziesiąta szósta...
Maximus już ledwo zipie, lecz lud wiwatuje: Maximus!Maximus!
Dziewięćdziesiąta siódma...
Słońce odbija się w w coraz większej ilości kropel potu na jego czole, ciało wysmarowane oliwką. I te sandały!
Dziewięćdziesiąta ósma...
Maximus na kolanach wlecze się do kolejnej, lecz lud wiwatuje: Maximus, Maximus!
Ledwo się podniósł....
dzie...więć...dzie...sią...ta...dzie..wią...ta....
Maximus próbuje wstać. Lecz nie wytrzymał. Padł.
A lud rzymski : Pe-dał! Pe-dał!!!!!
Po zakończonej bójce i znokautowaniu napastnika, zwycięski Remus, kulturalny, wykształcony i praktykujący lekarz, przeszukuje pokonanego zbira, zabiera mu sakiewkę, a następnie wyrzuca go na ulicę. Widząc zdumione spojrzenie towarzyszki (z szacownego rodu), wyjaśnia:
- Kornelio, nie patrz się tak na mnie, ja... tego... rozumiesz, lekarze bez granic, no.
Po chwili (potrzebnej na nabranie oddechu po ataku śmiechu):
- Czy coś jeszcze mu zabierasz? - pyta MG.
- Zabieram mu... - Remus przypomina sobie Maximusa - A dobre miał sandały?
Smartfox wyjaśnia zawiłości struktury społecznej w starożytnym Rzymie:
- Kornelia Julia jest partycjuszką, a dowodem tego jest, żee występuje w konfiguracji 1+4. Dama plus czteropak gladiatorow.
Starcie siły woli i perswazji między postaciami. Po fatalnie niezdanych testach, smartfox stwierdza brutalnie:- Ale mamy nakoksane postacie! Stealth, którego MidMad nie ma, versus observation, którego smartfox nie ma!
Milczymy z podziwem.
W pewnej chwili Remus proponuje Maximusowi wspólne wyjście do WC, żeby obgadać na osobności pewne ciemne sprawki. Maximus znienacka stwierdza z żarem:
- Wiem, że zawsze Ci się podobałem...
A Smartfox na to: - PEEE-DAŁ! PEEE-DAŁ!
Odtrącony Maximus nie daje się przekonać do wzięcia udziału w pewnym planie. MG sugeruje:
- Może powiedz Maximusowi cos ładnego...
- Kocham cię, Maximusie!
Rzymianie nie zapominają o swoich ulubionych czworonogach. Brutus to duży i kudłaty pies rodziny Kornelii Julii. Nie wiedzieć czemu, za każdym razem, gdy on coś spsoci, Kornelia mówi z oburzeniem:
- I ty, Brutusie...!
(c.d.n.)
wtorek, 21 czerwca 2011
Kfiatki konwentowe z akcentem międzynarodowym
Wszystkie poniższe kfiatki pochodzą od Janki - są świeżutkie, bo z samego Eternal Conu 2011, który w zeszłym tygodniu miał miejsce w miejscowości Bacharach w Niemczech.
Zainteresowanych opisem samego konwentu zapraszam do notki Janki na ten temat znajdującej się na jej blogu .
System: Zew Cthulhu, rok 2006
MG: Philip
Gracze:
Dziennikarka N.N.- Dirk
detektyw Jimmy Carlton - Ralf
specjalistka od PR w Fundacji Franka Lloyda Wrighta Scarlett Monroe - ianca
(i inni)
1. Dziennikarka/Dirk do MG: "Jak daleko jest ze Spring Green do Miasta X.?"
MG: " Jakieś 200 mil"
D: "Na amerykanskie warunki nie da sie tego przejsc pieszo?"
2. Gracze ścigają zombie- Franka Lloyda Wrighta i docierają do jego kryjówki.
Na scenę wkracza policja i zaczyna się dzika strzelanina, las kul dziurawi zwłoki zombiaka.
Widząc to Scarlett, chcąc uchronić zwłoki patrona fundacji przed zniszczeniem: " Nie strzelaę!!! On już przecież i tak nie żyje!"
3. Na jednej z farm w miasteczku znaleziono owce z rozpłatanymi brzuchami, a obok niej ślady dziwnych ludzkich stóp z długimi pazurami.
Dziennikarka do detektywa: Powiedz mi Jimmy: Jaki był NAPRAWDĘ twój związek z owca?
Detektyw: "A jak wyglądała?"
Sesja w "Nameless Streets" HeroQuest
MG: N.N.
Gracze:
Maria - Sibil, Witch
Jaran - Nick, Demon _(ze skrzydlami i plujacy ogniem)
Michael - Joshua, Fallen Angel (ze skrzydlami i z plonacym mieczem!)
ianca - "Scary" Terry, animated corpse, enforcer/bodyguard (z twarzą Telly Savallasa!), ulubione powiedzonko: "Done a few odd jobs..."
Nick nie rozstaje się z piersiówka z ulubionym Jackiem Danielsem.
Gracze chcą dostać się do posiadłości Złego Gościa, ale jest otoczona murem, a brama zamknięta.
Nick postanawia przelecieć nad budynkiem i sprawdzić co się tam dzieje.
Przed tym jednak wyciąga piersiówkę i pociąga z niej. Widząc to Sibil ostrzega:
"Nie pij, jak masz lecieć!!!!"
Zainteresowanych opisem samego konwentu zapraszam do notki Janki na ten temat znajdującej się na jej blogu .
System: Zew Cthulhu, rok 2006
MG: Philip
Gracze:
Dziennikarka N.N.- Dirk
detektyw Jimmy Carlton - Ralf
specjalistka od PR w Fundacji Franka Lloyda Wrighta Scarlett Monroe - ianca
(i inni)
1. Dziennikarka/Dirk do MG: "Jak daleko jest ze Spring Green do Miasta X.?"
MG: " Jakieś 200 mil"
D: "Na amerykanskie warunki nie da sie tego przejsc pieszo?"
2. Gracze ścigają zombie- Franka Lloyda Wrighta i docierają do jego kryjówki.
Na scenę wkracza policja i zaczyna się dzika strzelanina, las kul dziurawi zwłoki zombiaka.
Widząc to Scarlett, chcąc uchronić zwłoki patrona fundacji przed zniszczeniem: " Nie strzelaę!!! On już przecież i tak nie żyje!"
3. Na jednej z farm w miasteczku znaleziono owce z rozpłatanymi brzuchami, a obok niej ślady dziwnych ludzkich stóp z długimi pazurami.
Dziennikarka do detektywa: Powiedz mi Jimmy: Jaki był NAPRAWDĘ twój związek z owca?
Detektyw: "A jak wyglądała?"
Korzystając z okazji - przerywnik komiksowy (na temat).
Sesja w "Nameless Streets" HeroQuest
MG: N.N.
Gracze:
Maria - Sibil, Witch
Jaran - Nick, Demon _(ze skrzydlami i plujacy ogniem)
Michael - Joshua, Fallen Angel (ze skrzydlami i z plonacym mieczem!)
ianca - "Scary" Terry, animated corpse, enforcer/bodyguard (z twarzą Telly Savallasa!), ulubione powiedzonko: "Done a few odd jobs..."
Nick nie rozstaje się z piersiówka z ulubionym Jackiem Danielsem.
Gracze chcą dostać się do posiadłości Złego Gościa, ale jest otoczona murem, a brama zamknięta.
Nick postanawia przelecieć nad budynkiem i sprawdzić co się tam dzieje.
Przed tym jednak wyciąga piersiówkę i pociąga z niej. Widząc to Sibil ostrzega:
"Nie pij, jak masz lecieć!!!!"
poniedziałek, 18 października 2010
Cała prawda o pewnym golemie...
Nadszedł czas, gdy nawet zgrzybiali, wiekowi oraz omszali (ale tylko od północnej strony!) gracze molestują MG, żeby poprowadził im coś nowego i wspaniałego. Tak oto postanowiliśmy zagrać w Wolsunga.
Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdyby nawet podczas tworzenia postaci i wstępu do sesji nie pojawiły się przeróżne kwiatki i chwaściki.
Poniżej - kilka z nich (te ocenzurowane)...
MG: JaXa de Zoo
Gracze: 3Jane (Masica Akai, zwinna półorczyca), Ianca (niziolska mistrzyni kuchni Alfreda Kuchenbauermann), Szept (Jonathan Livingwood, elf, pisarz powieści grozy), MidMad (elfia archeolog, Lady Lorna Dartmoore)
Miejsce gry: Lyonesse
Podczas, gdy zapoznawaliśmy się ze światem, jego prawidłami, krainami i historią, pojawiło się kilka ważkich pytań na tematy egzystencjalne:
- Mistrzu Gry, a skąd się biorą małe ogrzątka?
- Ogry rozmnażają się z każdym... - zaczął Jaxa obawiając się najgorszego, dlatego szybko zmienił temat i zaczął opowiadać o wolsungowej Transylwanii oraz wampirach (bo co innego może interesować krakowskich eksWoDziarzy...?).
- A co wyjdzie z połączenia: Nosferatu + Ogr? - zaczęli dociekać gracze.
- Wyobraźcie sobie tego przystojnego, z lekka śliniącego się Draculę...
Gracze wybierają rasy postaci. Jonathan jest elfem, Lady Lorna również.
- Ale fajnie, jesteśmy w większości! Na odmianę będziemy mogli rzucać rasistowskie elfie dowcipy na temat innych ras! - coponiektórzy przypominają sobie dawne, dobre warhammerowe czasy.
Każda z postaci powinna mieć jakiś magiczny gadżet.
- A moja postać będzie miała magiczny minutnik do jajek! - wpada na pomysł Janka.
- Wyobraźcie sobie... smocze jajko na miękko! - rozmarza się któryś z graczy.
- Gotowałaś już jajko dla królowej?
- Miałam jajko... dla Arcyksięcia Rudolfa! - wyjaśnia Alfreda, weteranka wojen i żywicielka pułków ostriackich.
- Tylko jedno?
- Aaa... to dlatego Ostria odłączyła się od Wotanii... ta kobieca siła perswazji! - Jaxie udaje się odgadnąć zagadkę jajka Arcyksięcia Rudolfa.
Wielce dystyngowana drużyna udaje się w odwiedziny do pewnego lorda. Niektóre z postaci zaczynają zdejmować płaszcze przy wejściu, lecz nigdzie nie widać służby. Nastaje mrożący krew w żyłach moment niepewności.
- Nic się nie przejmuj, jak tylko zdejmiesz płaszcz, na pewno jakiś służący się pojawi. - Jonathan uspokaja Lornę. - Ludzie z nizin tak mają, że biorą płaszcze...
- A oddają chociaż?
Czas na opis postaci - okazuje się, że Lady Lorna obdarzona jest burzą włosów... rudego koloru.
- Aha! - Szept, również grający elfem, szybko się orientuje. - To dlatego, że elfy na jesień zrzucają... eee... zmieniają kolor włosów!
- Ale te rasistowskie kawały miały dotyczyć innych ras...
Gospodarz kameralnego przyjęcia otacza się przepychem i nietuzinkowymi środkami bezpieczeństwa. Wokół domu oraz wewnątrz (!) straż pełnią golemy, w bardzo widocznych miejscach.
- Ciekawe, jak się nazywa ten golem...
- GoLEM? no, jak to jak. GoLem Stanisław!
Ciąg dalszy ani chybi nastąpi...
PS. Grafika oczywiście pochodzi ze strony Wolsunga - można ją zassać jako tapetę.
czwartek, 12 sierpnia 2010
Gwiezdne Wojny w sosie afroamerykańskim...
... czyli "Black Star Warrior" nadciąga!
Fani SW (aka Gwiezdnych Wojen, nie mylić ze skądinąd kultowymi Savage Worlds) nie od dziś wiedzą, że za pewnymi kluczowymi dla starłorsów wydarzeniami stoi Lando Carlissian, król oszustów i "niejawnych" interesów. Gdyby nie zasiadł do kart z Hanem Solo, nie byłoby sielskich wycieczek "Sokołem Millenium", gdyby nie dochrapał się przedsiębiorstwa na Bespinie, Luke miałby jeszcze obie własne rąsie, a Boba Fett miałby problem z ostatnią wypłatą. Panowie z hAmeryki posiadający dużą dozę humoru i dobre umiejętności filmowe postanowili pokazać, jaki naprawdę jest Lando - jeśli dodamy do tego miejską konwencję filmową lat 70-tych oraz podlejemy sosem muzycznym w stylu funk, to otrzymamy produkcję "Black Star Warrior", do której trailer już od kilku dni wisi na youtube:
Aż chce się zagrać w sesję one-shot w takiej konwencji... jacyś chętni MG? :)
Więcej info na stronie: http://www.landoistheman.com/
Fani SW (aka Gwiezdnych Wojen, nie mylić ze skądinąd kultowymi Savage Worlds) nie od dziś wiedzą, że za pewnymi kluczowymi dla starłorsów wydarzeniami stoi Lando Carlissian, król oszustów i "niejawnych" interesów. Gdyby nie zasiadł do kart z Hanem Solo, nie byłoby sielskich wycieczek "Sokołem Millenium", gdyby nie dochrapał się przedsiębiorstwa na Bespinie, Luke miałby jeszcze obie własne rąsie, a Boba Fett miałby problem z ostatnią wypłatą. Panowie z hAmeryki posiadający dużą dozę humoru i dobre umiejętności filmowe postanowili pokazać, jaki naprawdę jest Lando - jeśli dodamy do tego miejską konwencję filmową lat 70-tych oraz podlejemy sosem muzycznym w stylu funk, to otrzymamy produkcję "Black Star Warrior", do której trailer już od kilku dni wisi na youtube:
Aż chce się zagrać w sesję one-shot w takiej konwencji... jacyś chętni MG? :)
Więcej info na stronie: http://www.landoistheman.com/
sobota, 22 maja 2010
Przeminęło z wiatrem... i z wampirami
W ramach poszukiwania nowych i ciekawych settingów (lub pomysłów na sesje) do RPG, można natknąć się na dobre pomysły na youtube.
Jesteś MG? Masz ochotę poprowadzić wampirzą sesję WoD , a nie masz pomysłu na fabułę? Wystarczy sięgnąć do klasyki: druga połowa XIX w., południowe stany USA, Wojna Secesyjna, skomplikowany wątek miłosny, kusicielskie wampiry i ich łowcy... Jak wyglądałaby zajawka takiej sesji w klimacie "Przeminęło z wiatrem"?
Zobaczcie sami:
Jak widać, nawet z pozoru dla niektórych nudna klasyka amerykańskiej powieści to kopalnia niesamowitych i mrrrocznych pomysłów na sesje ;)
PS. Jeśli ktoś pokusi się o poprowadzenie takiej sesji RPG - dajcie znać, jak wyszło :)
Jesteś MG? Masz ochotę poprowadzić wampirzą sesję WoD , a nie masz pomysłu na fabułę? Wystarczy sięgnąć do klasyki: druga połowa XIX w., południowe stany USA, Wojna Secesyjna, skomplikowany wątek miłosny, kusicielskie wampiry i ich łowcy... Jak wyglądałaby zajawka takiej sesji w klimacie "Przeminęło z wiatrem"?
Zobaczcie sami:
Jak widać, nawet z pozoru dla niektórych nudna klasyka amerykańskiej powieści to kopalnia niesamowitych i mrrrocznych pomysłów na sesje ;)
PS. Jeśli ktoś pokusi się o poprowadzenie takiej sesji RPG - dajcie znać, jak wyszło :)
poniedziałek, 26 kwietnia 2010
Star Wars, czy Legenda Pięciu Kręgów?
Ostatnio panuje moda na przeróżne settingi erpegowe, eksperymenty z mechanikami RPG, przystosowywanie mechaniki systemu A do systemu B, itp. Niełatwo jednak spotkać na tyle odważnego MG i graczy, którzy eksperymentują również z otoczką wizualną danego systemu, czy świata. Udało mi się swego czasu grywać w Warhammera u Mistrza, który spoglądał na Stary Świat z perspektywy steampunkowej - pełno więc na sesjach było krasnoludów-górników z parowymi kilofami, gnomów budujących kolej żelazną do Altdorfu oraz szalonych naukowców z niesamowitymi trzeszczącymi machinami, pełnymi zębatek, przekładni i śrubek (jedna nawet była napędzana energią z reaktora spaczeniowego!), ale to już zupełnie inna historia...
Dziś w ramach akcji "dobry crossover nie jest zły" przedstawiam radosną wizję pewnego pomysłowego grafika - odpowiedź na pytanie: "Co by było, gdyby grać w Gwiezdne Wojny w decorum L5K?".
(Mi osobiście te grafiki - a szczególnie pierwsza - kojarzą się również lekko z kultowym Samurai Jackiem.)
Źródła:
1. link do bloga autora grafik (Steve Bialik): http://stevapalooza.blogspot.com/
2. Star Wars meets Akira Kurosawa: http://news.cnet.com/8301-17938_105-20002558-1.html
Dziś w ramach akcji "dobry crossover nie jest zły" przedstawiam radosną wizję pewnego pomysłowego grafika - odpowiedź na pytanie: "Co by było, gdyby grać w Gwiezdne Wojny w decorum L5K?".
(Mi osobiście te grafiki - a szczególnie pierwsza - kojarzą się również lekko z kultowym Samurai Jackiem.)
Prawda, jaki ładny Chewbacca?
A co powiecie na Jabbę w wersji XXXL?;)
UPDATE.
Znalezione w sieci przez Lili - przykład, jak ładnie (?) zwizualizowano Star Warsy w klimacie Kurosawy:
Źródła:
1. link do bloga autora grafik (Steve Bialik): http://stevapalooza.blogspot.com/
2. Star Wars meets Akira Kurosawa: http://news.cnet.com/8301-17938_105-20002558-1.html
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Star Wars: Gambit z Tatooine, czyli cała prawda o Hanie Solo
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce… … spontanicznie zebrała się grupa śmiałków z pragnieniem powrotu do świata Gwiezdnych Woje...

-
Bywa czasami, że człowiekowi (bynajmniej nie mi) nudzi się strasznie (to już na pewno nie ja!), więc surfuje sobie bezcelowo (to można inacz...
-
MG: Krakonman Gracze: Funio, MidMad, gościnnie: Seji, Orku, et consortes... Sesji jak widać nie było, bo gracze nie dopisali, ale kwiatki ...